Trzystu coraz bliżej – oczywiście nie chodzi o tytuł filmu, tylko o liczbę uczestników Złotego Dyktanda. W swej dziewiątej edycji konkurs ortograficzny wyśrubował kolejny rekord frekwencji. Słowo dnia to „ponaddwudziestoipółkilometrowym”. Tego typu złożeń liczebnikowych, które rozgrzewały do czerwoności długopisy, było zresztą w sobotę więcej.
– Dyktando napisały tym razem 283 osoby. To najlepszy wynik w dotychczasowej historii imprezy. Poprawiliśmy ubiegłoroczny rekord mimo niesprzyjającej pogody – cieszy się Iwona Pawłowska, jedna z organizatorek (obok Renaty Fuchs) tegorocznego konkursu, w którym nagrodami są Złote Pióra.
W grupie uczniowskiej pisało 226 osób, wśród których tradycyjnie najwięcej było sztubaków – do konkursu przystąpiło aż 65 czwarto-, piąto- i szóstoklasistów. Uczniów nie trzeba jednak specjalnie namawiać do przyjścia na Złote Dyktando. Inaczej jest w przypadku osób dorosłych, których ściągnięcie z powrotem do szkolnej ławki stanowi spore wyzwanie dla organizatorów. Tym razem jednak rodzice i dziadkowie uczniów zapełnili aż 3 sale.
– Bardzo nas cieszy, że kategorię „rachmistrz” wybrało aż 18 osób. Zastanawialiśmy się nie bez obaw, jak złotoryjanie przyjmą tę kategorię, ale na konkursie pojawili się zarówno nauczyciele matematyki, jak i jej sympatycy – podkreśla Iwona Pawłowska. Wśród dorosłych przeważali magisters (24). Tym razem, w porównaniu z ubiegłymi latami, mniej było profesores, przy czym ten spadek można tłumaczyć tym, że wielu ze stałych bywalców tej zacnej kategorii postanowiło spróbować swoich sił w czymś, co się już nie powtórzy, i przesiadło się do sali dla rachmistrzów.
Wśród profesores pierwszy raz pisał Tomasz Malarz, ubiegłoroczny mistrz w kategorii magisters, który na złotoryjskie dyktando przyjeżdża od 4 lat aż z Krakowa. Specjalnie na konkurs tłucze się blisko 350 km w jedną stronę. Spokojnie można go określić mianem „turysty ortograficznego”, bo za dyktandami jeździ niemal po całej Polsce.
– Ja po prostu lubię je pisać – uśmiecha się pan Tomasz, który uczestniczył już w kilkudziesięciu potyczkach ortograficznych, wiele z nich wygrał, nie tylko to w Złotoryi. Do szczęścia brakuje mu jeszcze zwycięstwa w rodzinnym Krakowie. Co mówi o Złotym Dyktandzie?
– Nie należy do najtrudniejszych. Ortogramy złotoryjskie nie stanowią problemu nawet dla kogoś spoza miast, jeśli tylko zna podstawowe zasady ortografii – tłumaczy mistrz, który na ubiegłorocznej gali nie był, więc za 2 tygodnie ma szansę odebrać aż dwa Złote Pióra: zaległe z 2018 i nagrodę za ten rok, o ile oczywiście znowu napisze najlepiej ze wszystkich.
A ortogramów na dzisiejszym dyktandzie nie brakowało na dyktandzie. Jego autorki upodobały sobie zwłaszcza Pogórze Kaczawskie, które w kilku przypadkach uczyniły „miejscem akcji” dla swoich historii. Ale nie tyle o ortogramy tym razem toczyła się walka, co o poprawną pisownię różnorodnych liczebników i wyrażeń od nich pochodzących. Konsternację piszących budziły złożenia typu „dwunastoipółletni”, dużo było też dat i godzin, nie mówiąc już o „wariacjach” z liczebnikiem „pół” (np. półkwaterka, półdrwiąco). W tegorocznym Złotym Dyktandzie znalazło się nawet miejsce na słowo „ćwierćinteligent”, które w Złotoryi „spopularyzował” w ostatnim czasie jeden z radnych powiatowych.
Autorkami tych matematycznych dyktand (w całości publikujemy je pod artykułem) były tym razem Barbara Porębska i Agnieszka Młyńczak. Dla tej pierwszej była to druga przygoda z dyktandem, bo kilka lat temu spod jej pióra wyszły już teksty konkursowe. Druga z pań debiutowała w tej roli.
– To było ciekawe doświadczenie i spore wyzwanie. Przyznam, że nie wiedziałam jak się do tego zabrać, ponad tydzień chodziłam, myślałam i gromadziłam słownictwo. Ale później radość z pisania była wielka. Życie podpowiada najlepsze historie i tematy, tak było też i tym razem. Jest więc tekst o złotoryjance Anieli robiącej zakupy na bazarze, i o drugiej złotoryjance, Aurelii, która nabawiła się bólu zęba przez zbyt słodki tort na swoim przyjęciu urodzinowym. Wszystko jest napisane „z jajem” – uśmiecha się Agnieszka Młyńczak. Co ciekawe, pani Agnieszka jest pierwszą mistrzynią Złotego Dyktanda (w kategorii „bakałarze” w roku 2012), która pokusiła się o napisanie tekstów konkursowych.
Barbara Porębska to z kolei weteranka jeśli chodzi o układanie dyktand. Dyktanda fabularne pisze od lat na konkursy w Powiatowym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Złotoryi. – Są to zazwyczaj krótkie historyjki, które mają puentę i w które staram się wpleść kilka ortograficznych trudności różnego typu. W przypadku tegorocznych tekstów są to liczebniki i rzeczowniki odliczebnikowe – wyjaśnia.
Złote Dyktando było w tym roku nie tylko najliczniej obsadzone, ale i najkrótsze w 9-letniej historii. Pierwsze grupy opuszczały sale w „jedynce” już po dwudziestu paru minutach. – Nie narzucałyśmy autorkom słownictwa, ale zaznaczyłyśmy, że teksty mają być krótsze niż dotychczas. Starsi uczestnicy konkursu skarżyli się nam podczas poprzednich edycji na zmęczenie rąk, które odzwyczaiły się już od długiego pisania. Poza tym te wszystkie dyktanda, których z roku na rok jest coraz więcej, trzeba przecież później sprawdzić. To ogrom pracy, którą muszą wykonać członkowie komisji. A tych jest w tym roku tylko 13. Każdy ma więc przeciętnie do sprawdzenia 22 prace, więc im krótszy tekst, tym lepiej – tłumaczy Iwona Pawłowska.
Poloniści z komisji muszą się uwinąć do soboty 19 października. To wtedy odbędzie się w ośrodku kultury uroczysta gala rozdania nagród i tytułów mistrzowskich. Lektorzy zachęcali dziś mocno wszystkich uczestników do przyjścia, bez względu na samopoczucie po konkursie. Bo – jak tłumaczyli – nigdy przecież nie wiadomo, czy ktoś nie zrobił jeszcze więcej błędów od nas…