RODO jest już z nami jakiś czas. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania z zakresu ochrony danych osobowych oraz nie wszystkie wątpliwości zostały wyjaśnione.
Wprowadzenie europejskiej reformy ochrony danych osobowych w Polsce wzbudziło niechęć – burza medialna, zalew e-maili z informacjami i prośbami o zgodę na przetwarzanie danych, obawy przedsiębiorców straszonych karami, nerwowe ruchy publicznych instytucji i absurd goniący absurd.
W szkołach nagle okazuje się, że nie wolno zawołać ucznia po nazwisku, bo RODO. – RODO nie oznacza całkowitego zakazu używania imienia czy nazwiska w codziennym życiu. Przypomnijmy, że szkoła ze swojej istoty, przetwarza m.in. dane osobowe nauczycieli, rodziców, czy uczniów. Wielu nauczycieli już nie posługuje się imionami, tylko numerami z dziennika. Uspokajając, nauczyciele mogą legalnie odczytywać listę obecności, a dzieci podpisywać zeszyty i sprawdziany – informuje Ewa Siwik, inspektor ochrony danych osobowych w złotoryjskim ratuszu.
Podczas zakupów przez Internet, podanie swoich danych jest niezbędne. Zamawiamy produkt pod wskazany adres, wpisujemy e-mail, by dostać potwierdzenie, a płatność przelewem ujawnia nasz numer konta bankowego. To jest jak najbardziej poprawne i zgodne z prawem. Dlaczego więc sklep prosi o wyrażenie kilku zgód, a skrzynkę mailową regularnie zaśmiecają niechciane oferty?
W nowych przepisach o ochronie danych wyjątek stanowią kościoły i związki wyznaniowe, które mogą stosować własne zasady przetwarzania danych. Z tej furtki skorzystał Kościół rzymskokatolicki, wydając dekret ogólny w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych. Jedno z najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań pozwala na ujawnianie listy ofiarodawców wraz z przekazanymi przez nich kwotami. Parafie mogą je publikować w swoich gazetkach, na stronie internetowej czy wyczytywać z ambony i to bez zgody ofiarodawców. To odwrócenie jednej z najważniejszych zasad RODO.
Podsumowując, czy RODO to rewolucja w systemie ochrony danych osobowych? – Ależ skąd. To jedynie krok w procesie ewolucji prawa ochrony danych osobowych, który zawiera rozwiązania korzystne z punktu widzenia konsumentów oraz obywateli. To w naszym zglobalizowanym świecie usług cyfrowych wielka zmiana, gdyż do tej pory nasze dane osobowe nie były tak cenne i przetwarzane na tak wielką skalę, jak dziś – dodaje Ewa Siwik.
Sporo czasu minie, nim ocenimy, czy unijne rozporządzenie niesie realną zmianę w sposobie postrzegania ochrony danych osobowych. Co więc możemy zrobić jako obywatele? Za każdym razem pytajmy, skąd ktoś ma nasze dane, po co je przetwarza i żądajmy, aby je usunął – pod groźbą wniesienia skargi do Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Warto z rozsądkiem przekazywać wszystkie informacji o sobie. Dane o nas samych są warte znacznie więcej, niżeli rabat w wysokości 10 zł w kasie supermarketu.