Półmetek kampanii przed II turą wyborów burmistrza za nami. Dwójka kandydatów, która została w grze, prześciga się na spotkania wyborcze z mieszkańcami. Od Pawłów Kuliga i Maciejewskiego aktywniejsi wydają się jednak ich sztabowcy i zwolennicy, którzy coraz bardziej bezpardonowo bombardują się komentarzami na forach internetowych, licytując się, kto więcej zrobił dla miasta. Czego możemy się spodziewać po II turze? Z dużym prawdopodobieństwem niższej frekwencji – dotąd dogrywki wyborcze niemal za każdym razem mobilizowały mniejszą liczbę wyborców niż pierwsze głosowanie. W tej sytuacji każdy głos będzie jeszcze bardziej na wagę złota.
Złotoryjanie wybierają burmistrza od 2002 r. (wcześniej przez 12 lat robiła to podczas sesji rada miejska). W tym czasie odbyło się 5 elekcji. Ta tegoroczna jest szósta. Co ciekawe, jest pierwszą, w której nie startuje Ireneusz Żurawski – jego osoba łączy wszystkie dotychczasowe głosowania na burmistrza Złotoryi. Pierwszy raz również od 2002 r. w wyborach nie startuje dotychczasowy burmistrz. To także pierwsze wybory, które odbywają się na wiosnę, a nie jesienią. To oznacza, że nowy burmistrz będzie miał czas na przygotowanie autorskiego budżetu na nowy rok, dotąd bowiem przy zmianie władzy wybraniec mieszkańców dostawał swój pierwszy budżet w spadku po poprzedniku.
Tylko raz do tej pory nie było II tury – w 2006 r. Żurawski, walczący wtedy o drugą kadencję, zdobył 53 proc. głosów. Poparło go 3417 mieszkańców. To w zupełności wystarczyło, by głosowania nie trzeba było powtarzać. 12 listopada przy 48-procentowej frekwencji pokonał Wiesława Woźniaka, Jerzego Moskota, Wojciecha Michnę oraz Annę Melską (żadne z nich nie zdobyło więcej niż 20 proc. głosów).
W przypadku czterech pozostałych elekcji zawsze potrzebne było dodatkowe głosowanie, by wyłonić burmistrza. Jak złotoryjanie decydowali dotąd w II turze?
Statystyka daje tu pewne nadzieje Pawłowi Maciejewskiemu, który tydzień temu przegrał głosowanie różnicą prawie 200 głosów. Trzykrotnie bowiem zdarzało się, że burmistrzem ostatecznie zostawał kandydat, który w I turze zajął drugie miejsce i gonił wynik. Najbardziej spektakularną pogoń zaliczył w 2002 r. Żurawski. Był to jego debiut wyborczy. W pierwszym starciu zagłosowało na niego 1467 złotoryjan (24,9 proc.). Pewniakiem do wygranej wydawał się wtedy Adam Zdaniuk, na którego głos oddało 2096 osób (35,5 proc.). Żurawskiego mało kto się wtedy w II rundzie spodziewał. To był jednak dopiero początek niespodzianek.
Dogrywka była pamiętna. Okazała się najbardziej wyrównaną w historii Złotoryi. O zwycięstwie przesądziło zaledwie 16 głosów. Nie cieszyła się jednak zbyt dużym zainteresowaniem mieszkańców – ogromna większość z nich została w domu. Do urn poszło nieco ponad 36 proc. wyborców, czyli ponad tysiąc mniej niż w I turze.
W dogrywce poparcia Żurawskiemu udzielili wszyscy przegrani kandydaci: Eugeniusz Pożar, Andrzej Czasławski i Kazimierz Zwierzyński. Oficjalnie – zaprezentowali się obok późniejszego burmistrza na jednym plakacie wyborczym. To zadziałało. Na Żurawskiego zagłosowało 2416 osób, prawie tysiąc więcej niż 2 tygodnie wcześniej. To było 50,17 proc. wszystkich głosów i wystarczyło do wygranej. Zdaniuk otrzymał poparcie 2400 złotoryjan.
W 2010 r. Żurawski znowu musiał się zmierzyć w II turze – tym razem z Krzysztofem Maciejakiem. Ówczesny burmistrz wygrał w pierwszym głosowaniu, ale zdobył zbyt mało głosów (2625, czyli 42 proc.), by od razu cieszyć się z trzeciej kadencji. Jego rywal zyskał zaufanie 2289 mieszkańców (36,6 proc.). Obydwaj zostawili w tyle trzeciego kandydata, Rafała Miarę (21,4 proc.).
Dogrywka przeprowadzona 5 grudnia była zupełnie inna niż ta w 2002 r. Żurawski obronił przewagę i wygrał bardzo pewnie z poparciem na poziomie 59,3 proc. W powtórzonym głosowaniu ponownie zgromadził prawie tysiąc głosów więcej (3495). Nazwisko Maciejaka na karcie wyborczej zakreśliło 2400 osób. Także i w tym przypadku frekwencja była w II rundzie niższa (44,3 proc.) niż w pierwszej (47,5 proc.).
Cztery lata później, w 2014 r., Żurawski II turę już przegrał – z Robertem Pawłowskim. To była najbardziej „nierówna” dogrywka w dziejach Złotoryi. Ówczesny burmistrz, po 12 latach rządzenia, zdobył tylko 31,8 proc. głosów. Poparło go 1886 osób. Pawłowskiemu udało się to, co nikomu wcześniej – zgromadził ponad 4 tys. głosów złotoryjan (dokładnie 4038).
Przegrana Żurawskiego była wtedy w Złotoryi raczej spodziewana, jej rozmiary natomiast można uznać za zaskakujące. Wyniki I tury na taki rozwój wypadków bowiem nie wskazywały. Były bardzo wyrównane. Żurawskiego (30,3 proc.) i Pawłowskiego (29,9 proc.) dzieliły tylko 23 głosy. Obydwaj zdystansowali ubiegających się ponownie o urząd burmistrza Miarę i Melską, a także Pawła Okręglickiego.
Bezpośrednie wybory burmistrza w 2014 r. były jak dotąd jedynymi, które w II turze budziły równie duże zainteresowanie co w pierwszej. Dogrywka przyciągnęła do urn 45,19 proc. uprawnionych złotoryjan – o 0,03 proc. więcej niż 2 tygodnie wcześniej.
Z drugiego miejsca po I turze Pawłowski zasiadł w fotelu burmistrza także w 2018 r. Swoich sił raz jeszcze spróbował wtedy Żurawski, który zdobył 1811 głosów (27,2 proc.). Dużo groźniejszą rywalką dla ówczesnego burmistrza okazała się jednak Barbara Zwierzyńska-Doskocz, wygrywając pierwsze starcie z wynikiem 30,8 proc. (2054 głosy). To była znowu bardzo wyrównana I runda, bo różnica poparcia dla pierwszej trójki kandydatów zamknęła się w 3,6 proc. Na Pawłowskiego głosowało bowiem 1934 złotoryjan (29 proc.). Zupełnie nie liczyła się czwarta kandydatka, Agnieszka Markiewicz z PiS-u (861 głosów).
Wybory na burmistrza w 2018 r. okazały się historyczne z jednego względu: były tymi, które najbardziej zmobilizowały elektorat. W I turze poszło zagłosować prawie 53 proc. złotoryjan. W drugiej odsłonie 4 listopada już tak dobrze nie było, bo w lokalach wyborczych pojawiło się „tylko” 45,3 proc. wyborców. Pawłowski odrobił z nawiązką straty do Zwierzyńskiej-Doskocz, zdobywając ponad 3014 głosów, a więc ponad tysiąc więcej w porównaniu z I turą. Reelekcję zapewniło mu poparcie na poziomie 52,8 proc. Jego konkurentka zgromadziła 2691 głosów.
Bardzo emocjonująco zapowiada się także tegoroczna II tura, która odbędzie się już za tydzień, w niedzielę 21 kwietnia. Na placu boju pozostali Paweł Kulig i Paweł Maciejewski. Kulig wygrał co prawda pierwsze głosowanie, ale przewaga blisko 4 proc., jaką uzyskał, wcale nie daje mu spokoju o końcowy wynik. Obecny zastępca burmistrza swoją przewagę w kampanii stara się budować na swoim wieloletnim doświadczeniu samorządowym w ratuszu oraz na tym, że nie jest kojarzony z żadną partią polityczną (co daje mu np. choćby większą elastyczność w kontaktach na wyższych szczeblach władzy). Jego konkurent jest z kolei powszechnie kojarzony w Złotoryi z działalnością charytatywną, ale także z Prawem i Sprawiedliwością (był przez większość mijającej kadencji radnym tej partii w radzie miasta). Tym bardziej więc wynik, jaki uzyskał, wydaje się zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że dotąd w każdych wyborach na burmistrza Złotoryi kandydaci związani z PiS-em plasowali się na końcu stawki.
Kulig i Maciejewski walczą o poparcie wyborców Zwierzyńskiej-Doskocz i Waldemara Wilczyńskiego, którzy z wyścigu o fotel burmistrza już odpadli. Do przejęcia jest ponad 2 tys. głosów, ale dotychczasowe doświadczenia pokazują, że nie wszyscy wyborcy, których faworyci przegrali w I turze, idą ponownie zagłosować.
Dodajmy na koniec, że II tura wyborów na burmistrza to najprostsze głosowanie samorządowe, z najszybszym przeliczeniem głosów. W komisjach obwodowych wyniki będą zapewne znane już w ciągu pół godziny od opróżnienia urn wyborczych. W lokalu wyborczym dostaniemy tylko jedną kartę, na której będą widniały nazwiska. Głosujemy, stawiając znak „x” w kratce przy wybranym kandydacie.