Przed 50 laty w Złotoryi zaczął śpiewać pierwszy chór nauczycielski. Prawie wszyscy mówią o nim „Chór Francuza”. Czy rzeczywiście był takim chórem? Jeśli tak – to w jakim zakresie? Zanim byli chórzyści spotkają się w ostatni piątek sierpnia w Złotoryi, by po wielu latach powspominać dawne czasy, prześledźmy dzieje tego zespołu – krótkie, ale bardzo owocne.
Kto był w ogóle autorem pomysłu? Wszystkie relacje pisemne i ustne zdają się potwierdzać, że był to właśnie Zdzisław. Najwięcej detali zdołał sobie odtworzyć jeden z pierwszych chórzystów i wiceprezes chóru Jan Szczypel. Oddając mu głos, przyjmuję za nim tok zdarzeń: „Pomysł na utworzenie chóru nauczycielskiego wysunął (bodajże wiosną 1968 r.) Zdzisław Francuz. Spotkaliśmy się w pociągu na trasie Legnica-Złotoryja i poszliśmy na kawę do Calypso (dziś sklep NEONET w dolnym Rynku). Tam uzgodniliśmy tok działania. Ustaliliśmy, że do organizacji chóru włączymy Zarząd Oddziału ZNP. Następnego dnia spotkaliśmy się z ówczesnym prezesem ZNP Ludwikiem Millerem, po czym pomysłem zaraziliśmy inspektora Józefa Górzańskiego. Oni to właśnie wzięli na siebie sprawę rozpropagowania idei utworzenia chóru. Kierownik Powiatowego Domu Kultury, Stanisław Miller, również ochoczo włączył się do dzieła”.
Od kawy w Calypso do faktycznego powstania zespołu upłynęło prawdopodobnie jeszcze około pół roku. Z pewnością jednak pierwsze zebranie organizacyjne odbyło się w kawiarni Relax (dziś hurtownia papiernicza w ZOKiR) 15 października 1968 r. o godz. 17 z udziałem 38 członków chóru i w obecności wszystkich tych osób, które występują w przytoczonej relacji, włącznie z jej autorem, wówczas przedstawicielem KP PZPR.
Prezesem chóru wybrano Stanisława Millera, wiceprezesem Jana Szczypla, kronikarzem Stanisławę Chaim. „Zaczynamy!” – rzekł prezes, co kronikarz skrupulatnie odnotował. Wiceprezes rozdał pierwsze nuty.
Stare zdjęcia dość dobrze oddają atmosferę tamtych dni. Nawet 6-letnia wówczas Ela Rydzik, która towarzyszyła na jednej z prób swojej mamie Marii, wydaje się skupiona i zainteresowana. Zresztą na próbach nikomu nie wolno było być nieskupionym i niezainteresowanym; dyscyplinę i porządek dyrygent egzekwował rygorystycznie – nie tylko od chórzystów zresztą. Zaczynał od siebie. O 17 punktualnie uderzał w klawisze i zajęcia zaczynały się z taką grupą, która była w sali. W ten sposób spóźnieni bali się wejść do sali i nieraz czekali do przerwy. W ten oto sposób znaleźliśmy drugi powód, dla którego zespół nazywano „Chórem Francuza”.
Zajęcia odbywały się z reguły w sali baletowej PDK; dyrygenta także zatrudniał „pedek”. Takie rozwiązanie, korzystne i dla oświaty, i dla kultury niejako wymusiły dodatek do nazwy zespołu: Chór ZNP przy PDK.
JAKI TO BYŁ ZESPÓŁ?
Pierwsi chórzyści rekrutowali się przede wszystkim ze środowiska oświatowego. Zespół rozrastał się bardzo szybko; po trzech miesiącach początkowa liczba 38 (31 kobiet + 7 mężczyzn) niemal się podwoiła i w styczniu 1969 r. liczył już 70 osób, zaś pod koniec 1971 r. 57 osób (34 kobiety + 23 mężczyzn).
Wiekowo był to zespół bardzo młody; średnia wieku u kobiet wynosiła 25 lat, u mężczyzn 34 lata (najstarsza kobieta miała 41 lat, mężczyzna – 58), zaś przeciętna wieku ogółu członków to 29 lat. U kobiet aż 78 proc. członkiń mieściło się w przedziale wieku 20-25 lat.
Nabór do zespołu był ciągły; rotacja w ciągu trzech lat działalności osiągnęła około 42 proc. Na szkołę „bazową” chóru wyrosła Szkoła Podstawowa nr 2, z której w pewnym okresie śpiewały aż 23 osoby, gdyż dyrektor Z. Chołoniewska z maestrią i wdziękiem prowadziła tu stałą agitację i nabór.
Upatrywanie źródeł sukcesów zespołu tylko w młodym wieku – choć był to jego silny atut – byłoby jednak uproszczeniem i spłyceniem sprawy. Nieodzownymi składnikami muszą być: odpowiedni repertuar oraz dyscyplina zajęć i dyscyplina na zajęciach, a także inne sprawy organizacyjno-porządkowe.
Chór był członkiem Zjednoczenia Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych. Zarząd przynajmniej raz w miesiącu odbywał posiedzenia. Założono kronikę, teczkę protokołów z posiedzeń zarządu, teczkę korespondencji. Z tych wszystkich dokumentów nie zachowało się niestety nic!
Sprawy programowo-artystyczne zarząd uzgadniał z dyrygentem. Kierunkowo zespół przyjął, dla całego chóru, opracowywanie pieśni wszystkich okresów do współczesności włącznie. Uczynił jednak rzecz niezmiernie istotną i cenną dla jakości zespołu – wyłonił kwartet męski (Stanisław Bąk, Henryk Hanebach, Stanisław Miller, Jan Szczypel), 9-osobowy żeński zespół oraz 16-osobowy Zespół Kameralny Muzyki Dawnej (po 4 osoby w każdym głosie). To były bezsprzecznie lokomotywy jakości chóru; choć i pozostali członkowie przykładali się do prób z należytą uwagą.
W planie pracy uwzględniono także zapraszanie na konsultacje specjalistów dyrygentów i wokalistów oraz ścisłą współpracę z Powiatowym Ośrodkiem Metodycznym, a w tym zakresie traktowanie niektórych prób jako zajęcia instruktażowo-praktyczne dla nauczycieli wychowania muzycznego. Szkolenie praktyczne chórzystów na próbach bardzo prężny zarząd uzupełniał edukacją o charakterze rozrywkowym – wyjazdy do Opery Wrocławskiej lub na koncerty innych zespołów śpiewaczych.
Próby odbywały się początkowo raz w tygodniu po 2 godziny, później podwojono ich ilość, aby w sytuacjach nadzwyczajnych spotykać się niemal codziennie, jak np. przed Telewizyjnym Turniejem Miast Bolesławiec-Złotoryja.
Repertuar chóru był bardzo urozmaicony. Ukształtowanie repertuarowego profilu było pierwszoplanowym zadaniem dyrygenta; Z. Francuz czynił to z mistrzowskim wyczuciem, co stanowi kolejny argument za „Chórem Francuza”. W ciągu trzech lat działalności zespół zdołał opracować około 50 pieśni i piosenek.
GDZIE WYSTĘPOWALIŚMY?
Istotą pracy chóru było przygotowanie utworów, a następnie ich wykonanie przed publicznością. Występy to charakter egzaminu dla zespołu i dyrygenta. Ten zespół miał z czym wystąpić, a do tych „egzaminów” przystępował dobrze przygotowany. Gdzie więc występował i kiedy?
Przede wszystkim na wszystkich akademiach z okazji świąt państwowych lub rocznic, jak np. 1 Maja, Dzień Zwycięstwa, Święto Ludowe, 22 Lipca, Rewolucja Październikowa (takie święta i rocznice wówczas obowiązywały). Były także występy o charakterze przeglądów i konkursów. W czasie trzyletniej działalności zespół wystąpił 45 razy, z czego na rok 1968/69 przypada 17 występów, 1969/70 – 13, 1970/71 – 15.
Pierwszy oficjalny występ nastąpił ok. 20 listopada 1968 r. na akademii z okazji Dnia Nauczyciela. Na scenie PDK widzimy 59 chórzystów: 43 kobiety i 16 mężczyzn. Z tego składu tylko 9 osób zostało członkami „Bacalarusa”. Kolejny występ przypadł na 15 grudnia 1968 r. i tu wystąpił także wspomniany wcześniej kwartet męski oraz 9-osobowy zespół żeński. W obu tych występach zespół zaprezentował się w strojach jednolitych, ale prywatnych. Na jednolite stroje „służbowe” panie musiały poczekać do występu na akademii z okazji wyzwolenia Złotoryi (13 II 1969), kiedy to Zarząd Powiatowy ZNP ufundował im jednolite garsonki i „choć żaboty jeszcze różne, ale całość chyba efektowna”. Panowie nadal paradują „w cywilu”. Wreszcie jednak i oni się doczekali; na Przeglądzie Amatorskich Zespołów ZNP Okręgu Wrocławskiego w Legnicy w dniach 17 i 18 maja 1969 r. widzimy już „większość pań w jednolitych żabotach, a panowie mają już muchy”. Ale chór, choć powinien się estetycznie i efektownie prezentować, powinien przede wszystkim bardzo dobrze śpiewać. Jak po pół roku działalności śpiewał „Chór Francuza”? „Największe uznanie licznie zgromadzonej publiczności zdobył Chór Nauczycieli ze Złotoryi, który zaprezentował bodaj najciekawszy i najbardziej urozmaicony repertuar” – pisał „Głos Nauczycielski”.
Koncentrując się jedynie na ważniejszych występach, nie możemy pominąć Okręgowego Przeglądu Amatorskich Zespołów, którego gospodarzem w dniach 17-18 kwietnia 1971 r. była Złotoryja, a ściślej PDK. Zespół wystąpił w zupełnie nowych eleganckich strojach: panie w długich czarnych spódnicach, panowie w czarnych smokingach z wyłogami. Wydatek opłacił się: chór i zespół kameralny niejako w zamian wyśpiewał pierwsze miejsca.
Tak podbudowany i pokrzepiony zespół pojechał do Dzierżoniowa na bardzo prestiżowy przegląd pieśni i piosenek – laureatów Festiwalu Kulturalnego Związków Zawodowych. Wspomina Zenia Chołoniewska: „Sukcesy trochę przewróciły w głowach”. W Dzierżoniowie trzeba było stanąć na praktykablach i śpiewać, a nie licytować się osiągnięciami. Inna rzecz, że utwór był bardzo trudny, a warunki akustyczne wręcz fatalne. „Każdy słyszał tylko siebie. W związku z przekonaniem chórzysty, że śpiewa sam, każdy przerywał śpiew i po kilku frazach chór zamilkł”.
Chór sukcesu więc nie odniósł, ale zdobył surową lekcję. Nie zawiódł natomiast Zespół Kameralny Muzyki Dawnej, który stanął na wysokości zadania i wywalczył w Dzierżoniowie nagrodę. Występ w Dzierżoniowie był już jednak ostatnim występem Chóru i Zespołu Kameralnego pod batutą Zdzisława Francuza.
TELEWIZYJNY TURNIEJ MIAST
Zupełnie inny rodzaj emocji towarzyszył występowi w Turnieju Miast w konfrontacji z Bolesławcem w dniu 27 lipca 1969 r. W regulaminie były także „potyczki muzyczne” i Złotoryję reprezentował Chór ZNP. Wszyscy doskonale zapamiętali wielkie upały, męczące i uciążliwe nagrania, „przepychanki” z tekstem utworu dopełniły nerwowej atmosfery. Po licznych poprawkach propozycje złotoryjskich tekstów odpadły i na tydzień przed turniejem trzeba było zacząć zupełnie nowy utwór.
Nazwaliśmy go „ nadesłaną operą” autorstwa Janiny Skowiańskiej. Była to kompozycja jakby w stylu „Warszawskiej jesieni” (kolejne określenie, które do niej przylgnęło) i choć miała bardzo wdzięczny swojski tytuł – „Róże naszego miasta” – nie lubiliśmy jej tak dalece, że po turnieju prawie jej nie wykonywaliśmy. Ale w turnieju wykonaliśmy ją bardzo dobrze, lepiej niż zespół młodzieżowy z Bolesławca piosenkę Haliny Frąckowiak „Hej, dzień się budzi” – będącą wówczas przebojem!
W pięcioosobowym jury zasiadał jeden sławny muzyk i kompozytor – Stefan Rachoń. I on oddał głos na nas. Ale wszechwiedząca Irena Dziedzic poczęła w studio agitować resztę laików za remisem; tak też wyszło, a zespołowi pozostała satysfakcja, że fachowiec nas docenił. Odnosiliśmy zresztą wrażenie, a i „namacalne” dowody też się znalazły, że jury było jakby „bolesławieckie”; sędziowie niemiłosiernie kosili naszych chodziarzy na rynku w Bolesławcu za rzekome podbiegania, aż ich zniechęcili; Suzin tak flegmatycznie czytał pytania o mieście (konkurencja była na czas), że gołym okiem było widać przewagę Pacha nad nim, a w dodatku z trzech minut jedną minutę drużyna straciła na źle sformułowane pytanie o Gimnazjum Łacińskim. Gdyby tylko te 3 konkurencje przeprowadzono obiektywnie, wynik mógłby być odwrotny. Niestety tablice na wieży kościelnej pokazywały co innego – 9:11.
POLSKIE RADIO PROGRAM II
Zespół ze Złotoryi był coraz bardziej znany; czynił postępy. Stąd też 18 grudnia 1970 r. znalazł się na nagraniach w studio radiowo-telewizyjnym we Wrocławiu. Oprócz tremy, chórzystów w studio absorbowały jeszcze niezmiernie dwie sprawy: dyrygenta postawiono na tak chybotliwym podeście, iż wydawało się, że lada moment znajdzie się metr niżej, natomiast panów rozkojarzała zupełnie „pani nagrywająca” tak efektowna, że otwierali buzie nie tylko do śpiewu.
Ale wszystko dobrze się skończyło; 17 lutego 1971 r. o godz. 13.15 spiker programu II Polskiego Radia zapowiedział audycję pt. „Sympatycy pieśni ze Złotoryi”. Przedstawiono historię zespołu, a później z głośników popłynęły „nasze” melodie; bardzo wiele lekcji nie odbyło się wówczas… Spiker radiowy przypomniał historię zespołu i jego założycieli. Wyróżnił także tych, którzy dawali przykład innym obowiązkowością i rzetelnością: T. Styczeń, J. Kaliciak, E. Norko, J. Grochowskiego, M. Łesiuka, T. Kopczak i Edwarda Kopczaka – dyrektora złotoryjskiego „ogólniaka” – dyrektora, który nie dopuścił do tego, aby środowe próby były „zakłócane” przez jakiekolwiek zajęcia lub zebrania w szkole.
POŻEGNANIA
I wydawało się nam wtedy, że chór pójdzie tylko w górę. Tymczasem latem 1971 r. Z. Francuz przeniósł się do Lubina, wcześniej uczynił to już prezes St. Miller. Był to wciąż ten sam zespół, ale jednak już nie taki sam. Francuz był dyrygentem z charyzmą. Wspominano często inne występy z nim: spotkanie chórów i z E. Kajdaszem, dyrygowanie latarką w czasie śpiewów w nocy na ulicach miasta, wczasy w Trzciance (25 VII-8 VIII 1971). Wczasy w Trzciance z udziałem wszystkich chórzystów i ich rodzin były ostatnim akordem zespołu zwanego „Chórem Francuza”.
Minęła w zasadzie cała era Francuza w złotoryjskiej muzyce; niezależnie od „swojego” chóru, dzierżył batutę chóru chłopięcego, chóru LO, orkiestry górniczej; był również instruktorem muzycznym PDK.
Chór ZNP przetrwał ten wstrząs, ale przeżył go bardzo mocno. Nie był to już „Chór Francuza” z kilku zasadniczych powodów. Zasadniczy polegał na tym, że zabrakło Zdzisława, ale równolegle były też i inne. Niemal równocześnie z dyrygentem do Lubina przeniosło się mnóstwo złotoryjskich rodzin górniczych, w tym kilkunastu chórzystów, których głosy zaliczano do filarów (w tym czasie ubyło 16 osób). Nauczyciele masowo rozpoczęli studia; taka była wówczas potrzeba, a pogodzenie różnorakich obowiązków nie było już dla nich możliwe. Był w tym wreszcie i wątek psychologiczny; większość chórzystów nie miała przedtem żadnych doświadczeń „artystycznych” i tak, jak dzieci w kl. I-III wierzą tylko w swoją panią i tylko jej – tak wielu wydawało się, że już nikt inny chóru poprowadzić nie jest w stanie.
Było też i wygodnictwo, do którego dorabiano różne argumenty. Po prostu – pierwszy zapał i oczarowanie przeminęły. A dzieje się to wszystko w momencie, kiedy poprzeczkę chór zawiesił już sobie wysoko. Ażeby nie dopuścić do rozsypki zespołu, krótko zajęcia prowadził członek chóru Stanisław Bąk.
OKRES WROCŁAWSKI
Niełatwe więc zadanie stanęło przed Ewaldem Wyciskiem, który zgodził się poprowadzić zespół i dojeżdżał z Wrocławia, rozpoczynając jakby „wrocławski” okres chóru (jego następcy także byli z Wrocławia). Ciągle był on (a także jego kolejni następcy) porównywany ze Zdzichem, szczególnie przez malkontentów. Choć był tzw. postacią kontrowersyjną, wszyscy jednak uznawali jego fachowość i kompetencję. Był niezmiernie skrupulatny w egzekwowaniu wszystkiego, co znalazło się na pięciolinii: „nie puścił” nigdy nikomu żadnego fałszu. Na okres jego dyrygentury przypadły obchody setnej rocznicy śmierci Stanisława Moniuszki (zm. 1872). Przygotowując się do Roku Moniuszkowskiego, do już znanych utworów Moniuszki, Ewald Wycisk postanowił przygotować z nami przepiękną kantatę „Milda”, którą chór wraz z kilkoma innymi wykonał w Operze Poznańskiej pod dyrekcją E. Kajdasza. Wystąpiliśmy również z tej samej okazji w słynnej Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego. Także Zlot Chórów z Zgorzelcu nie odbył się bez złotoryjskiego chóru.
Dyrygent miał przepiękne plany, nie wyłączając tournée po USA, gdyż miał możliwość wykorzystania swoich kontaktów z Polonią amerykańską. Skończyło się tymczasem na wycieczce do NRD, obfitującej w ogromną ilość wrażeń – raczej pozaartystycznych, gdyż do żadnego koncertu nie doszło.
W listopadzie 1971 r. chór liczył jeszcze 37 osób (22 kobiety i 15 mężczyzn); w 1972 roku już tylko 31 osób. Zespół był jednak widoczny do Dolnym Śląsku. 16 kwietnia 1972 odbył się w Złotoryi w ramach Festiwalu Moniuszkowskiego przegląd z udziałem chórów z Bolesławca, Nowogrodźca, Turoszowa, Zgorzelca, Legnicy, Lubina i Złotoryi. Złotoryjski chór został zakwalifikowany do dalszych eliminacji we Wrocławiu (14 maja) oraz w Zgorzelcu (4 czerwca). Jak zaprezentował się chór w trakcie festiwalu? Ocena jest zawarta w piśmie Dolnośląskiego Zrzeszenia Chórów i Orkiestr z 6 czerwca 1972 r., w którym podkreślono udział „waszego znakomitego Chóru ZNP pod dyrekcją Ewalda Wyciska”.
PIEŚŃ CHÓRALNA PRZYCICHA I MILKNIE…
Dalsze straty „kadrowe” bez ich uzupełniania dość jasno zwiastowały fazę schyłkową chóru. Stratą było niewątpliwie pożegnanie się z zespołem Ewalda Wyciska. Zastępujący go – również wrocławianin – Kunert nie wytrwał w Złotoryi pół roku. Włodzimierz Hinc, który go zastąpił, dwoił się i troił, ażeby zespół ożywić i uratować. Proponował nawet pewne nowe rozwiązania, polegające na włączeniu do wykonywanych utworów elementów ruchowych; nic to już nie pomogło. Zespół kurczył się nadal; czyniono różne próby. Żadna z nich nie mogła być skuteczna, gdyż zespołu nie uzupełniono. Ratunkiem miał być come back Z. Francuza. Lecz w zaistniałej sytuacji i on nic już nie poradził.
Należy podkreślić zasługi Wydziału Oświaty i osobiste inspektora Józefa Górzańskiego oraz prezesów Ludwika Millera i Jerzego Romanowskiego, którzy jak mogli pomagali zespołowi. W tym najważniejszym momencie ich działania okazały się nieskuteczne.
Działalność Chóru ZNP przy PDK zawieszono, a następnie przerwano. Należy z całą mocą podkreślić jego pionierską i kulturotwórczą rolę. W okolicznościach, jakie nastały w roku 1974, jego rola wypełniła się. Rolę tę spełnił wspaniale.
Pałeczkę dyrygencką tego chóru dzierżyli: Zdzisław Francuz – od 15 X 1968 do IX 1971, Stanisław Bąk – IX 1971, Ewald Wycisk – od X 1971 do IX 1973, Andrzej Kunert – od IX do XII 1973, Włodzimierz Hinc – od I do VI 1974, Zdzisław Francuz – IX 1974.
Prezesami chóru byli: Stanisław Miller – od 15 X 1968 do I 1971, Henryk Hanebach – od I do V 1971, Zenona Chołoniewska – od V 1971 do IX 1974.
CHÓR FRANCUZA A BACALARUS
Wiele osób uważa, że jest to ten sam zespół lub kontynuacja tego pierwszego. Istotnie, taki był pierwotny zamiar, ale niestety nie udało się go zrealizować, gdyż zaledwie 9 „francuzów” zdecydowało się w roku 1985 przystać do Bacalarusa. Nastały nowe czasy, nowy zespół, nowa nazwa. Ale pozostała piękna tradycja i duch wspólnego tworzenia. Bacalarus działał 31 lat (1985-2016).
Koleżankom i Kolegom z zespołu
do sztambucha – wielu z nich już do „pamiętnika anielskiego”.
Alfred Michler w sierpniu 2018
Fot. ze zbiorów A. Michlera