Złotoryjanie Ewelina i Jarek Zawadzcy przejechali spory kawałek Europy. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że wyprawa odbyła się na jednośladach napędzanych siłą mięśni.
Najpierw złotoryjanie pojechali samochodem do Rumunii, gdzie rozpoczęła się ich rowerowa przygoda. Na rozgrzewkę postanowili zwiedzić Trasę Transfogaraską, która przecina z północy na południe Góry Fogaraskie, czyli najwyższe pasmo górskie rumuńskich Karpat. Po przejechaniu 78 km (cała trasa liczy ok. 100 km) udali się samochodem do Delty Dunaju. Tutaj skończyła się ich przygoda z pojazdami silnikowymi. Chociaż nie całkowicie, gdyż samochodami podróżowali ich znajomi, którzy wieźli cięższe bagaże i docierając wcześniej niż rowerzyści do poszczególnych miejscowości, rezerwowali noclegi. – Przed wyjazdem stworzyłem książkę podróży, w której miałem dokładnie zaplanowane w jakich miejscowościach będziemy nocować – opowiada Jarek Zawadzki.
Złotoryjanie, jadąc głównie brzegiem Morza Czarnego, zwiedzili Rumunię i Bułgarię, docierając do granicy z Turcją. Łącznie przejechali ponad 600 km, a nie było łatwo – Większość trasy stanowił trudny i niebezpieczny teren. Trudny ze względu na wysokie temperatury i górzyste obszary. Niebezpieczny z kolei ze względu na lokalnych kierowców, którzy jeżdżą jak piraci drogowi – wspominają państwo Zawadzcy.
Pomimo trudności złotoryjanie bardzo miło wspominają swoją rowerową podróż, a najmilej jej ostatni etap – Najprzyjemniejszym odcinkiem była 68-kilometrowa trasa w Bułgarii od Sozopola do Rezova przy granicy z Turcją. Dlatego najprzyjemniejszym, gdyż wiedziałem już, że nam się udało zrobić to co zaplanowaliśmy – dodaje Jarek Zawadzki.