Żłobek miejski przyjął wczoraj pierwsze dzieci od czasu ogłoszenia stanu epidemii koronawirusa SARS-CoV-2. Nie dla wszystkich chętnych starczyło na razie miejsca. Z kolei miejsca aż nadto jest w złotoryjskich szkołach podstawowych – placówki świecą od tygodnia pustkami, bo rodziców, którzy zdecydowali się puścić swoje pociechy na zajęcia, można policzyć na palcach jednej ręki. Jak wygląda sytuacja w miejskich przedszkolach?
Zwykle w złotoryjskim żłobku jest miejsce dla 58 dzieci. Teraz może do niego przychodzić czterokrotnie mniej maluchów. Placówka musiała ograniczyć liczbę dzieci ze względu na wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego, które mówią, że minimalna przestrzeń do wypoczynku, zabawy i zajęć dla jednego dziecka nie może być mniejsza niż 4 m kw.
– Biorąc pod uwagę ten wymóg oraz konieczność zachowania 2-metrowych odstępów, także podczas leżakowania, wyliczyliśmy, że w obecnej sytuacji możemy przyjąć maksymalnie 15 dzieci. Choć zainteresowanie jest o wiele większe. W tej chwili w kolejce czeka jakieś 7-8 osób – podkreśla Anna Krajewska, dyrektorka Żłobka Miejskiego w Złotoryi.
O tym, kto zostanie przyjęty, decydowały wcześniej ustalone kryteria, które były podane na stronie internetowej placówki przy ul. Letniej. Pierwszeństwo mają dzieci mieszkających na terenie Złotoryi pracowników systemu ochrony zdrowia, służb mundurowych, handlu i przedsiębiorstw produkcyjnych realizujących zadania związane z zapobieganiem i zwalczaniem COVID-19 oraz z utrzymaniem miasta. Dopiero w drugiej kolejności przyjmowane są dzieci tych rodziców, którzy przedstawili oświadczenie pracodawcy o konieczności powrotu do pracy. Jeśli i takich byłoby za mało, o kolejności decyduje dyrektorka placówki, po uwzględnieniu sytuacji rodzinnej dziecka (więcej informacji TUTAJ).
W przeciwieństwie do złotoryjskich przedszkoli, kierownictwo żłobka zdecydowało, że rodzice mogą wchodzić do szatni razem ze swoimi pociechami i dopiero tutaj przekazują je opiekunkom. – Zależało nam na tym, żeby dzieci jak najmniej odczuły skutki epidemii, żeby mogły się jeszcze poprzytulać na terenie placówki do rodziców. Po tak długiej przerwie jest im ciężko się rozstawać z mamą czy tatą, często płaczą. A obostrzenia sanitarne im tego nie ułatwiają, bo w żłobku jest inaczej niż było wcześniej. Większość zabawek jest pochowana, sale są mniej przytulne niż zwykle – dodaje pani dyrektor.
W żłobku zastosowano szereg procedur bezpieczeństwa. Pracownicy mierzą temperaturę ciała osobom wchodzącym do placówki, a w przypadku dzieci prowadzą rejestr pomiarów. Zabawki, które zostały w salach, są dokładnie czyszczone i regularnie dezynfekowane, a pomieszczenia wietrzone. Dzieci nie mogą przynosić niepotrzebnych przedmiotów z domu. Rodzice są wpuszczani do szatni pojedynczo.
– Z wymogami bezpieczeństwa dotyczącymi ponownego uruchomienia placówki jakoś sobie poradziliśmy. Gorzej jest z wytłumaczeniem dzieciom nowych zasad, że nie mogą się razem bawić, że nie mogą przebywać blisko siebie. One są po prostu za małe, żeby to zrozumieć. To trudne chwile dla nas wszystkich – mówi lekko łamiącym się głosem Anna Krajewska.
Te same kryteria przyjęć co w żłobku obowiązują w miejskich przedszkolach. Dotąd nie miały jednak zastosowania, ponieważ rodzice przyprowadzają mniej dzieci niż jest przygotowanych miejsc. W przedszkolu przy ul. Staszica przez cały ubiegły tydzień liczba maluchów wahała się od 7 do 9. Wczoraj przyszło ich 10.
Do Przedszkola Miejskiego nr 2 uczęszczało w zeszłym tygodniu 18 dzieci. W poniedziałek było ich już 34, przy czym 10 z nich przebywało w uruchomionych wczoraj grupach przedszkolnych przy ul. Letniej. Biorąc pod uwagę wielkość placówki przy ul. Górniczej – to także nie jest dużo.
Co ze szkołami podstawowymi? W „jedynce” na 14 uczniów klas I-III, których rodzice deklarowali przyjście po „odmrożeniu” zajęć, pojawiło się w ostatnim tygodniu maja zaledwie 6. W poniedziałek wcale nie było ich więcej. Natomiast w oddziale przedszkolnym przebywało wczoraj 3 maluchów. – Prawdopodobnie w połowie czerwca przybędzie nam jeszcze dwoje dzieci w klasach I-III, mamy takie zapowiedzi od ich rodziców. Ale nie sądzę, żeby nastąpił jakiś zdecydowany skok w górę jeśli chodzi o frekwencję – uważa Izabela Stemplowska, dyrektorka SP nr 1.
Dużym zainteresowaniem cieszą się natomiast konsultacje dla uczniów klas starszych, zwłaszcza dla ósmoklasistów. – Zależało nam, żeby pojawili się w szkole ci uczniowie, którzy dotąd unikali kontaktu z nami, nie logowali się do e-dziennika w czasie kwarantanny, nie oddawali zadań. Dzięki dobrej współpracy z pracownikami socjalnymi, asystentami rodziny czy kuratorami to się udaje – dodaje pani dyrektor. Z szansy poprawy ocen skorzysta w „jedynce” ok. 20 uczniów.
Jeszcze mniej dzieci pojawiło się w ubiegłym tygodniu w SP nr 3. W oddziale przedszkolnym była ich garstka – zaledwie 4. W klasach I-III na ponad 240 uczniów do szkoły przyszedł… 1. Wczoraj sytuacja się nie zmieniła. – Może jeszcze jedno dziecko nam przybędzie, dostaliśmy taki sygnał. Ale myślę, że ogromna większość rodziców wzięła sobie do serca apele, że lepiej w obecnej sytuacji przetrzymać dzieci jeszcze w domach – zaznacza Danuta Boroch, dyrektorka „trójki”.
Do dyspozycji starszych uczniów SP nr 3 są od wczoraj na dyżurach wszyscy nauczyciele placówki. W ciągu dnia na konsultacjach pojawia się ok. 2-3 osób.
Dodajmy, że przed wakacjami uczniowie nie wrócą już na normalne lekcje do szkół. Wczoraj, tak jak przewidywali od jakiegoś czasu dyrektorzy i nauczyciele, Ministerstwo Edukacji Narodowej podało, że zdalna nauka jest przedłużona do 26 czerwca, a więc do końca roku szkolnego.