Wulkany kontra oponenci w radzie miasta – 1:0 po wczorajszej komisji oświaty i kultury. Tym razem bieg znalazł swoich obrońców. Radni odpowiedzieli też sobie na podstawowe pytanie: czy w ogóle chcą, żeby ta ekstremalna impreza była w Złotoryi organizowana. Wychodzi na to, że większość chce, mimo kosztów, jakie się z tym dla miasta wiążą. Mirosław Kopiński zapowiedział z kolei, że wkrótce przedstawi rozliczenie biegu co do złotówki. Więcej emocji i ostrych słów niż przy Wulkanach było natomiast przy biwaku historycznym. Jego organizatorzy zarzucili radnym, że pobierają za pracę społeczną pieniądze, a żałują środków z kasy miejskiej na żołd dla rekonstruktorów.
Dyskusję o imprezach sprowokowało miesiąc temu na komisji gospodarczej kilku radnych, wśród nich Irena Mundyk i Agnieszka Zawiślak. Sprowadziły sprawę do tego, że jeśli brakuje pieniędzy w budżecie miejskim na remonty podwórek czy wymianę drzwi w przedszkolu, to trzeba je zabrać ze środków przeznaczonych na Wulkany czy biwak wojsk napoleońskich. I wsadziły kij w mrowisko, zyskując sobie łatkę przeciwników największych złotoryjskich imprez.
– Gmina ma szeroki zakres zadań własnych, w tym kulturę i kulturę fizyczną. Panie tak przedstawiacie tę sprawę, jakby inne grupy mieszkańców były poszkodowane, bo miasto wspiera bieg. To nieprawda, nie dofinansowujemy biegu kosztem inwestycji – tłumaczył na wczorajszej komisji sekretarz Włodzimierz Bajoński. Ale radnych nie przekonał.
– Co roku rosną sumy z budżetu miejskiego na Wulkany (w tym roku impreza dostała o kilkanaście tysięcy złotych mniej, mniej też środków przeznaczono na biwak – dop. red.). Nie stać nas na to. Mamy bardzo cienki budżet, w którym brakuje na wszystko. Wulkany to impreza tylko dla grupy ludzi. W to miejsce można by zrobić podwórka dla mieszkańców uboższych dzielnic albo podjazd dla niepełnosprawnych – upierała się radna Mundyk, która dała ponownie do zrozumienia, że jej zdaniem bieg czy biwak są niepotrzebne miastu.
Na to zaprotestował Mirosław Kopiński, twórca biegu, którego radni zaprosili na komisję. Nie krył swojej irytacji. – Trudno z panią dyskutować, bo pani nie ma zielonego pojęcia, jakie znaczenie ma pozytywny wizerunek miasta, który decyduje, że ludzie chcą tu w ogóle przyjeżdżać i inwestować. Nie możemy się zamknąć w murach i ogrodzić taśmą, bo nikt tu się nie zjawi – powiedział. – Wulkany mają ogromne walory promocyjne. Wydaliśmy wiele pieniędzy na reklamę w mediach ogólnopolskich, sprzedając na wysokim poziomie nasze miasto. Na listach startowych są ludzie z całej Polski, którzy z później opowiadają o Złotoryi w swoich stronach. Przyjeżdżają tu i zostawiają pieniądze, liczymy, że każdy biegacz wydaje w mieście średnio 400 zł. Ten bieg to sukces Złotoryi. Mamy dobry produkt marketingowy, tylko miasto musi go lepiej wykorzystać – tłumaczył.
Odnoszę wrażenie, że nikomu w mieście już na tej imprezie nie zależy
W tym roku w Wulkanach startowało mniej osób niż w ubiegłym. Organizator zrezygnował z Festynu Podróżnika i nocnego płukania złota, które były od początku w programie imprezy i zapewniały biegaczom rozrywkę przez cały weekend spędzony w Złotoryi. Jak twierdzi, zrobił tak przez niesprzyjający klimat, jaki wytworzył się ostatnio w mieście wokół biegu i przez coraz większe trudności organizacyjne. – Odnoszę wrażenie, że nikomu w mieście już na tej imprezie nie zależy. Ludzie patrzą na mnie, jakbym nie wiadomo ile na tym zarabiał i po każdym biegu wyjeżdżał nowym mercedesem – zaznaczył. Kopiński podkreślił też na komisji, że o takie biegi jak Wulkany inne miasta same zabiegają, żeby zorganizować je na ich terenie. – Wrocław dał 120 tys. zł na Runmageddon. W Grodzisku Wielkopolskim półmaraton na 3 tys. zawodników robi całe miasto, wszyscy się angażują. Nie słyszałem tam pytań, czy im się to opłaca – dodał.
Kopiński na komisji tłumaczył też radnym, ile pracy kosztuje zorganizowanie Wulkanów. – To jest dwudniowa impreza, a roboty jest na cały rok. Pozbywam się własnych zysków w imię ambicji, żeby ten bieg zorganizować. Firma, którą prowadzę, nie żyje przez ten miesiąc przed biegiem. Nikt za mnie tego później nie nadgoni – podkreślał. I jeszcze raz powtórzył, że z przyjemnością oddałby organizację imprezy instytucji miejskiej. – Taki był zamysł od początku, żeby to rozkręcić, a później przekazać. Rozliczanie finansowe tego wszystkiego mnie nie rajcuje, przerasta mnie to już. Mogę budować trasę, jeździć i promować bieg po targach, miasto zapłaci mi tylko za delegację. Ale nie chcę tych wszystkich pieniędzy z wpisowego, wpłat sponsorskich, weźcie je.
Miasto musi się wyróżniać, nie tylko dla turystów, ale i swoich mieszkańców
Za Kopińskim na komisji stanęła Agnieszka Młyńczak, jedna z rekonstruktorek biwaku napoleońskiego i wolontariuszka podczas Wulkanów. Jej zdaniem, bieg ma nie tylko walory promocyjne dla Złotoryi, ale też znaczenie wychowawcze dla młodzieży. A to dzięki wolontariatowi. – Podwórka są bardzo ważne, ale co młodzi ludzie będą robić na tych podwórkach, jak już je dostaną? Tymczasem wolontariat podczas Wulkanów to świetne doświadczenie dla nich, uczą się pracy dla innych ludzi. To jest wartość tego biegu. Uważam, że ważniejsze jest uczenie współpracy, działania niż dawanie czegoś gotowego – tłumaczyła Młyńczak.
Dołączyła do niej Barbara Zwierzyńska-Doskocz, która podkreślała, że takie imprezy jak Bieg Wulkanów budują potężny kapitał społeczny w naszym mieście. – Bez zaufania ludzi do siebie nie będzie w Złotoryi niczego – stwierdziła. – Miasto musi się wyróżniać, nie tylko dla turystów, ale i swoich mieszkańców, zwłaszcza tych młodych, z których 60 proc. chce stąd wyjechać. Musimy dać im powód, dla którego będą chcieli zostać. A bieg to jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów Złotoryi.
Złotoryja jest nie tylko miastem emerytów, rencistów i zbowidowców
Argumentów za biegiem padło tyle, że bieg znalazł wśród radnych obrońców, zwłaszcza gdy Kopiński powiedział, że w tegorocznej imprezie wzięło udział ok. 100 złotoryjan. – Idzie w eter nieprawdziwy przekaz, że radni nie popierają biegu. To nieprawda, nie torpedujemy imprez, które przyczyniają się do rozwoju kultury fizycznej. Takie analizowanie, co się opłaca, a co nie, to podcinanie skrzydeł organizatorowi. Zaraz zapytamy o Górnika, po co tam pompować pieniądze miejskie, skoro tylko paru kopaczy kopie piłkę. Złotoryja jest nie tylko miastem emerytów, rencistów i zbowidowców, ale też miastem ludzi aktywnych – podkreślał Adam Bartnicki.
Radne Mundyk i Zawiślak pozostały w opozycji do biegu osamotnione, więc szybko zaczęły tonować swoje opinie. – Wszyscy jesteśmy zadowoleni z tego, że bieg się odbywa. Chodziło nam tylko o to, żeby się dowiedzieć, ile to kosztuje. Nikt nie podcina skrzydeł organizatorowi – tłumaczyła ta ostatnia. Wtedy odezwał się Andrzej Kocyła, przewodniczący komisji: – Jeżeli nikt nie podcina skrzydeł, to dlaczego organizatorzy mają takie odczucia? – pytał, ale logicznej odpowiedzi nie uzyskał. – Ja też organizuję imprezy i też mam takie odczucia – dodał.
Jestem na nie, bo widzę inne potrzeby miasta
Biwaku napoleońskiego, który po raz trzeci ma się odbyć w Złotoryi pod koniec sierpnia, bronił Cezary Skała, pomysłodawca imprezy. – Nikt w naszym stowarzyszeniu (Stowarzyszenie Historyczne 3. Pułku Piechoty Legionu Irlandzkiego Cudzoziemskiego – dop. red.) nie pobiera wynagrodzenia za to, co robimy. Rekonstruktorzy przyjeżdżają z zagranicy, z miejsc odległych nawet o 1200 km, biorą urlopy z pracy. Mamy im nie dać w zamian bułki z kiełbasą, kawy i herbaty oraz zwrotu kosztów podróży? – pytał retorycznie. Dodał też, że klimat wokół imprezy, który stworzył się po majowej komisji gospodarczej, wzbudził niepokój w środowisku rekonstruktorów. – Kosztowało nas wiele zachodu, żeby ściągnąć ich do Złotoryi, i to w rocznicę tak ważnego wydarzenia, jakim była bitwa o miasto w 1813 r. Teraz chcą już sami do nas przyjeżdżać, bo twierdzą, że tu jest historyczny klimat. Coś wielkiego się rozwija w Złotoryi, ale łatwo można ten ogień zgasić. A szkoda byłoby, bo budujemy tą inscenizacją więź mieszkańców z miejscem, w którym żyją. Tworzenie kultury to nie produkcja śrubek. Kultura to rzecz niewymierna.
Organizatorem biwaku jest Urząd Miejski w Złotoryi, który w tym roku przeznaczy na niego ok. 25 tys. zł. To środki, które idą przede wszystkim na żołd dla rekonstruktorów (zwrot kosztów przyjazdu) oraz wyżywienie. Taka forma finansowania imprezy nie podoba się Agnieszce Zawiślak, która zaatakowała Skałę na komisji. – Ta impreza nie jest jeszcze w tradycji miasta, tak jak Bieg Wulkanów, a jest w 100 proc. finansowana z budżetu miejskiego. To niezrozumiałe. Dlaczego nie pozyskujecie środków z zewnątrz? – pytała. – To są niewielkie nakłady, biorąc pod uwagę ogromne zyski, jakie miasto z tego ma. My nie przychodzimy i nie wyciągamy ręki po pieniądze, lecz dajemy od siebie miastu. Nasi przyjaciele rekonstruktorzy, także ci z zagranicy, własne pieniądze wyłożyli na budowę pomnika czy tablic pamiątkowych – odpowiedział Skała. – To niewielkie pieniądze może dla pana. Jestem na nie, bo widzę inne potrzeby miasta. Słyszymy jako radni od burmistrza, że nie ma pieniędzy na to czy na tamto, przez kilka lat nie można zrobić podwórka na starym mieście. Jak mamy to wytłumaczyć wyborcom? – pytała Zawiślak.
Czuję się jakbym był na komisji śledczej
Cezarego Skałę wsparła Agnieszka Młyńczak. – My pracujemy za darmo, państwo pobieracie za pracę społeczną pieniądze. Jesteście radnymi, wy powinniście się zastanawiać, skąd wziąć na to wszystko pieniądze – mówiła do radnych. I sprowokowała radną Mundyk, która jej odparowała: – Niech pani startuje w wyborach samorządowych, może pani wygra.
Nastroje starał się załagodzić Leszek Antonowicz. – Ta inscenizacja to budowanie naszej lokalnej kultury. Gdyby nie grupa tych pasjonatów, nikt by w Złotoryi nie wiedział, że tu kiedyś taka wielka bitwa była, w której 100 tys. ludzi brało udział. Nie możemy tego zaprzepaścić. Pieniędzy w budżecie zawsze będzie za mało, zrobimy podwórko, to i tak wyskoczy coś innego – zauważył.
Dyskusję w swoim stylu podsumował Adam Bartnicki. – Czuję się, jakbym był nie na komisji kultury, tylko komisji śledczej – stwierdził. – Ubolewam, że problem ławeczki na jednym podwórku może storpedować biwak historyczny. Koleżanki radne przeszarżowały w ocenie tematu, takie stawianie sprawy to nie fair wobec ludzi z pasją, którzy te imprezy organizują. Te imprezy odbywają się i będą się odbywać, a miasto musi zapewnić na to środki. A przygotowania do 9. Biegu Wulkanów uważam za rozpoczęte – zakończył.
Kopiński obiecał radnym, że na komisji po wakacjach przedstawi rozliczenie biegu od pierwszej edycji. – Przekonacie się, kto i ile zarabia na biegu. Wspólnie będziemy mogli się zastanowić, gdzie za dużo idzie pieniędzy, a gdzie za mało. Mi też zależy na przejrzystości – zapowiedział.
Ten Rolf to jakiś straszny ignorant. Bitwa o Złotoryję to 100 000 żołnierzy po obu stronach blisko 100 dział. Wygrana wojsk francuskich. To jest mała bitwa? A ile to by chciał Rolf? Miliony? Rolf poczytaj o tych wydarzeniach zanim będziesz pisał bzdury. Forma i kształt pomnika a i budulec mają swoją wymowę i nawiązują do historii ale o tym Rolf też nie ma zielonego pojęcia.