Jesteśmy dalecy od tego, żeby karać mieszkańców budynków wielorodzinnych za nieprawidłową segregację odpadów. Ale to nie znaczy, że nie będziemy tego robić. Jeśli te spotkania nie pomogą, jeśli działania edukacyjne nie poprawią sytuacji, to nie będziemy mieli innego wyjścia i pojawią się podwyższone opłaty – powtarza Paweł Kulig podczas spotkań pod boksami śmietnikowymi, które odbywają się od dwóch dni w Złotoryi. Dziś burmistrz zajrzy na Piastową, Zagrodzieńską, 3 Maja, Podmiejską, Dworcową i Sportową, by posłuchać, co na temat gospodarki odpadami mają do powiedzenia mieszkańcy tych ulic. Harmonogram godzinowy prezentujemy poniżej.
45 procent – to punkt wyjścia dla pracowników złotoryjskiego magistratu, którzy zorganizowali cykl spotkań edukacyjnych dla mieszkańców. Owe 45 proc. to współczynnik określający, ile odpadów muszą w tym roku wysegregować złotoryjanie. Zresztą nie tylko oni – ta liczba to nie wymysł „złotoryjskich urzędasów”, tylko wskaźnik ustalony odgórnie dla całego kraju. Taki sam odsetek śmieci muszą oddać do recyklingu mieszkańcy innych polskich miast i gmin.
45 procent to dużo. Bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że w zeszłym roku tylko jedna czwarta (25 proc.) odpadów, które wyprodukowali złotoryjanie i które wyjechały z miasta, była zebrana selektywnie. Segregację w stosunku do 2023 trzeba więc poprawić niemal dwukrotnie. A nawet bardziej, bo w 2025 r. Polacy będą musieli wysegregować aż 55 proc. śmieci.
Paweł Kulig od kilku miesięcy powtarza, że te 45, a zaraz potem 55 proc., to jedno z największych wyzwań dla miasta w perspektywie najbliższych lat. Bo jeśli nie osiągniemy tych wskaźników, narażamy się jako miasto na karę finansową, którą nałoży na nas Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. To z kolei spowoduje duży wzrost opłat za śmieci.
– A tego wszyscy chcielibyśmy uniknąć, dlatego wybudowaliśmy dla złotoryjan nowoczesny PSZOK, który ma pomóc w selekcji odpadów, zwłaszcza tzw. problemowych, i przeznaczaniu jak najwięcej z nich do recyklingu. W ten sposób zmniejszymy masę odpadów zmieszanych, za utylizację których płacimy jako miasto najwięcej – tłumaczy burmistrz ludziom pod boksami śmietnikowymi.
Drugie narzędzie, które ma poprawić poziom segregacji, to inteligentne wiaty śmietnikowe, które stoją już na osiedlu Czterech Pór Roku. Podczas spotkań burmistrz i urzędnicy magistratu zapowiadają, że takie altany docelowo pojawią się w całej Złotoryi (o ile tylko pozwolą na to finanse miejskie). Nowe wiaty nie mają jednak zbyt dobrej marki na innych osiedlach mieszkaniowych, na które dość szybko dotarły informacje o problemach w ich obsłudze.
– Nie chcemy tych wiat śmietnikowych na kody – powiedziała wczoraj zdecydowanym tonem jedna z mieszkanek na ul. Broniewskiego.
– Jeśli nie chcecie państwo indywidualnych kodów do śmietników, to pozostanie nam tylko wymierzanie 4-krotności opłat za odpady w sytuacji, gdy stwierdzimy nieprawidłową segregację w boksie, do którego jesteście przypisani. Poniosą ją wszyscy mieszkańcy wspólnoty – odpowiedział burmistrz bez ogródek.
– O nie, to lepiej już niech będą te kody – szybko zmieniła zdanie kobieta.
Złotoryjanie sami dostrzegają, że jest duży problem z segregacją. Gdy urzędnicy na spotkaniach pod boksami pytają, ile osób we wspólnotach mieszkaniowych – szacunkowo – zbiera śmieci selektywnie, odpowiedzi nie są zbyt optymistyczne.
– Tutaj chyba więcej nie segreguje niż segreguje – przyznali szczerze mieszkańcy, którzy pojawili się wczoraj pod boksem przy Broniewskiego 2. – U nas chyba 80 proc. nie segreguje. Nauczymy się wszyscy po pierwszej karze od miasta – stwierdziła z kolei jedna z pań na spotkaniu przy Broniewskiego 10. – My jesteśmy emerytki to z nudów segregujemy. Ale chyba trzeba będzie straż osiedlową powoływać, żeby pilnowała segregacji – żartowała inna.
Burmistrz apelował i apeluje do tych, którzy segregują, by dla wspólnego dobra zwracali uwagę niezdyscyplinowanym sąsiadom, przypominając im o solidarności zbiorowej we wspólnotach. Dopytywał też, jak dotrzeć do tych, którzy nie chcą zbierać odpadów selektywnie. – Kupę czasu już segregujemy, kto chciał się nauczyć, już się nauczył – usłyszał od złotoryjanki z Broniewskiego. Na ul. Karola Miarki dowiedział się z kolei, że mieszkańcy boją się reagować w sytuacji, gdy ktoś ewidentnie ma za nic przepisy o segregacji i zagraca boks śmietnikowy.
– Strach się czasem odezwać, żeby nie dostać albo nie usłyszeć wyzwisk – tłumaczyli złotoryjanie, którzy pojawili się na spotkaniu w pobliżu dawnego basenu kąpielowego. – Tu mieszka kilka takich osób, do których nic nie dotrze. Dlaczego mamy ponosić za nich konsekwencje? – pytała jedna z kobiet. – Jak mamy upilnować, żeby segregowali? W worki komuś zaglądać, w oknie cały czas siedzieć? – irytował się z kolei stojący obok niej mężczyzna.
Co ciekawe, na osiedlu, gdzie inteligentne wiaty śmietnikowe funkcjonują już od kilku miesięcy, ich zła sława stopniowa mija, a ludzie zaczynają nawet dostrzegać zalety systemu. Burmistrz Kulig spotkał się z mieszkańcami największego złotoryjskiego blokowiska dzień wcześniej, we wtorek. Tłumów nie było, pod boksy przychodziło po kilka osób, a pod jedną z wiat była nawet sytuacja, że nie pojawił się nikt.
– Chyba wszyscy są zadowoleni, skoro nie przyszli tłumnie się panu burmistrzowi poskarżyć – żartowali uczestnicy spotkań, odpowiadając burmistrzowi na pytanie o to, jak im się żyje z nowymi wiatami.
– Trzeba przyznać, że na pewno jest zdecydowanie czyściej przy wiatach niż wcześniej, i to chodziło – podkreślali mieszkańcy. – Generalnie jest dobrze, tylko żeby jeszcze mniej awaryjnie to wszystko działało, to będzie jeszcze lepiej.
Bo „chorób wieku dziecięcego” wiatom nie brakuje. Najczęściej skargi dotyczą problemów z odczytywaniem kodów przez czytniki. – Czasem trwa to dobrych kilka minut, żeby załapało – powtarzają złotoryjanie z osiedla Czterech Pór Roku. Dobrą radę dla sąsiadów miał jednak w tej sprawie zaledwie 10-letni Wiktor, który pojawił się na spotkaniu przy ul. Słowackiego i z wielkim zainteresowaniem słuchał dyskusji. Potem przeszedł razem z urzędnikami po innych altanach. – Wystarczy zeskanować kod przed naklejeniem na worek, żeby się nie zaginał – tłumaczył chłopiec.
Są też inne problemy, z LED-owymi ekranami, które nie w każdych warunkach pogodowych chcą działać. Dzieje się tak choćby, gdy mocno pada deszcz lub jest upał. – Podczas burzy były problemy, wystarczyło, że błysło gdzieś i już nie działało. Boimy się też, co będzie zimą, przy mrozie minus 10 – wyliczają mieszkańcy.
Skarżą się poza tym na przykry zapach z pojemników na odpady organiczne, zwłaszcza latem. – Jest wprawdzie bardzo czysto na zewnątrz, ale w środku nie zawsze. Wiaty są tak skonstruowane, że niższe osoby mają problem, żeby wyrzucić bioodpady z worka do pojemnika, a jeśli pojemnik jest za bardzo odsunięty od ściany, to wszystko leci prosto na ziemię. Szczury już się nawet przez to pokazały – twierdzą ci, którzy korzystają z altany stojącej za „jamnikiem”.
Mieszkańcy przyznają ponadto, że gdy jest awaria, to zostawiają worki z odpadami pod wiatą. – Wtedy jesteście państwo usprawiedliwieni – uśmiecha się burmistrz, który zapewnia, że urząd miasta cały czas współpracuje z wykonawcą altan obsługiwanych elektronicznie nad ich usprawnieniem.