Adam Bartnicki i Dariusz Spychała zrezygnowali z zasiadania w Radzie Społecznej Przychodni Rejonowej w Złotoryi. Przynajmniej w przypadku jednego z nich to pokłosie wydarzeń sprzed kilku dni, gdy zapadła decyzja o przyznaniu nagrody dla kierownika placówki Ireneusza Żurawskiego. Radnych w organie nadzorującym miejską lecznicę zastąpią Agnieszka Zawiślak i Barbara Zwierzyńska. Sprawę skomentował burmistrz Robert Pawłowski.
We wtorek 12 maja odbyło się posiedzenie Rady Społecznej Przychodni Rejonowej w Złotoryi, w której poza dwoma wspomnianymi wyżej przedstawicielami rady miejskiej zasiadają również Jacek Karwan jako reprezentant wojewody dolnośląskiego oraz Tadeusz Oleksów – były radny miejski, pełniący funkcję przewodniczącego. To on właśnie zaproponował przyznanie nagrody dla Żurawskiego, kierującego placówką od lipca 2019 r. Chciał, by były burmistrz otrzymał trzykrotność swojej pensji.
Ta propozycja nie znalazła jednak poparcia u żadnego z trzech pozostałych członków rady społecznej. Zarówno Spychała, jak i Karwan zgodzili się natomiast na nagrodę w wysokości dwóch pensji, którą zaproponował Bartnicki. To 19 tys. zł brutto.
Kilka dni po posiedzeniu Bartnicki i Spychała złożyli jednak na ręce przewodniczącego rady miejskiej rezygnację z członkostwa w radzie społecznej przychodni. Waldemar Wilczyński poinformował o tym oficjalnie wczoraj, podczas zdalnej komisji oświaty.
Zapytaliśmy Adama Bartnickiego, który w radzie przychodni pracował od 5 lat, dlaczego zrezygnował. Tłumaczy nam, że to wynik utraty zaufania do przewodniczącego Oleksowa. – Zachował się nie w porządku. Zaproponował tę nagrodę w ostatniej chwili, bez wcześniejszej konsultacji z nami. Moim zdaniem przekroczone zostały w ten sposób pewne granice – wyjaśnia Bartnicki.
Radny przyznaje, że wynik finansowy przychodni pozwala na wypłatę kierownikowi dodatkowych dwóch wynagrodzeń. – Uważam jednak, że w dobie epidemii koronawirusa taka ministerialna wysokość nagrody jest niemoralna. Na dodatek nagroda dla kierownika przychodni została przyznana bez kompleksowej oceny tego, w jakiej wysokości nagrody czy premie otrzymali kierownicy innych jednostek miejskich – dodaje.
Dlaczego zatem były wiceprzewodniczący rady miejskiej w ogóle zagłosował za przyznaniem nagrody, tylko zgodził się na jej niższy wymiar? – To była presja chwili – przyznaje się. – Dziś już bym w taki sposób nie zagłosował. Powinniśmy sobie dać we wtorek spokój i wrócić do sprawy dopiero po pandemii.
Dariusz Spychała, który w radzie społecznej zasiadał dopiero od ponad roku, nie chce komentować powodów swojej rezygnacji. Nie odpowiada wprost, czy ma ona związek z przyznaniem nagrody dla kierownika, choć od osób zbliżonych do sprawy usłyszeliśmy, że prawdopodobnie miało to wpływ na decyzję radnego. – Nie widzę siebie dalej w tej radzie społecznej – kwituje tylko enigmatycznie.
W miejsce Bartnickiego i Spychały do rady społecznej przychodni zgłosiły się dwie inne przedstawicielki rady miejskiej: Agnieszka Zawiślak i Barbara Zwierzyńska.
Burmistrz: Trudno powiedzieć, że na nagrodę nie zasłużył
Wniosek o wypłatę nagrody trafił już na biurko burmistrza Złotoryi. Robert Pawłowski twierdzi jednak, że nikt z nim wcześniej nie uzgadniał dodatkowego wynagrodzenia kierownika, a wysokością samej nagrody został zaskoczony.
– Jest to dla mnie kłopotliwa sprawa. Jakiej decyzji bym teraz nie podjął, nie będzie w tej sytuacji optymalna – przyznaje. – Z jednej strony po to jest rada społeczna, żebym wsłuchiwał się w jej głos, z drugiej strony nagrody są integralną częścią zarządzania jednostką. Co do koronawirusa – nie wpływa on na przychody, choć oczywiście zwiększa koszty. Ale jeżeli nadal jesteśmy na plusie, to świadczy o tym, że zarządzanie jest skuteczne. To trochę sztucznie wywołana afera. Gdyby nie było koronawirusa, część ludzi nie kryłaby oburzenia pod innym zupełnie pretekstem.
Burmistrz usprawiedliwia jednak decyzję rady społecznej tym, że Ireneusz Żurawski poprawił w ostatnich miesiącach wyniki przychodni i usprawnił jej pracę, a pensja kierownika placówki pozostaje od kilku lat na niezmienionym poziomie, bo ostatnie podwyżki ominęły to stanowisko.
– Kierownik przychodni nie otrzymuje trzynastki, tak jak to się dzieje w stricte samorządowych jednostkach. Przychodnia jest autonomiczną pod względem finansowania się jednostką, miasto od wielu lat nic do niej nie dokłada. Z reguły zawsze, gdy był zysk, jej szef dostawał nagrodę. Trudno powiedzieć, że pan Żurawski na wnioskowaną nagrodę nie zasłużył. Wyprowadził przychodnię z pewnej zapaści finansowej po kumulacji odpraw i nagród jubileuszowych, a także konieczności zrobienia podwyżek, żeby lekarze zostali w pracy. Udało mu się nieznacznie odwrócić trend i po kilku gorszych latach wreszcie mamy więcej zarejestrowanych pacjentów w ujęciu rok do roku. Wiem, że kierownik pracuje nad tym, żeby to była stała tendencja. Poczynił też pewne ruchy dotyczące rozszerzenia zakresu usług w przychodni, np. jeśli chodzi o opiekę geriatryczną. Gdy tylko sytuacja związana z epidemią się unormuje, wrócimy do tego. W tej chwili kończymy remont gabinetu stomatologicznego w SP nr 3. Muszę powiedzieć, że bez mocnego zaangażowania kierownika nic by z tego nie było, choćby ze względu na brak stomatologa – wylicza Pawłowski.
Czy zatem burmistrz wypłaci nagrodę we wnioskowanej wysokości? – Wniosek rady społecznej przejdzie jeszcze przez dział prawny i wtedy zostanie podjęta ostateczna decyzja – zapowiada.
Nagroda dla prezesa – tak, ale gdy wypełni cele
Robert Pawłowski odnosi się też przy okazji do informacji o nagrodzie w wysokości ok. 50 tys. zł dla prezesa RPK Pawła Macugi, która pojawiła się w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej. Podkreśla, że jest to sprawa w zasadzie niezależna od burmistrza, bo RPK to spółka prawa handlowego i działa w oparciu o zasady ekonomii. Prezes Macuga ma zapisane w kontrakcie menadżerskim cele zarządcze, czyli efekty, jakich po jego pracy oczekuje właściciel spółki, który jest gmina miejska. Nagrodę wylicza i przyznaje rada nadzorcza RPK po przyjęciu bilansu za rok poprzedni, a jej wysokość nie jest dowolna – kalkuluje się ją wg konkretnego wzoru.
– Dzisiaj trudno jeszcze ocenić, czy prezes otrzyma nagrodę, a na pewno nie wiadomo, w jakiej wysokości. Dopiero w czerwcu rada nadzorcza pochyli się nad wynikami finansowymi spółki i oceni stopień realizacji celów zarządczych. Jeżeli zostaną osiągnięte, to korzyść dla spółki i tak jest wielokrotnie wyższa niż pieniądze wypłacone prezesowi – tłumaczy Pawłowski.
Burmistrz zauważa również, że podstawowe wynagrodzenie prezesa RPK, biorąc pod uwagę obroty firmy oraz liczbę zatrudnionych w niej osób, jak również skalę inwestycji, nie należy do najwyższych. Jest niższe niż minimalne wynagrodzenie przewidziane w tzw. ustawie kominowej, a prezesa ominęła co najmniej jedna podwyżka przeprowadzona w miejskich instytucjach.
– W tym miejscu należy podkreślić, że od półtora roku zarząd RPK składa się już tylko z jednej osoby, a nie jak przedtem z dwóch, co znacznie obniżyło dla miasta koszty funkcjonowania zarządu. Pracy i obowiązków zarządowi przy tym jednak nie ubyło. Wprowadzane są nowe rozwiązania, poprawia się efektywność spółki – dodaje.
Robert Pawłowski podkreśla też wyraźnie jeszcze jedną kwestię: że zarówno wynagrodzenie kierownika przychodni, jak i prezesa spółki komunalnej, jest zdecydowanie niższe niż pensja menadżerów na podobnych stanowiskach w sektorze prywatnym.
– Dwa lata temu obniżono wynagrodzenie wójtom i burmistrzom. To jednak nie powód, żeby w podobny sposób traktować kierowników instytucji samorządowych. Jeżeli chcemy mieć najlepszych ludzi, którzy mądrze będą kierować naszymi jednostkami, musimy ich dobrze wynagradzać i premiować za dobrą pracę. W przeciwnym przypadku będziemy mieć osoby, które nie podołają zarządzaniu. Oczywiście dla kogoś, kto zarabia najniższą krajową czy korzysta z zasiłku, zarobki prezesa czy kierownika mogą się wydać szokujące, ale mówimy tu o 3-4-krotności najniższych zarobków, przy zdecydowanie większej odpowiedzialności, nie mówiąc już o koniecznej wiedzy i doświadczeniu – podsumowuje burmistrz Złotoryi.