Ich maszyny zdecydowały o sukcesie KGHM-u. Postawili na innowacje i odnieśli sukces, o czym świadczyć może chociażby dwuipółkrotne zwiększenie zatrudnienia czy kilkunastokrotny wzrost sprzedaży. Dziś są jednym z najbardziej liczących się pracodawców powiatu złotoryjskiego, który wie, co to społeczna odpowiedzialność biznesu. Mine Master – bo o firmie z niewielkiego Wilkowa produkującej nowoczesne urządzenia górnicze na cały świat mowa – obchodził wczoraj 30 lat istnienia.
Jubileusz świętowało w hotelu Qubus w Legnicy ponad 300 osób, głównie pracowników, także tych emerytowanych, ale zaproszono też najważniejszych klientów, dostawców, przedstawicieli władz samorządowych i instytucji naukowych, z którymi Mine Master współpracuje. Gala jubileuszowa była utrzymana w bardzo dynamicznej konwencji, z efektami wizualnymi, których nie powstydziłoby się Hollywood. Poprowadził ją Tomasz Kammel, znany prezenter z TVP.
– Mamy 30 lat, ale nasza historii zaczęła się wcześniej, bo na początku lat 70., gdy po likwidacji kopalni Lena utworzono Zakład Urządzeń Górniczych. Są tacy na tej sali, którzy pamiętają te czasy – wspominał prezes Mine Master Jerzy Nadolny. – Przez 30 lat dostosowywaliśmy do istniejącego otoczenia. Mieliśmy lata lepsze i gorsze. Ale zawsze wierzyliśmy, że po każdej burzy wychodzi słońce. Dziś dotarliśmy do momentu, gdy nasze maszyny i urządzenia pracują w ponad 20 krajach na całym świecie, a nasza marka to synonim niezawodności, innowacyjności i bezpieczeństwa.
Jak doszło do powstania firmy, która jest jednym z największych pracodawców na ziemi złotoryjskiej? W dużym skrócie: w 1993 r. należący do KGHM ZUG Lena przekształcił się w Boart Lena będącą spółką joint venture między KGHM a Boart Longyear, światowym liderem narzędzi i urządzeń wiertniczych. Za datę początkową uznaje się 1 września, gdy 122 pracowników spotkało się w hali produkcyjnej na Lenie z przedstawicielami KGHM-u. W 2000 r. Boart przejął 100 proc. udziałów w spółce, a w 2001 r. utworzył drugi oddział – produkcji maszyn powierzchniowych. I na nie, jak się później okazało, postawił. W 2006 r. światowy gigant zapowiedział, że chce sprzedać część produkującą maszyny podziemne w Wilkowie. Na kupno zdecydowali się ludzie z dotychczasowego kierownictwa spółki firmy. Nowa przedsiębiorstwo otrzymało nazwę Mine Master Sp. z o.o.
– Firma ma 30 lat, a ile lat pan jest prezesem? – zapytał w pewnym momencie Nadolnego Tomasz Kammel. – Też 30 – odpowiedział szef Mine Master. – I to jest to, co odróżnia pańskich ludzi ode mnie. Bo ja policzyłem ostatnio, że na Woronicza jestem lat 27, a w tym czasie miałem prezesów 11 – zażartował prowadzący. – To o panu dobrze świadczy – dodał.
Takich osób jak Nadolny, związanych z Mine Master od początku istnienia firmy, jest oczywiście więcej. A dokładnie 24. Są to: Anna Bekaluk, Barbara Bryłkowska, Barbara Buniowska, Elżbieta Chmielewska, Jolanta Jasińska, Sylwia Kowal, Adam Dumicz, Adam Wolak, Antoni Kaczmarek, Artur Czerkasiewicz, Bogusław Regulski, Jacek Miśta, Jan Zalewski, Lucjan Chrzanowski, Marek Sulima, Mariusz Wanicki, Sławomir Słowik, Stanisław Wójcik, Waldemar Feńków, Zbigniew Charytoniuk, Zbigniew Pisarski, Zbigniew Serwach, Zbigniew Wojtasik i Zbigniew Wojciechowski.
– Oni są cudownym potwierdzeniem profesjonalizmu i lojalności. Sukces naszej firmy nie byłby możliwy bez tych ludzi, pełnych pasji i zaangażowania, nie byłaby w tym miejscu, w którym jest. Dzięki nim możemy się pochwalić nagrodami i wyróżnieniami – chwalił prezes, zapraszając „równolatków Mine Mastera” do siebie, by wręczyć im listy gratulacyjne i nagrody. – Liczba osób na scenie świadczy o tym, że w tej firmie dobrze się pracuje – podsumował Kammel.
Furorę na gali zrobiły krótkie filmiki z archiwalnymi zdjęciami i ze wspomnieniami najstarszych stażem pracowników z ostatnich trzech dekad. Opowiadali o początkach firmy, restrukturyzacji w trudnych i przełomowych latach 90., dziś wydających się już nieco egzotycznymi. Podkreślali, że była to szansa dla zakładu wyjścia na prostą i świat, ale dla wielu wiązała się z dużymi wyzwaniami i stresem. „Pierwszy lot samolotem, pierwsza wizyta za granicą, w dodatku bez znajomości żadnego języka obcego” – opowiadał na filmie jeden z pracowników. „Uczyliśmy się w innych oddziałach Boarta na innych kontynentach, jak się tam pracuje” – tłumaczyła inna. „Wszystko było nowością, wszystko wyzwaniem, ale mamy satysfakcja, że daliśmy radę” – powiedział kolejny. Słowem: początek był wielką improwizacją i eksperymentem, wymuszającym zmianę mentalności.
– Pracownicy powiedzieli na filmie prawdę. Tak po prostu było. Wszyscy się uczyliśmy. Ja znałem bardzo słabo język angielski, mieliśmy problem w komunikacji z naszymi partnerami. Dlatego później zatrudniliśmy nauczyciela, do dzisiejszego dnia ma swoich „studentów”,. Dziś wszyscy w firmie posługują się językiem angielskim po to, żebyśmy mogli funkcjonować w świecie – podkreślał prezes Mine Mastera.
Od tamtych czasów firma przeszła długą drogę, o której może świadczyć m.in. wzrost sprzedaży: z 17 mln w 1994 r. do ponad 220 mln zł obecnie. Przedsiębiorstwo z Wilkowa jest obecne w 20 krajach na świecie. Sprzedała w sumie ponad 1400 maszyn dla 86 klientów. Najwięcej oczywiście w Polsce, ale także do Turcji, Estonii, Zimbabwe czy Indii. – Chcemy rosnąć poza granicami kraju, ale najważniejszym klientem był, jest i będzie dla nas KGHM. W KGHM-ie mamy ponad 200 maszyn pracujących na dole, większość to kotwiarki, które stanowią 90 proc. wszystkich tego typu urządzeń użytkowanych przez KGHM. Dbamy o to, żeby zapewnić Polskiej Miedzi jak najlepsze produkty, po to, żeby mogła realizować swoje cele górnicze – tłumaczył prezes Nadolny. – Produkujemy obecnie 70-80 maszyn rocznie. Ale te dzisiejsze maszyny nijak się mają do tych, które robiliśmy w latach 90. Należałoby to pomnożyć przez 3, bo są o wiele bardziej skomplikowane, to jeżdżące komputery wyposażone w elektronikę, bardziej wydajne.
Zakład na dawnej Lenie zatrudnia dziś ponad 300 osób. Drugie tyle pracuje w otoczeniu, czyli w firmach, które są związane umowami z Mine Master. Ponad 60 proc. pracowników zatrudnionych jest w serwisie i na montażu. Pod ziemią pracuje 110 osób. Firma ma ponad 60 inżynierów. Kobiety stanowią 9 proc. załogi. Średnia wieku to 42 lata. Co ciekawe, 72 osoby w firmie są powiązane ze sobą rodzinnie. – Bardzo lubimy przyjmować do pracy dzieci naszych pracowników, bo to jest gwarancja, że osoba polecona jest dobrym pracownikiem – tłumaczył Nadolny.
Na prace badawczo-rozwojowe Mine Master przeznacza rocznie nawet do 18 mln zł, prowadzi je m.in. z Politechniką Wrocławską. – Jesteśmy innowacyjną firmą, nie wstydzę się tego powiedzieć. Cały czas staramy się wymyślić nowy projekt, gonić do przodu. Potrafimy wszystko sami zaprojektować i sami wykonać. Otrzymaliśmy wiele nagród za innowacyjność i wyróżnień w konkursach. Instytut PAN umieścił nas na liście 500 najbardziej innowacyjnych firm w Polsce, byliśmy na niej w pierwszej dziesiątce. To wszystko zasługa załogi – podkreślał prezes Nadolny. – Brawa dla nas!
Ale Mine Master to nie tylko producent maszyn. – Żyjemy w określonym środowisku, w którym są nasze rodziny, nasi przyjaciele, ci, którzy potrzebują pomocy. W naszym rejonie nie ma praktycznie instytucji czy organizacji, która nie otrzymałaby od nas wsparcia – zapewniał szef firmy, która wspiera szkoły, stowarzyszenia, a przede wszystkim kluby sportowe. – Sponsorujemy większość lokalnych klubów, w tym Górnika Złotoryja, ZTT czy siatkówkę złotoryjską. Otrzymaliśmy kilkukrotnie statuetkę Mecenas Sportu. Ale to nie jest dla ważne – ważne jest, że możemy tym wszystkim instytucjom, tym entuzjastom pomagać. Razem tworzymy lepszy świat.
Nadolny podczas gali dziękował też za współpracę klientom Mine Mastera, partnerom biznesowym, samorządowcom (na sali byli obecni m.in. burmistrz Robert Pawłowski, wójt Jan Tymczyszyn i starosta Wiesław Świerczyński) oraz placówkom naukowym.
Jubileuszu 30-lecia Mine Masterowi gratulował m.in. Stanisław Siewierski, członek zarządu spółki KGHM i późniejszy jej prezes, który uczestniczył w przygotowaniu joint venture z Boartem. – Dzięki tej umowie Boart Lena rozpoczęła nowe życie, stała się wzorem do naśladowania dla pozostałych spółek w naszej grupie kapitałowej wymagających restrukturyzacji – podkreślał Siewierski. – Pamiętam taki moment, gdy już byłem prezesem, że musieliśmy rozpocząć eksploatację nowych pokładów w kopalni Sieroszowice, bogatych, ale o niskiej wysokości. To był rok 1995. Zaprosiłem prezesa Jurka i powiedziałem, co zamierzamy. Powiedziałem mu wtedy: Twoje maszyny są bardzo dobre, ale one są za wysokie. Musisz robić niższe. A Jurek pyta: A jak niższe? A ja wtedy wstałem od stołu, pokazałem na siebie i mówię: To muszą być takie maszyny, które zmieściłyby się w wyrobiskach, w których ja będę chodził pochylony – opowiadał były prezes KGHM-u, nawiązując do swojego niedużego wzrostu, co miało unaocznić, jak naprawdę niskie miały być to maszyny. – Jurek dobrze zrozumiał, o co chodzi. I rzeczywiście, w bardzo krótkim czasie, w ciągu niepełnego roku, pojawiły się na dolne nowe maszyny do niskich pokładów, które nie chcę powiedzieć, że uratowały Polską Miedź, ale na pewno bardzo pomogły nam przejść bardzo trudny okres dla przemysłu miedziowego, gdy ceny miedzi spadły poniżej 1500 dolarów. Serdecznie chciałbym dziś podziękować prezesom i załodze, że podjęliście się wtedy wyzwania jak nowoczesna firma. Życzę wam, żeby Mine Master funkcjonował do końca świata i jeden dzień dłużej.
Wyrobów spełniających standardy bezpieczeństwa, zarówno w zakresie obsługi przez ludzi, jak i w zakresie technologii wiercenia i kotwienia, która znakomicie poprawia bezpieczeństwo w podziemnych wyrobiskach, pogratulował zarządowi Mine Master Józef Koczwara z Wyższego Urzędu Górniczego. Jerzemu Nadolnemu i wiceprezesowi Andrzejowi Czajkowskiemu wręczył podczas wczorajszej gali Odznakę Honorową „Zasłużony dla bezpieczeństwa pracy w górnictwie” nadaną przez prezesa WUG-u.
Obchody jubileuszu miały być miłym i pełnym wieczorem atrakcji. I były. Muzyczną gwiazdą gali był zespół Blue Cafe. Koncert zagrała również Magdalena Środula, skrzypaczka, która występowała m.in. z Rodem Stewartem.