Czy Przychodnia Rejonowa w Złotoryi trafi pod skrzydła Miedziowego Centrum Zdrowia z Lubina? Niewykluczone. Miałoby to poprawić poziom podstawowej opieki zdrowotnej w naszym mieście i polepszyć dostęp złotoryjskich pacjentów do specjalistów. Zarząd MCZ jest ponoć „na tak”, a ratusz chce kuć żelazo póki gorące. Gorąca jednak robi się też atmosfera w miejskiej przychodni, bo pracownicy są zadowoleni z obecnej sytuacji i pomysłowi się sprzeciwiają.
– Od roku spotykam się w różnych sytuacjach z osobami z zarządu MCZ. Z jednej strony przedstawiają swoje możliwości odnoście złotoryjskiej przychodni, z drugiej ja mam okazję obserwować, jaki MCZ ma potencjał i standardy leczenia. Z punktu widzenia pacjenta, lubińska placówka robi bardzo dobre wrażenie – tłumaczy burmistrz Robert Pawłowski, który podkreśla, że tematem bliższej współpracy zainteresowane są dwie strony. Może o tym świadczyć niedawna wypowiedź prezesa MCZ cytowanego przez jeden z regionalnych portali internetowych. – Trwają analizy zarówno ekonomiczne, jak i prawne. Sprawa może być sfinalizowana nie tak szybko. Strategia naszej firmy przewiduje przejmowanie obiektów podstawowej opieki zdrowotnej. Tak zrobiliśmy w Rudnej i nie ukrywam, że chętnie pojawilibyśmy się na rynku złotoryjskim. Szczerze mówiąc, pomysł taki pojawił się na jakimś spotkaniu i nie chciałbym przesądzać i określać, czyja to jest inicjatywa. Osobiście najchętniej kupilibyśmy przychodnię jako MCZ, dając swoją markę i znak rozpoznawczy. Ale poczekamy na kompleksowy raport – miał powiedzieć pod koniec września Piotr Milczanowski.
Dla miasta możliwe są 3 warianty współpracy: utworzenie spółki z MCZ, sprzedaż przychodni lub jej dzierżawa. – Powinniśmy każdy z nich dokładnie przeanalizować: jakie niesie za sobą korzyści, a jakie zagrożenia dla pacjentów złotoryjskiej przychodni. Decyzja może być tylko jedna: wariant najkorzystniejszy dla mieszkańców miasta. Rozmowy z zarządem MCZ cały czas się toczą. Jestem świadomy, że nie jest to najlepszy czas ze względu na nadchodzące wybory samorządowe, ale przecież miasto w tym okresie nie zamiera, cały czas funkcjonuje – zauważa Robert Pawłowski.
Burmistrz mocno jednocześnie zaznacza, że na chwilę obecną nic nie jest jeszcze przesądzone. – Miasto nie stoi przed koniecznością podejmowania szybkich i nieprzemyślanych decyzji, nie mamy noża na gardle, jak powiat w przypadku szpitala. Z drugiej strony musimy patrzeć w przyszłość i być krok do przodu. Nie możemy wykluczyć, że na złotoryjski rynek wejdzie jakaś duża spółka medyczna, wynajmując pomieszczenia choćby w szpitalu, z którą przychodnia miejska w obecnej formule może nie być w stanie konkurować. Inaczej byłoby, gdyby zainwestował w nią MCZ – twierdzi.
W złotoryjskiej przychodni trudno jednak znaleźć pracownika, który w tej chwili pałałby entuzjazmem do „małżeństwa” z MCZ. Załoga jest przeciwna oddaniu przychodni pod zarząd lubińskiej spółki oraz pełna obaw i niepewności – nie tylko jeśli chodzi o zatrudnienie, ale i o los pacjenta. Tym bardziej, że szczegółów na razie żadnych nie zna.
– Nie rozumiemy, po co to wszystko. Nawet jeśli przejmie nas MCZ, to nie zmieni się przecież struktura przychodni. Jesteśmy zakładem podstawowej opieki zdrowotnej. Co innego POZ, a co innego specjalistyka. To jest odrębny kontrakt. Jako POZ nigdy nie dostaniemy kontraktu na opiekę specjalistyczną. Nie jest też prawdą, że jak MCZ przejmie naszą przychodnię, to złotoryjscy pacjenci będą mieli lepszy i szybszy dostęp do specjalistów. Kolejki są wszędzie, w całej Polsce się czeka na wizytę u specjalisty, tak jest niestety skonstruowany system – mówi Jolanta Zawodniak, jedna z lekarek zatrudnionych w Przychodni Rejonowej w Złotoryi.
– Mamy wątpliwości, czy pacjent rzeczywiście zyska w taki sposób, jak jest to przedstawiane w tym pomyśle. Teraz ma wybór, do jakiego specjalisty pojedzie ze skierowaniem wystawionym przez naszych lekarzy. Lekarze MCZ będą kierować pacjentów raczej do swoich kolegów – uważa Beata Manowiec, koordynatorka personelu pielęgniarskiego w złotoryjskiej przychodni.
Burmistrz Pawłowski stara się rozwiać obawy pracowników złotoryjskiej lecznicy. Jego zdaniem, bliska współpraca z MCZ byłaby korzystna nie tylko dla pacjentów, ale i dla nich. – Spółki należące do KGHM-u to marka, która daje gwarancję zatrudnienia i lepszego wynagrodzenia. Gdybyśmy się dziś zapytali w Złotoryi pracowników zatrudnionych w lokalnych firmach, czy chcieliby pracować w spółkach KGHM-owskich, zdecydowana większość odpowiedziałaby zapewne, że tak. W tej chwili na terenie naszego miasta nie funkcjonuje żadna taka spółka. Część mieszkańców, zwłaszcza tych starszych, w różnych rozmowach wyraża jednak nadzieję, że KGHM wróci kiedyś do starego zagłębia miedziowego. MCZ byłby poniekąd odpowiedzią na te oczekiwania – podkreśla.
Jednak personel lecznicy argument o stabilności kontruje. – Mamy stabilność wynagrodzenia i zatrudnienia w już tej chwili. Przychodnia jest w dobrej sytuacji finansowej. Teraz stanowimy łakomy kąsek dla innych podmiotów leczniczych. Gdy przechodziliśmy restrukturyzację, to nie było chętnych, żeby nam pomóc. A teraz ktoś chce zarządzać pieniędzmi, które my przez tyle lat ciężką pracą wypracowaliśmy – irytują się pracownicy.
– Nic ze szkodą dla pracowników się nie stanie – zapewnia burmistrz. – A jeśli ktoś już teraz, na obecnym etapie rozmów, krytykuje możliwość współpracy naszej przychodni z MCZ – nie znając szczegółów, bo takich jeszcze nie ma – to ja się pytam: czyich interesów broni? Bo na pewno nie mieszkańców – dodaje.
Diabeł tkwi więc jak zwykle w szczegółach i bez nich trudno będzie o jakikolwiek dialog. Pracownicy kategorycznego „nie” MCZ-owi nie mówią. – Nie zamykamy się na współpracę. Możemy na przykład dzierżawić lubińskiej spółce pomieszczenia na gabinety – usłyszeliśmy w placówce przy ul. Kwiskiej.