Łódź, którą Dariusz Kotala planuje okrążyć świat, trafiła już do naszego miasta. Nie było jednak łatwo.
Czy ściągniecie łodzi oceanicznej, długiej na ponad 6 metrów, na 9-metrowej lawecie z Wielkiej Brytanii do Polski jest operacją łatwą i przyjemną? Zdecydowanie nie.
– Zaczęło się od pierwszego podejścia już pod koniec marca (zapakowanie łodzi na tira). Okazało się, że cło wyszło ogromne. Jedna trzecia ceny łodzi. Nie uśmiechało mi się tyle płacić. Potem druga próba (ciągnięcie na przyczepie podłodziowej), jako transport turystyczny. Tutaj wyszło szydło z worka. Przyczepa nie była wystarczająco sprawna, by odbyć podróż o długości 1500 km. Znowu opóźnienie. No nic, zakasaliśmy rękawy z Edwardem Stecem i naprawiamy. Udało się raz dwa. Świetny mechanik i jego pomocnik dali radę. Teraz pozostało czekać na kolejny transport. Tygodnie mijały. Data była wyznaczona na 28 kwietnia. Mniej więcej miesiąc po pierwszym terminie, kiedy łódź miała być przewieziona. W końcu pierwsze koty za płoty. Przewoźnik Thomas Team dzwoni i dogadujemy szczegóły odbioru mnie i łodzi. Druga rano, sobota 29 kwietnia, nareszcie wyruszamy. Miesiąc po pierwszym terminie. Byłem ciekawy, jak będzie się zachowywała przyczepa. Trochę się obawiałem, ale wiara w robotę Edka uspokajała te wątpliwości. Pierwsze kilometry pokazały, że będzie dobrze – wspomina złotoryjanin.
Pierwszy „test” z celnikami miał miejsce w porcie Harwich. Urzędnicy pozytywnie podeszli do sprawy, a nawet byli zainteresowani całą akcją. Wjazd na prom odbył się więc bez problemu.
– Kamień prawie spadł mi z serca. Prawie, bo jeszcze daleko do Złotoryi. Na promie okazja by złapać trochę snu. Podróż morska zajęła 7 godzin. W Niemczech jechaliśmy średnio 100 km/h. Podróż po szosach naszego zachodniego sąsiada dłużyła się. Chcieliśmy jak najszybciej dojechać do Polski. W końcu się udało. W myślach mówiłem sobie „Nie chwal Darek dnia przed zachodem, bo licho nie śpi”. Wjazd do Polski dał nam pozytywnego kopa i przepędził zmęczenie. Byliśmy coraz bliżej miejsca przeznaczenia i przywiezienia Złotoryjanki do domu. W końcu, po 33 godzinach w trasie, udało się. Była niedziela, 30 kwietnia. Wychodzący z kościoła ludzie mijali zaparkowaną przed Złotoryjskim Ośrodkiem Kultury łódź. Niektórzy podchodzili, aby popatrzeć z bliska. Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tym trudnym przedsięwzięciu – dodaje Dariusz Kotala.
Łódź, którą złotoryjanin planuje odbyć podróż dookoła naszego globu została zbudowana przez rekordzistę świata w ilości przepłyniętych oceanów. Simon Chalk przepłynął ocean dziesięciokrotnie. Trzech chłopaków, płynąc nią, ustanowiło rekord świata, jako najmłodsze osoby, które przepłynęły Atlantyk. – Łódź jest zatem sprawdzona. Z rewelacyjną historią. Mam nadzieję, że dodam jej świetności. Teraz muszę jak najszybciej zacząć pływać, aby zdobyć doświadczenie, którego jeszcze nie mam. Najpierw na małych akwenach w okolicach Złotoryi – mówi podróżnik, o którego pierwszej (rowerowej) wyprawie, podczas której zwiedził 17 krajów pisaliśmy TUTAJ.
Jeśli ktoś chce wspomóc finansowo przygotowania Dariusza Kotali do tej niezwykłej wyprawy, może zrobić to TUTAJ.
fot. z profilu FB „Podążając za pięknem – na nowo”