Trzy dni po pożarze dachu w fabryce Borgersa wciąż trwa suszenie i wietrzenie. Kierownictwo zakładu zapewnia, że zniszczenia mają ograniczony zasięg i nie są tak duże, jak mogłyby sugerować rozmiary akcji gaśniczej, a żaden z pracowników firmy nie został ranny. Liczy też na to, że w ciągu kilku dni uda się wznowić produkcję. I uspokaja, że załoga na przestoju nie ucierpi.
– Dla nas najważniejsze jest to, że wszystkie zabezpieczenia zadziałały tak, jak mają działać w sytuacjach awaryjnych – podkreśla Marko Krnjajić, general menager i członek zarządu Borgers Polska. – Sprawdziła się instalacja tryskaczowa, w szybkim tempie przebiegła ewakuacja pracowników, którzy znaleźli się w bezpiecznym miejscu poniżej zakładanego w schematach ewakuacyjnych czasu. Bardzo przydały się ćwiczenia strażackie, które mieliśmy w naszym zakładzie w zeszłym roku. Strażacy podkreślali po wtorkowej akcji, że bardzo im pomogły, bo wiedzieli, jak poruszać się po hali w warunkach dużego zadymienia. Jednym słowem: procedury bezpieczeństwa w zakładzie funkcjonują znakomicie – dodaje Krnjajic, który zapewnia jednocześnie, że zakład ma wszelkie możliwe certyfikaty i atesty oraz przeszedł wszystkie niezbędne kontrole: – Od lat kierujemy się starannością i dokładnością. W tej chwili jednak nic nie wskazuje, żeby do awarii przyczyniło się jakieś zaniedbanie.
Hala produkcyjna niemieckiej firmy jest w tej chwili unieruchomiona, bez dopływu energii elektrycznej, ale Borgers chce jak najszybciej wznowić produkcję, bo na części ze złotoryjskiej fabryki czekają montownie ciężarówek w Europie. Jak najszybciej nie oznacza jednak, że za cenę bezpieczeństwa. – Przez strefę, w której miało miejsce zdarzenie, przebiegają instalacje. Musimy sprawdzić, czy poprawnie działają, zanim uruchomimy produkcję. Zajmie to kilka dni. Jeśli będą sprawne, trzy czwarte hali może natychmiast wrócić do pracy. Bezpośrednio w strefie pożaru znalazło się zaledwie kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni produkcyjnej – podkreśla mecenas Krzysztof Bramorski, prokurent spółki.
Na razie jeszcze nie oszacowano strat po wtorkowej awarii. – Oceniamy w tej chwili stan budynku i maszyn. Uzyskaliśmy już zgodę powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, jak najszybciej rozpoczniemy prace zabezpieczające i naprawcze na dachu i instalacji wentylacyjnej, bo tam są największe szkody – zapowiada Krzysztof Bramorski.
W tej chwili trwa suszenie nagrzewnicami posadzki zakładu, bo której spływała woda z tryskaczy. Dach został zabezpieczony przed przeciekaniem. Pracują biegli, którzy ustalają przyczyny awarii, nikt z zewnątrz nie jest wpuszczany do środka. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie doszło do wybuchu gazu ziemnego, jak początkowo przypuszczano. – Biegły z zakresu pożarnictwa wykluczył zwarcie czy też uszkodzenie lub przerwanie instalacji gazowej. Prawdopodobnie był to zapłon pyłów w przewodach wentylacyjnych, ale na ostateczną wersję musimy jeszcze poczekać – powiedziała w środę st. sierż. Dominika Kwakszys, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Złotoryi, cytowana przez portal regionfan.pl.
Co z pracownikami, którzy od wtorku nie mogą przystąpić do wykonywania swoich obowiązków? Kierownictwo zakładu zapewnia, że nie ucierpią. – Otrzymają normalnie wynagrodzenie, nikt nie zostanie zwolniony przez awarię i wybuch – mówi Marko Krnjajic.
Przypomnijmy, że dla ewakuowanych we wtorek z terenu zakładu pracowników Urząd Miejski w Złotoryi podstawił autobusy, by nie musieli marznąć na zewnątrz i mogli w cieple przeczekać akcję gaśniczą. – Jesteśmy wdzięczni burmistrzowi za szybką reakcję. Cieszymy się, że współpraca po awarii z władzami miejskimi i powiatowymi przebiega bardzo sprawnie, dzięki temu mamy nadzieję, że uda się szybko doprowadzić zakład do porządku – podkreśla Krnjajic.
Robert Pawłowski zaznacza, że Borgers – jak każda firma w Złotoryi znajdująca się w sytuacji kryzysowej – może liczyć na wsparcie ratusza. – Jesteśmy jedną społecznością i wspólnie pracujemy na rozwój naszego miasta – mówi burmistrz.
Jak zapewnia kierownictwo Borgers Polska, wtorkowe wydarzenia nie wpłyną na rozwój firmy w Złotoryi. Zakład, który produkuje elementy wygłuszeniowe do kabin samochodów ciężarowych takich koncernów jak Scania czy Daimler, jest największym przedsiębiorstwem w złotoryjskiej podstrefie LSSE. Zatrudnia obecnie ponad 200 osób. W planach na najbliższe lata jest budowa drugiej hali produkcyjnej obok tej już stojącej, teraz jest przygotowany pod inwestycję.
fot. PSP Złotoryja