Masz w lodówce czy szafce kuchennej za dużo jedzenia? Za chwilę upłynie termin jego przydatności do spożycia i nie zdążysz go zjeść? Nie wyrzucaj do śmietnika, nie wylewaj do kanalizacji – na złotoryjskim targowisku czeka społeczna lodówka, w której możesz zostawić zbędną żywność dla ludzi w gorszej sytuacji materialnej niż ty.
We Wrocławiu takich lodówek jest już 17, i cały czas przybywają nowe. Świetnie się sprawdzają, nigdy nie jest w nich pusto. To właśnie w stolicy Dolnego Śląska narodził się pomysł, by w miejscach publicznych stanęły ogólnodostępne witryny chłodnicze. Zaczęła je ustawiać fundacja weźpomóż.pl, której jednym z założycieli jest Jan Piontek, wrocławski motorniczy, człowiek, który nie mógł się pogodzić z faktem, że tyle jedzenia wyrzuca się do śmietników. Dziś lodówkę, nazywaną „społeczną”, przywiózł także do Złotoryi. Dostarczył ją oczywiście bezpłatnie, wraz z „pakietem startowym”, czyli suchym prowiantem w postaci m.in. serów, mleka, słoików z warzywami czy ciastek, które zostawił na dobry początek w chłodni.
– Po śmietnikach widać, że ludzie nie szanują żywności. Zawsze podaję jako przykład zwykłą bułkę. Kiedyś ze starej bułki gospodynie robiły bułkę tartą lub maczało się ją w mleku i jadło z cukrem. A teraz często się ją wyrzuca do odpadków, bo kosztuje tylko 50 groszy. I tak jest też z innym jedzeniem. A przecież ktoś mógłby je jeszcze zjeść. Tylko po co ten ktoś w potrzebie ma grzebać w śmietniku? Tu chodzi o to, żeby mu pozwolić zachować godność. Stąd pomysł na lodówki – tłumaczy Jan Piontek, który widzi w swojej inicjatywie duży walor edukacyjny. – We Wrocławiu jedzenie przynoszą do lodówek rodzice z dziećmi. Uczą je w ten sposób szanowania żywności, bo nie ma edukacji w szkołach na temat marnowania jedzenia – dodaje.
Przeszklona lodówka trafiła do naszego miasta z inicjatywy pochodzącej z Prusic Nikoliny Hupental, która jeszcze do niedawna studiowała we Wrocławiu. To tam podpatrzyła tę godną pochwały inicjatywę. I bardzo się do niej zapaliła. Została wolontariuszką fundacji weżpomóż.pl. – Widziałam we Wrocławiu, jak ludzie z zagranicy zamawiali jedzenie w restauracjach i zlecali jego dostarczanie do lodówek, bo tak im się spodobał ten pomysł. Fundacja potrzebuje osób, które się podejmą opieki nad lodówką, więc się zadeklarowałam – tłumaczy.
Wolontariuszka zaraziła pomysłem Iwonę Pawlus, dyrektorkę Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Złotoryi, a ta przedstawiła go burmistrzowi Robertowi Pawłowskiemu. Miasto dało zielone światło i zdecydowano, że urządzenie stanie na targowisku miejskim przy ul. Staromiejskiej, gdzie będzie możliwość podłączenia go do prądu i znajdzie się w zasięgu kamery monitoringu miejskiego.
– To inicjatywa zrealizowana z potrzeby serca, aby wspomóc najbardziej potrzebujących mieszkańców Złotoryi, tych, którzy nie są w stanie samodzielnie kupić sobie jedzenia. Takimi są na przykład osoby starsze, które nierzadko muszą wybierać, czy wydać pieniądze na leki czy może na żywność – dodaje Nikolina Hupental.
Ze społecznej lodówki może korzystać każdy, kto tego potrzebuje. Zamysł całego przedsięwzięcia jest bardzo prosty: jeśli posiadasz za dużo jedzenia, włóż je do lodówki stojącej na targowisku; a jeśli jedzenia potrzebujesz, wyciągnij je stamtąd. Dzięki takiemu działaniu, zamiast wyrzucać nadmiar żywności, obdarowujesz innych, którzy naprawdę jej potrzebują. Przy czym nie chodzi tylko o jedzenie paczkowane, ze sklepu, ale również to ugotowane samodzielnie.
– Zdarza się, że nagotujemy za dużo zupy w domu. Jeśli nam jej zbywa, wystarczy przelać ją do słoika i zostawić w lodówce na targowisku. Ktoś na pewno ją chętnie zje. Dobrze jest w takim przypadku nakleić kartkę z datą, kiedy została ugotowana. Chodzi o to, żeby była jeszcze przydatna do spożycia, żeby nikt się nie zatruł. Liczymy w tym względzie na rozsądek i odpowiedzialność naszych mieszkańców – podkreśla Iwona Pawlus.
Szacuje się, że w Polsce marnuje się aż 9 mln ton jedzenia rocznie! Skala zjawiska jest ogromna, o czym przekonuje Jan Piontek, który pozyskuje również produkty pokarmowe z marketów z kończącym się terminem przydatności do spożycia. – W ciągu miesiąca tylko z trzech sklepów Biedronka dostałem 8,5 t jedzenia, które trafiłoby na śmietnik, a dzięki naszej akcji najedli się nim głodni ludzie – podkreśla pomysłodawca społecznej lodówki.
Inicjatywa Piontka, człowieka z niesamowitym entuzjazmem, energią i charyzmą, przybiera coraz większe rozmiary. Społeczne lodówki to obecnie nie tylko Wrocław, ale także dolnośląskie miasteczka, jak Strzegom czy Sobótka, a nawet Wielkopolska czy Pomorze, bo można je już spotkać w Wałczu czy Lęborku. – To działa, ale musi się znaleźć do tego choć jeden taki zwariowany człowiek jak ja – uśmiecha się wrocławski społecznik. – Ktoś, kto nie będzie widział tylko samych przeszkód, nie będzie się skupiał na tym, że lodówka zostanie zniszczona czy ukradziona, ale zaufa ludziom, uwierzy w dobroć, która w nich drzemie.
Dodajmy, że złotoryjska lodówka jest ustawiona w tej części targowiska miejskiego, które przeznaczone jest do sprzedaży płodów rolnych (bliżej ul. Konopnickiej). O porządek w chłodni i czystość zadba inicjatorka jej sprowadzenia, która przeszła sanepidowskie szkolenie. – Będę zaglądała codziennie o godz. 15, w Godzinę Miłosierdzia, bo w tym, że ta inicjatywa znalazła miejsce w Złotoryi, musi być palec boży – uśmiecha się tajemniczo Nikolina Hupental, zachęcając tych, których stać, do uzupełniania lodówki. – Warto w ten sposób pomagać, bo żadne pieniądze nie cieszą tak, jak uśmiech i wdzięczność drugiego człowieka.