Arkady Paweł Fiedler, pisarz, podróżnik i producent filmowy, był w środę gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Złotoryi.
Na spotkanie z autorem książki „Maluchem przez Afrykę” przybyło tyle osób, że potrzebne okazało się dostawienie dodatkowych krzeseł.
Relacja z 3,5-miesięcznej podróży przez Afrykę zajęła pisarzowi niemal półtorej godziny i była tak fascynująca, że nikt, nawet przez chwilę, nie mógł się czuć znudzony.
Przed wyprawą, wiele osób odradzało podróżnikowi jazdę przez Afrykę fiatem 126 p. Mówili, że to nierealne przedsięwzięcie, a jednak się udało. – „Maluch” towarzyszył mi od dzieciństwa. Miał go mój dziadek, mieli go moi rodzice i miałem go ja, jako pierwszy samochód. Na podróż po Afryce wybrałem go z sentymentu. Dodatkowo świat za oknem takiego pojazdu jest bardziej wyrazisty. Droga staje się bardziej istotna niż sam cel – opowiadał autor.
Przygotowania do podróży trwały sporo czasu. W „maluchu” zostało wymienione wszystko, co dało się wymienić. Mimo tego samochód zepsuł się dzień przed wjazdem do portu, z którego miał wypłynąć do Egiptu. – Nie mieliśmy czasu na diagnozę usterki i musieliśmy odholować „malucha” do portu, a następnie wepchać go do kontenera z nadzieją, że później będę miał chwilę na jego naprawę – opowiadał Arkady Paweł Fiedler. Jak się później okazało, czasu tego było o wiele więcej, gdyż wyprowadzenie samochody z portu trwało 2 tygodnie. – Egipcjanie co rusz znajdowali jakieś problemy. Np. zauważyli drona ekipy filmowej, który jest dla nich urządzeniem nielegalnym. Sprawą zainteresowała się nawet policja. Mieliśmy ogólnie mnóstwo problemów i różnych opłat. W końcu jednak mój pojazd ujrzał światło dzienne i trzeba było go zarejestrować. Udało mi się zdobyć tablice oraz dowód rejestracyjny, który wymagał jeszcze tylko specjalnej pieczątki. Okazało się, że jedyny człowiek w całym porcie, który może taką pieczątkę wbić w dowód, nie pojawił się w pracy od 3 dni. Próba ściągnięcia go do portu wymagała „cichej” propozycji finansowej i w końcu się udało – mówił podróżnik.
Po wielu dniach oczekiwań pojazd trafił na najbliższą stację benzynową, gdzie dokonana została naprawa usterki (wymieniono tarczę sprzęgła) i w końcu podróż marzeń mogła się rozpocząć na dobre.
Jednak nie oznaczało to końca opóźnień, gdyż np. wyrobienie wizy w Asuanie, zamiast obiecanego 1 dnia, trwało 5 razy dłużej.
Ostatecznie autor książki i filmu przejechał ponad 16 tys. km, jadąc wzdłuż Afryki Wschodniej od Egiptu przez Sudan, Etiopię, Kenię, Ugandę, Rwandę, Tanzanię, Zambię, Botswanę, Namibię do Przylądka Dobrej Nadziei w RPA.
Wszędzie, gdzie się pojawiał wzbudzał ogromne zainteresowanie. Wielu tubylców pytało go, czy „maluch” to prawdziwy samochód. Niektórzy nawet proponowali za niego 2 tys. dolarów, a kobiety liczyły, że dostaną go od Polaka w prezencie.
Spotkanie autorskie zakończyło się możliwością kupna książki oraz filmu na płycie DVD, z której wielu złotoryjan skorzystało. Oczywiście każdy mógł udać się do pisarza po autograf, co oczywiście także cieszyło się sporym zainteresowaniem.