50-procentowa podwyżka dla tych, którzy śmieci nie segregują, dwa razy mniejsza dla osób wspierających recykling – tak prawdopodobnie od kwietnia będą się kształtowały w Złotoryi nowe opłaty za odpady. Burmistrz Robert Pawłowski podkreśla, że podwyżek nie da się uniknąć, jeśli miasto nie chce dokładać do systemu gospodarki odpadami i rezygnować z niezbędnych inwestycji. Radni są podzieleni. Jutro na sesji zdecydują, ile w najbliższym czasie zapłacimy za śmieci.
Gospodarka odpadami w ubiegłym roku kosztowała Złotoryję bez mała 3 mln zł. W tym miasto będzie potrzebowało na cały system już 3,5 mln zł. Te wydatki pokrywane są w większości z opłat od mieszkańców, w niewielkiej części – z przychodów ze sprzedaży wyselekcjonowanych frakcji (szkła, plastiku, papieru). Wpływy z tych źródeł za ubiegły rok to ok. 2,8 mln zł. Miasto było więc na minusie jeśli chodzi o śmieci. Urząd Miejski w Złotoryi musiał pokryć stratę z innych źródeł budżetowych. W tym roku „dziura” zapowiada się jeszcze większa, wiec podwyżka opłat wydaje się nieunikniona. Zwłaszcza że mieszkańcy – mimo że od wprowadzenia systemu recyklingowego minęło już ponad 5 lat – w większości nie chcą segregować swoich śmieci i wszystkie frakcje wrzucają do jednego dużego pojemnika na odpady zmieszane, za które na wysypisku miasto płaci najdrożej (w tej chwili aż 324 zł za tonę).
Opłaty dla mieszkańców nie były podwyższane od 2013 r. W tym czasie rosły koszty ich odbierania i przetwarzania, m.in. ze względu na wzrost płac czy opłat za składowanie. Na dodatek nie wszyscy mieszkańcy za śmieci płacą, podając w deklaracji mniejszą liczbę osób niż zamieszkuje w gospodarstwie albo wcale nie składając deklaracji. Co gorsze, miasto coraz mniej na wyselekcjonowanych odpadach zarabia, bo w całej masie śmieci produkowanych przez Złotoryję jest coraz mniej tych posegregowanych, jak papier, plastik czy szkło, które można sprzedać.
– W latach 2015-2016 nie było wyraźnej potrzeby podnoszenia opłat za śmieci. W 2017 r. przeszliśmy do innego rejonu przekazywania odpadów komunalnych i zmieniliśmy Legnicę na Lubawkę, dzięki czemu na jakiś czas udało nam się sporo zaoszczędzić, zbilansować system i odsunąć podwyżkę w czasie. To nie było łatwe, ale się udało. Jednak poważny deficyt za zeszły rok pokazał nam, że wzrostu opłat nie da się już dłużej odwlekać, jeśli system gospodarki odpadami ma się bilansować i rozwijać. Decyzja o podwyżce jest ciężka, ale przy utrzymaniu aktualnych cen w 2019 r. miasto będzie musiało dopłacić ok. 400 tys. zł do odpadów. W takim wypadku trzeba będzie wykreślić z budżetu którąś z inwestycji lub zrezygnować z organizacji dużej imprezy, choćby Dni Złotoryi – podkreśla burmistrz Pawłowski.
Zaplanowane na ten rok podwyżki uderzą po kieszeni przede wszystkim tych, którzy mają na bakier z ochroną środowiska i do segregacji się nie garną. Zgodnie z uchwałą, która zostanie poddana pod głosowanie na czwartkowej sesji, mieszkańcy deklarujący, że odpadów nie segregują, zapłacą za nie więcej o 50 proc. W przypadku gospodarstw 1-osobowych miesięczny rachunek wyniesie 30 zł, dla rodzin liczących 2 osoby opłata wzrośnie do 57 zł, dla 3 osób – do 81 zł, dla 4 – do 102 zł, dla 5 – do 120 zł, a w przypadku 6 osób i więcej – do 132,30 zł.
Mniejszych podwyżek mogą się spodziewać złotoryjanie deklarujący segregację. Dla 1 osoby opłata wzrośnie z 16 do 20 zł miesięcznie, dla gospodarstw 2-osobowych – do 38 zł, 3-osobowych – do 54 zł, 4-osobowych – do 68 zł, 5-osobowych – do 80 zł, a dla 6-osobowych – do 88,20 zł.
Po podwyżce różnica pomiędzy opłatą za odpady segregowane i nieposegregowane będzie wynosić już nie 3 zł, lecz 10. W złotoryjskim ratuszu zakładają więc, że spowoduje to tzw. migrację deklaracji – mieszkańcy zaczną deklarować, że segregują śmieci, co wcale nie musi oznaczać, że rzeczywiście będą to robić. – To zagrożenie dla systemu. W budynkach jednorodzinnych jesteśmy w stanie zweryfikować deklarację, w zabudowie wielorodzinnej nie jest to już takie proste. Ale będziemy wyrywkowo sprawdzali, czy mieszkańcy rzeczywiście segregują, tak jak zadeklarowali. Jeśli nie będą tego robić, urząd drogą administracyjną zmieni im deklarację na odpady niesegregowane – dodaje burmistrz.
W poniedziałek nowymi stawkami opłat zajmowali się radni z komisji gospodarczej. Burmistrz przedstawił im bolączki złotoryjskiego systemu gospodarki odpadami. Mówił m.in. o małej liczbie osób faktycznie segregujących, dużej liczbie mieszkańców, którzy unikają płacenia za odpady, oraz o przestarzałym systemie boksów śmietnikowych i wyjmowaniu cennych odpadów (głównie metali) z pojemników. Zapowiedział też, co miasto zamierza zrobić, by ograniczyć straty i zwiększyć wskaźnik recyklingu (chodzi m.in. o nowe boksy z wrzutniami na śmieci, pojemniki na puszki i butelki czy większa liczba żółtych kontenerów na suche opakowania wielomateriałowe). Jeden z wniosków tej dyskusji na komisji był taki, że słaby wynik recyklingu, a co za tym idzie – wysoki koszt funkcjonowania złotoryjskiego systemu gospodarki odpadami – to brak odpowiedniej edukacji mieszkańców. Padły więc propozycje, by już teraz zakupić nowe pojemniki i zacząć ludzi edukować, a podwyżkę odwlec o 3, a nawet 6 miesięcy i po tym czasie sprawdzić efekty podjętych działań. – Zanim osiągniemy satysfakcjonujące wyniki, deficyt będzie rósł, z czego go pokryjemy? – pytał radnych burmistrz, który zauważył jednocześnie, że na edukację czy inwestycje w nowe pojemniki do segregacji miasto potrzebuje środków, których w tej chwili w budżecie nie ma. – Podwyżka opłat to również rodzaj edukacji. Gdy ludzie zapłacą więcej, zaczną segregować – zauważył z kolei radny Adam Bartnicki. Ostatecznie propozycja odłożenia podwyżki nie przeszła, a sam projekt uchwały zyskał akceptację 3 radnych, 2 było przeciw, a kolejnych 3 się wstrzymało.
Wiele wskazuje jednak na to, że jeśli radni przegłosują jutro nowe ceny, to i tak nie będzie to koniec podwyżek. Bardziej radykalny wzrost opłat za odpady niesegregowane czeka mieszkańców prawdopodobnie w przyszłym roku. Tym razem będą one wynikały z polityki rządu. Trwają bowiem prace nad nowelizacją ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach (tzw. ustawa śmieciowa). Projekt ministerstwa środowiska zakłada dużo większe zróżnicowanie opłat za odpady segregowane i niesegregowane niż w przypadku propozycji burmistrza Pawłowskiego. Mówi się, że osoby, które nie stosują selektywnej zbiórki, będą musiały zapłacić za odbiór śmieci nawet 4 razy więcej niż w przypadku segregowania odpadów, choć bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że różnica wyniesie „tylko” 100 proc. Ustawa ma się znaleźć w sejmie w czerwcu tego roku. – Jeśli wejdzie w życie, będziemy mieli rok na dostosowanie naszych stawek do nowych zapisów, więc w połowie przyszłego roku będziemy musieli jeszcze bardziej zróżnicować opłaty za odpady i mieszkańcy, którzy nie chcą segregować, będą płacić przynajmniej 2 razy więcej od tych, którzy segregują – zapowiada Robert Pawłowski.
Wg symulacji UM, dla złotoryjan niesegregujących opłata od 2021 r. wynosiłaby od 42 zł w przypadku gospodarstw 1-osobowych do 176 zł dla rodzin liczących 6 osób i więcej. To ustawowe podniesienie opłaty śmieciowej ma stanowić zachętę finansową do segregowania dla tych mieszkańców, którzy wrzucają wszystkie odpady do jednego pojemnika.
Wg burmistrza Pawłowskiego, w środowisku samorządowym są też informacje o projekcie poselskim ustawy śmieciowej. Zakłada on wprowadzenie minimalnej stawki za gospodarkę odpadami komunalnymi dla osób segregujących na poziomie 21 zł. – Wysokość opłat jest niedoszacowana. Niemal wszystkie miasta w naszym regionie dopłacają do systemu gospodarowania odpadami. W większości polskich gmin trwają prace nad podwyżkami opłat. W niektórych sięgną już teraz 100 proc. – dodaje Pawłowski.
Przypomnijmy, że do końca 2020 r. poziom recyklingu w każdej gminie polskiej musi sięgnąć 50 proc. W Złotoryi w 2018 r. ledwie przekroczyliśmy pułap 30 proc.
Czytaj także:
Zapłacimy więcej za śmieci