Nie będziemy nikomu zabierać 500+ czy dodatkowych emerytur. Chcemy łączyć Polaków, a nie dzielić, bo Polska jest jedna i Polacy też powinni być jednością. A dziś przyjechaliśmy tutaj do was, żeby was posłuchać, bo tu jest przyszłość i tu jest Polska – tłumaczyła trójka senatorów Koalicji Obywatelskiej, która spotkała się w Gold Hotelu z mieszkańcami Złotoryi.
W poniedziałek parlamentarzyści KO odwiedzali każdy z dolnośląskich powiatów. Do Złotoryi przyjechali: prof. Alicja Chybicka, lekarka i profesorka nauka medycznych na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu, szefowa Przylądka Nadziei (jednej z najnowocześniejszych w kraju klinik dla dzieci z chorobą nowotworową), Agnieszka Gorgoń-Komor, również lekarka i doktor nauk medycznych, oraz Kazimierz Kleina, parlamentarzysta od 1997 r., a także m.in. były burmistrz Łeby. Skąd ten „najazd” na Dolny Śląsk? – Chcemy dotrzeć do ludzi z informacją, której nie mają w TVP, bo stała się telewizją rządową i pokazuje tylko przekaz zmanipulowany, żeby zdyskredytować opozycję – tłumaczyli senatorowie.
Tematem nr 1 były oczywiście jesienne wybory do parlamentu. – One są równie ważne jak te w 1989 r., o ile nie ważniejsze. Te wybory opozycja musi wygrać po to, ażeby Polska pozostała krajem demokratycznym, aby był trójpodział władzy, aby była wolność, abyśmy pozostali w Unii Europejskiej i abyśmy byli pod skrzydłami NATO w miarę bezpieczni. Na razie Polska zmierza w bardzo złym kierunku, zostaliśmy skłóceni przez rządzących z wieloma krajami – mówiła prof. Chybicka. – Ja bym może nie jeździła po kraju, nie walczyła o to, żebyśmy wygrali te wybory, ale mam szóstkę wnucząt i trójkę dzieci. Dla nich jeżdżę, bo nie chcę, aby oni żyli w takiej Polsce, jaka jest w tej chwili: podzielonej, gdzie często z rodziną nie można do stołu usiąść, bo nie da się rozmawiać.
Problem głębokiego podziału społeczeństwa przewijał się kilkukrotnie podczas spotkania, które zorganizowała Jadwiga Szeląg, radna PO w sejmiku dolnośląskim. – Donald Tusk powiedział, że każdy, kto głosował na PiS, będzie równie dobrze traktowany po wygranych przez nas wyborach, jak ten, który na PiS nie głosował. Ja wiem, że my wyciągniemy rękę, choć być może dostaniemy w nią kamieniem. Ale na pewno będziemy próbowali. Nie ma czegoś takiego jak podział Polski. Polska jest jedna i Polacy też powinni być jednością – zapowiedziała senatorka z Wrocławia.
Co nie znaczy, że winni nadużyć nie zostaną ukarani. – W prokuraturze leży sporo doniesień, zamiecionych przez dywan przez ministra Ziobrę. One zostaną wyciągnięte, a sędziowie, którzy bardzo mocno zostali skrzywdzeni przez obecną władzę, zajmą się tym profesjonalniej od nas. Bo my, politycy, nie jesteśmy od robienia wszystkiego za wszystkich. Teraz o wszystkim decyduje się na Nowogrodzkiej w jednym i tym samym gremium. To jest naprawdę ciężko chore. Dlatego apeluję do was: musimy zrobić wszystko, aby te nierówności zasypać, aby Polska stała się krajem wolnym i demokratycznym, aby wreszcie ten naród był jedną wielką całością – dodała pani profesor.
Złotoryjanie mieli kilka wskazówek dla parlamentarzystów, jak powinni prowadzić kampanię wyborczą. – Przekazujcie na tych swoich spotkaniach, że spadek inflacji nie oznacza spadku cen. Oznacza tyle tylko, że ceny będą wolniej rosły. W tej chwili przekaz w publicznej telewizji jest taki, że inflacja spada i za chwilę będziemy mieli raj. Nieprawda. Państwa eksperci, wypowiadając się w mediach, powinni uświadamiać ludziom, że dopóki będzie inflacja, to ceny będą rosły. Może wtedy część osób przejrzy na oczy – mówiła jedna z uczestniczek spotkania.
A inny dodał: – Za mało z ludźmi rozmawiacie o ekonomii. Dopóki PiS będzie dawało pieniądze, to będzie wygrywało. Dmokracja jest ważna dla niektórych ludzi. Ale dla większości ważny jest pieniądz. Jak dostaną pieniądze, będą głosowali na PiS. Tylko że tych pieniędzy kiedyś braknie, a ludzie nie zdają sobie sprawy, co będzie później.
– Inflacja to bardzo poważny problem – przyznał senator Kleina, który w parlamencie od lat zajmuje się sprawami finansowymi. – Wyraźnie pokazuje, że całe grupy społeczne biednieją, mimo że dostają różne wyrównania, dodatki. Ale te pieniądze są coraz mniej warte, a mniej zamożni odczuwają inflację najbardziej, bo w koszyku ich zakupów wzrosty cen są największe. PiS zepsuło dobrze funkcjonującą gospodarkę. Teraz chce nowelizować budżet. I znowu dodrukowanych zostanie prawie 100 mld zł, na które nie ma pokrycia w dochodach. To jest dramat, to się robi tylko po to, żeby politycznie przekupić jakąś część wyborców. Mechanizmy niszczenia finansów publicznych zostały zaszczepione już w pierwszym roku rządzenia PiS-u. Stąd głownie obecna inflacja, nie przez covid czy wojnę.
– Na tej sali siedzą dziś najprawdopodobniej sami przekonani – zwracał uwagę kolejny z uczestników spotkania, Jerzy Nadolny. – Możemy tu krytykować aktualną władzę, ale jeżeli tylko my pójdziemy do wyborów, to niczego nie zmienimy. Przy tak podzielonym społeczeństwie przekonani zagłosują na jedną albo drugą stronę. Walka idzie o to, żeby jak najwięcej ludzi poszło do głosowania, zwłaszcza tych, którzy się wahają. Czy państwo wiedzą, jak to zrobić?
– Każdy z nas powinien namówić przynajmniej 20 osób nieprzekonanych – tłumaczyła senatorka Agnieszka Gorgoń-Komor. – To dużo i niedużo. Ale w przypadku tych wahających się na pewno dużą pracę zrobił marsz z 4 czerwca. Te wybory idą o wszystko, jest u nas pełna mobilizacja. To jest do zrobienia, ale my sami, politycy, tego nie zrobimy, musimy mieć wsparcie społeczeństwa, obywatelską kontrolę wyborów, do której się przygotowujemy, bo boimy się, że będzie mataczenie i próby fałszowania wyniku.
Senatorowie krytykowali też w złotoryjskim hotelu podejście rządzących do samorządu terytorialnego. – Kiedyś miało się poczucie, że się uczestniczy w jakiejś wspólnocie, że pieniądze, jakimi dysponuje samorząd, są rzeczywiste. A dziś przyjeżdża do wójta poseł i daje kartkę z napisem „100 tys. zł” i mówi: „Za to masz zbudować drogę stąd dotąd”. Ogranicza się samodzielność samorządów, wspólnot lokalnych. O tym, co się dzieje w waszej czy mojej gminie, decyduje ktoś, kto jest w Warszawie. Jestem pewny, że te rzeczy inaczej zostaną poprowadzone na jesieni tego roku – zapowiedział Kleina.
Na jesieni, czyli – po wyborach parlamentarnych. Bo senatorowie, którzy odwiedzili Złotoryję, są przekonani, że PiS straci władzę za kilka miesięcy. – Mamy poczucie graniczące z pewnością, że jesienią wszystko się zmieni, że przeciwników obecnej władzy będzie przy urnach wyborczych zdecydowanie więcej – uważa Kleina. – Kolejne badania sondażowe pokazują, że będzie nowy rząd w Polsce. Ważne jest, żeby odsunąć PiS od władzy i przywrócić normalność. Inne ugrupowania opozycyjne powinny to zrozumieć.
– 4 czerwca stała się rzecz niesamowita: została wlana nadzieja w nasze serca, na waszych twarzach pojawił się uśmiech. Na początku kampanii wszyscy tak nie dowierzali, mieli taką zamkniętą postawę, zadowalali się tym pseudokomfortem PiS-owskim. Nie wierzyliśmy, że możemy wygrać. A teraz jestem przekonana, że dojdzie do zmiany warty i że jeszcze będzie normalnie, będzie życzliwie. Nasz przewodniczący obiecał, że chce pojednać naród polski. Są ogromne podziały. Czy do 2014 r. zwracaliście uwagę, jaką oglądacie telewizję? – pytała mieszkańców Złotoryi Gorgoń-Komor
W spotkaniu wzięło udział ok. 40 osób. – Cieszymy się, że jesteście tak licznie, nie boimy się żadnych pytań. To dla nas energia, żeby dalej działać – zapewniała senatorka ze Śląska.
A pytań nie brakowało. – Pamiętam, jak w 2015 r PiS szedł do wyborów z hasłem, że Polska jest w ruinie. Nikogo nie trzeba tutaj przekonywać po 8 latach, że to nie było diagnoza, tylko obietnica wyborcza. Narobiło się towarzystwo po łokcie, żeby doprowadzić Polskę do ruiny. Więc jeśli mówimy tu o przejęciu władzy przez PO, to chciałbym, żebyście nas uspokoili, że to posprzątanie stajni Augiasza macie jakoś zaplanowane, bo to nie będzie przejęcie władzy od innych demokratów, który po prostu przegrali wybory. To jest przejęcie władzy na ruinach i zgliszczach. Czy macie strategię, od czego zacząć, żeby nie było w nowym rządzie prób samobójczych? – pytał jeden z uczestników spotkania.
Senatorowie mówili też w Złotoryi o filarach swojego programu wyborczego, m.in. o odbudowie transportu publicznego w małych miejscowościach. Zapewniali również, że nowy rząd nie będzie nikomu zabierał ani 500+, ani 13. czy 14. emerytury. – To wszystko, co PiS dał, zostanie. Ale na pewno będzie przez nas uruchomione KPO. Dziś kary, które płacimy do Unii za nieprzestrzeganie zasad demokracji, to kwota taka, która wystarczyłaby, aby co miesiąc wybudować od podstaw 3 nieduże i w pełni wyposażone szkoły – zapowiedział Kleina.
Przed spotkaniem w hotelu przedstawiciele senatu RP odwiedzili m.in. fabrykę Vitbis i szpital powiatowy. Złotoryjską lecznicę chwalili. – Jest jasna, przyjazna pacjentom, aż się wierzyć nie chce, że była bliski upadku jakiś czas temu, bo tego nie widać. Potrzeba co prawda trochę więcej sprzętu i trzeba będzie się o niego postarać, ale absolutnie nie zasługuje na zamknięcie. To, co jest bolączką tego szpitala i wielu innych szpitali powiatowych, to są niezapłacone nadwykonania oraz niska wycena świadczeń zdrowotnych. Jeśli leczy się pacjentów ponad tzw. limit, który narzucił NFZ, to powinno być to zapłacone. To jest złe zarządzanie NFZ-em, dochodzi do tego niestety również polityka, ponieważ szpitale, które są zarządzane przez ludzi partii rządzącej, otrzymują miliony w dotacjach. Te, które są zarządzane przez ludzi związanych z opozycją, nie dostają nic – podsumowała prof. Chybicka. – Są ogromne nierówności. W tak złej kondycji ochrona zdrowia nie była jak ja sięgam pamięcią – dodała.
Senator Kleina skrytykował natomiast w kontekście służby zdrowia gigantomanię PiS-u: – Przeraża mnie to. Rząd chce budować CPK, różne inne wielkie rzeczy, jak szpitale na prawie tysiąc łóżek, uważa, że to dobry sposób na zarządzanie Polską, a nie potrafi zarządzać istniejącymi już mniejszymi obiektami. Mniejsze szpitale już są, te powiatowe, nie trzeba budować nowej infrastruktury, trzeba tylko, aby pieniądze, którymi dysponuje państwo, mądrze rozdysponować: na doposażenie, remonty, dofinansowanie procedur medycznych. I takie działanie będziemy podejmować już od jesieni tego roku. Chodzi o to, żeby nie sprowadzać wszystkiego do gigantomanii, budowania pomników. Ważniejsze są małe rzeczy związane blisko ze środowiskiem lokalnym, które mogą służyć mieszkańcom tu, na miejscu. Dlatego kluczową kwestią jest dla nas publiczny transport zbiorowy, żeby człowiek ze wsi mógł dojechać do pracy, do szkoły, do szpitala.
Opozycja liczy, że po 1 lipca, gdy nie będzie już stanu epidemicznego w Polsce, dowie się czegoś więcej na temat kondycji finansów publicznych. – Musimy to wiedzieć, żeby cokolwiek zmieniać, planować. W tej chwili jest 28 funduszy pozabudżetowych, gdzie są ukryte pieniądze poza kontrolą parlamentarną. To bardzo poważny problem, bo dziś mamy równoległy budżet do budżetu państwa, poza kontrolą publiczną, posłów, nawet NIK-u. To jest dramat, bo opinia publiczna nie wie, w jaki sposób pieniądze są wydatkowane i skąd pochodzą. – tłumaczyła Agnieszka Gorgoń-Komor. – Nieprzypadkowo mamy jedną z najwyższych inflacji w Europie. To nie wynika tylko z tego, że jest wojna, że była pandemia – to też efekt bardzo złego zarządzania finansami publicznymi. Bo dziś każdemu mówi się, że na wszystko są pieniądze. Ale to są pieniądze wydrukowane.