Połowa złotoryjan deklaruje, że segreguje odpady. Segregujący stanowią większość wśród tych mieszkańców, którzy złożyli deklarację na odbiór śmieci. Teoretycznie więc nie powinno być w Złotoryi większych problemów z recyklingiem. W praktyce segregacja niestety mocno kuleje i ci, którzy robią to solidnie, stanowią niestety mniejszość.
Niewiedza? Lenistwo? A może chęć uniknięcia wyższych opłat? Powody są zapewne różne. Nie jest tajemnicą, że część osób składa deklarację o segregacji – choć wcale nie zamierza jej prowadzić – z powodów ekonomicznych, ze względu na niższą opłatę. Stąd niechęć niektórych gmin do zbyt dużego różnicowania opłat pomiędzy odpadami segregowanymi i niesegregowanymi.
Kilka dni temu burmistrz Robert Pawłowski razem z Grzegorzem Nowodyłą, naczelnikiem Wydziału Gospodarki Odpadami w Urzędzie Miejskim w Złotoryi, sprawdzili zawartość kilkudziesięciu pojemników na odpady stojących przy domkach jednorodzinnych i firmach (także szkołach i instytucjach miejskich), które deklarują selektywną zbiórkę. W żadnym nie znaleźli prawidłowo posegregowanych śmieci.
– Nie wypadło to najlepiej. Do pojemników na odpady zmieszane były wrzucone odpady nadające się do recyklingu. W kontenerach przeznaczonych na papier czy opakowania suche znalazły się frakcje, które nie powinny do nich trafić. Firmy, które deklarują, że segregują, nie robią tego lub segregują bardzo niedokładnie – uważa burmistrz.
Z tej „inspekcji” powstała dokumentacja fotograficzna, którą publikujemy pod tekstem. Do właścicieli nieruchomości, które zostały skontrolowane, ratusz zamierza wysłać pismo z prośbą o zachowanie większej dbałości przy segregacji odpadów.
Mała liczba mieszkańców faktycznie segregujących odpady to jedna z największych bolączek złotoryjskiego systemu gospodarki odpadami. Stosunkowo wielu złotoryjan, mimo złożonej deklaracji na „tak”, nie segreguje wcale lub segreguje nieprawidłowo. Selektywną zbiórkę deklaruje 7,5 tys. osób. To 61,5 proc. wszystkich, którzy złożyli deklaracje. Jednak wg szacunków UM, faktycznie w sposób selektywny zbieranych jest 25 proc. odpadów. W 2018 r. przeciętny mieszkaniec Złotoryi wyprodukował 500 kg odpadów, w tym tylko 30 kg posegregowanych.
– Wciąż za dużo śmieci trafia do pojemników czarnych, z odpadami zmieszanymi. 90 proc. tego, co produkujemy i tam wrzucamy, nadaje się do recyklingu, bo to odpady surowcowe – twierdzi burmistrz. – Musimy zwiększyć stopień segregacji, bo różnica między ceną odpadów zmieszanych i segregowanych to w tej chwili 232 zł na jednej tonie. Chodzi o to, żeby jak największa ilość naszych odpadów trafiała do ponownego przerobu.
Złotoryjski ratusz przyznaje, że warunki segregacji w naszym mieście mogą być nieco uciążliwe dla mieszkańców i że nadal jest zbyt mała liczba gniazd (lub są one za bardzo oddalone od nieruchomości). Jest jednak pomysł, jak to poprawić. Magistrat planuje zakupić kilkaset żółtych pojemników na odpady plastikowe i metale (suche opakowania wielomateriałowe) i ustawić je przy domkach i wspólnotach – wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. To ma być „pojemnik pierwszego wyboru”. Bo lepiej już wrzucić plastik, szkło czy papier do jednego pojemnika z odpadami suchymi niż do odpadów zmieszanych. Na wysypisku bowiem tona śmieci z żółtego pojemnika kosztuje tylko 91,80 zł, wobec 324 za tonę odpadów zmieszanych! – To jest podstawa segregacji. Nie ma nieszczęścia, gdy do żółtego kontenera na opakowania trafi papier czy PET. Dlatego zamierzamy je sukcesywnie dokupywać, by ułatwić mieszkańcom segregację – zapowiada burmistrz.
Wśród posesji, które zostały skontrolowane przez UM, jedna należała do radnego miasta, który deklaruje segregację. Po zawartości pojemników było widać, że tego nie robi – podkreślał na poniedziałkowej komisji gospodarczej burmistrz Pawłowski. Zdradził też, że na 15 radnych wybranych w ostatnich wyborach samorządowych deklaracje o segregacji złożyło 12, pozostałych trzech śmieci zbiera nieselektywnie. – Za mało jest edukacji jeśli chodzi o segregację. Jako mieszkaniec mogę powiedzieć, że nie do końca wiem, jak segregować – przyznaje się Paweł Okręglicki, jeden z miejskich radnych.
Dlatego miasto chce zintensyfikować ekologiczną edukację złotoryjan. Ma powstać więcej ulotek prezentujących, jak prawidłowo segregować śmieci, z katalogiem najczęściej popełnianych błędów, a także „słowniczek segregacji”, w którym znajdzie się około pół tysiąca haseł, czyli najczęściej produkowanych w naszych domach odpadów ze wskazaniem, do którego pojemnika każdy z nich powinien trafiać. – Chcemy podać ludziom modelowy przykład, jak segregować odpady w kuchni – dodaje burmistrz.
Podjęcie działań edukacyjnych i inwestycyjnych, związanych z zakupem choćby nowych pojemników, nie będzie jednak możliwe, jeśli miasto nie zwiększy przychodów z gospodarki odpadami. Te od 4 lat systematycznie maleją, m.in. ze względu na zmniejszającą się liczbę mieszkańców i zmianę deklaracji z niesegregowanych na segregowane. Jak szacuje UM, aby zbilansować cały system, trzeba w 2018 r. podnieść sumę przychodów z 2 832 tys. zł do 3 715 tys. zł (wydatki bieżące 3 411 tys. plus inwestycje 303 tys. zł). Będzie to możliwe, o ile dziś na sesji radni miejscy przegłosują nowe stawki opłat za odbiór śmieci.
Czytaj także:
Złotoryjan zaboli niechęć do segregacji?