Ponoć radni czuli przed nią większy respekt niż przed burmistrzami. Tych „przeżyła” aż sześciu, bo klucze do skarbca miasta dzierżyła przez ponad 30 ostatnich lat. Wszystko się jednak kiedyś kończy, a ona właśnie stwierdziła, że to dobry czas, by przejść na zasłużoną emeryturę, która odkładała od wielu lat… Grażyna Soja, legenda złotoryjskiego samorządu, została wczoraj pożegnana benefisem przez znajomych, współpracowników i przyjaciół. Podczas uroczystego spotkania okazało się, że jest nie tylko świetną specjalistką od finansów miejskich, ale także miłośniczką książek, nieskazitelnym kierowcą i… mistrzynią zupy pomidorowej.
W środę Grażyna Soja spędziła ostatni dzień w swojej pracy w ratuszu, w czwartek rano rada miejska powołała jej następczynię, Agnieszkę Pogońską, a tego samego dnia po południu w Złotoryjskim Ośrodku Kultury odbył się, z inicjatywy Roberta Pawłowskiego, benefis byłej już skarbniczki. To uroczystość organizowana dla osób mających znaczny dorobek i zasługi, np. z okazji jubileuszu lub zakończenia kariery zawodowej właśnie. Takiego pożegnania nie miał dotąd żaden ze złotoryjskich samorządowców. Ale też nikt dotychczas nie przepracował w Złotoryi prawie 32 lat na tak odpowiedzialnym stanowisku jak skarbnik miasta.
Laudację wygłosił Zbigniew Gruszczyński, dyrektor ZOK-u, który współpracował z panią Grażyną przez ponad 30 lat. W swojej mowie pochwalnej wrócił do 8 czerwca 1992 r.
– To dzień, który zapisał się w historii naszego miasta złotymi zgłoskami, dzień, który zapoczątkował długi marsz ku pomyślności najstarszego miasta w Polsce. O godzinie 7:23 drzwi urzędu miejskiego przekracza nowy skarbnik miasta. Czy mieszkańcy złotego grodu przeczuwają, że właśnie tworzy się legenda? – zaczął dyrektor w stylu kojarzącym się z programem „Sensacje XX w.”.
– Kolejni burmistrzowie będą przemijać, a ona jak kapłanka miejskiego ogniska będzie stać na straży, by płomień w serach złotoryjan nigdy nie zgasł, a miejska kasa nie była pusta – kontynuował. – Ale w życiu każdego miasta dzieje się tak, że przychodzi czas, kiedy nawet komuś najbardziej pracowitemu, najbardziej zaangażowanemu, najbardziej potrzebnemu, stanowiącemu najważniejsze ogniwo, należy dać odpocząć. Dziś mamy zaszczyt wspólnie spuentować osobowość niezawodnej strażniczki najlepszych wartości naszego wspaniałego miasta.
Zbigniew Gruszczyński przypomniał w laudacji, że pani skarbnik zajmowała się nie tylko liczbami i dokumentami, lecz także była mentorką, która kształciła kolejne pokolenia urzędników i liderów lokalnej społeczności:
– Jej cierpliwość, mądrość i gotowość do pomocy była inspiracją dla wielu, którzy mieli przyjemność z nią współpracować. Dzięki jej wsparciu i radom wielu młodych ludzi podniosło swoje kwalifikacje i odniosło sukces zawodowy. Pani skarbnik była i jest spoiwem kolejnych pokoleń złotoryjan, którzy decydowali o losach naszego miasta. Zmieniali się burmistrzowie, zmieniali się radni, przez ostatnie 32 lata zaszły niesamowite zmiany w Polsce i w naszym mieście. Aby Złotoryja nie została w tyle, potrzebna była mądra i wyważona gospodarka finansowa. Gwarantem stabilności miasta była zawsze nasza pani skarbnik, która umiejętnie zarządzała budżetem, dbała o zrównoważony rozwój i inwestycje. Dzięki jej profesjonalizmowi Złotoryja mogła stawić czoła wyzwaniom i rozwijać się pomimo wszelkich trudności. Wkład pani skarbnik w rozwój miasta jest nieoceniony.
Grażyna Soja przyjechała do pracy w Złotoryi z Bolesławca. Objęła stanowisko skarbnika wkrótce po „rozwodzie” miasta i gminy. To był czas, gdy samorząd terytorialny jeszcze raczkował. Jak zapamiętała tamte chwile?
– Złotoryja była bardzo piękna, chociaż wtedy niestety jeszcze zaniedbana. Najbardziej utkwiła mi w pamięci taka ściana w Rynku podparta drewnianym rusztowaniem, która świadczyła o braku pieniędzy i skromności tego miasta. Ale dzisiaj Złotoryja wygląda bardzo dobrze – podkreśliła. – A tak w ogóle to sobie wtedy myślałam, gdzie to złoto jest w tej Złotoryi? – dodała żartobliwie.
– No być może pani tego złota nie znalazła, ale Złotoryja znalazła swoje złoto: panią skarbnik – skwitowała Agata Rojewska, na co dzień dziennikarka Radia Plus Legnica, która podczas benefisu przeprowadziła na scenie ZOK-u wywiad z panią Grażyną, taki mniej oficjalny, z gatunku „na luzie”, w którym zabawnych pytań i odpowiedzi nie brakowało. Nawiązała m.in. do bezkompromisowej postawy byłej skarbniczki w kwestii dyscypliny finansów publicznych:
– Ponoć jeśli ktoś wchodził do pani gabinetu, ale nie załatwił czegoś na czas, nie miał odpowiedniego dokumentu, to burmistrz z drżeniem serca spoglądał, czy ten delikwent przez zaraz okno nie wyleci – zażartowała prowadząca rozmowę.
– Myślę, że tak źle nie było, bo nikt przez okno nie wylatywał ani przez drzwi nawet, ale jakiejś reprymendy udzieliłam, jeśli ktoś by nieprzygotowany. Żeby na przyszłość pamiętał, że tak nie należy pracować – odpowiedziała pani Grażyna.
– Czy jako osobie trzymającej dyscyplinę finansów publicznych zdarzyło się pani zrobić dziurę w budżecie domowym? – dopytywała pani Agata. – Oj, zdarzyło się, owszem – roześmiała się Grażyna Soja – jestem przecież kobietą, a każda kobieta lubi się ubierać, więc jeżeli coś mi się podobało, to kupowałam.
Dziennikarka zapytała również o najgorszy dla skarbnika miesiąc w roku kalendarzowym: – Jest taki ponoć, gdy każdy skarbnik robi się nieco podenerwowany…
– Z perspektywy tych 32 lat powiem, że skarbnikowi się bardzo dobrze pracuje z burmistrzami, ale jak przychodzi układanie budżetu, to róóóżnie to bywa. Wtedy jest wiele pomysłów: Ja chcę to zrobić, chcę zrobić tamto, jeszcze więcej i więcej... I tak ten skarbnik biedny siada i liczy, i słyszy: Pani jakoś to zrobi, to się da zrobić. A ja podliczam i myślę: To w budżecie Wrocławia by się przecież nie zmieściło. A na koniec burmistrz mówi: Wiecie państwo, ja bym to zrobił, ale pani skarbnik nie pozwoliła...
Podczas rozmowy okazało się, że pani Grażyna nie tylko wykształciła pokolenia urzędników, ale jest także doskonałym kierowcą. – Świadczy o tym fakt, że jeżdżąc od bodaj 25 lat nie miała ani jednego wypadku, ani jednej stłuczki, wypadku, mandatu czy nawet pouczenia. Ale tutaj też jest pani ponoć mentorką i uczy złotoryjskich kierowców cierpliwości. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba wyjechać z podporządkowanej, a oni za panią stoją – zagaiła pani Agata, wywołując rozbawienie na sali.
– Być może tak jest – przyznała ze szerokim uśmiechem pani Grażyna. I zaraz dodała:– Staram się nie łamać przepisów i jeździć bezpiecznie, ale to nie znaczy, że ślamazarnie.
Na koniec prowadząca rozmowę „wprosiła się” do byłej skarbniczki na… pomidorową. – Podobno robi pani najlepszą – stwierdziła z uznaniem. – Podobno tak – przyznała rozbawiona tą uwagą pani Grażyna. – Rodzina sobie zawsze życzy, gdy przyjeżdża, więc coś w tym musi być.
Benefis nie byłby benefisem, gdyby nie było muzyki. Kilka piosenek dedykowanych wieloletniej skarbniczce miasta zaśpiewały podopieczne Aleksandry Sobol z sekcji wokalnej ZOK-u. Dyrektor Gruszczyński przeczytał też okolicznościowy wierszyk, który specjalnie na benefis ułożył Michał Sędrowicz, dziennikarz naszego portalu.
Benefisantce za lata współpracy kwiatami podziękował Robert Pawłowski. – Jeżeli jest solidny fundament, to nawet gdy przyjdzie jakiś szalony dekorator wnętrz, jakiś szalony architekt, to nie jest w stanie zniszczyć budynku. I taki fundament w Złotoryi zbudowała pani Grażyna – podkreślił burmistrz.
– Pani skarbnik pamięta pierwszy dzień mojej pracy w urzędzie. Nie było chyba źle – zażartował Paweł Kulig, zastępca burmistrza, który zaznaczył, że to właśnie dzięki pani Grażynie zorientował się w labiryncie działów, rozdziałów i paragrafów budżetowych. – Nasza współpraca trwała przez 20 lat. Zawsze jak od pani wychodziłem, słyszałem: Paweł, spokojnie, Paweł, jakoś to będzie, poukładamy tak, żeby było dobrze. Za to pani serdecznie dziękuję.
Podziękowania pani skarbnik złożyli również wczoraj przedstawiciele Towarzystwa Miłośników Ziemi Złotoryjskiej, Krystyna Barcik (która w latach 90. była w zarządzie miasta), Powiatowego Banku Spółdzielczego, RPK, Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków, Akademii Taekwon-do, straży pożarnej i policji, Urzędu Gminy w Złotoryi, franciszkanów, a także kierownicy (obecni i byli) miejskich jednostek związanych z kulturą, ochroną zdrowia i rekreacją.
– Ja się tam pani bałam – przyznała Aneta Wasilewska, dyrektorka biblioteki miejskiej, rozbawiając salę. – Ale kocham panią za to, że jest pani co 2 tygodnie w bibliotece, że umiłowała pani książki.
Ponoć na półce w domu pani skarbnik czeka już stos zaległych książek. Wczoraj zapowiedziała, że na emeryturze wszystko nadrobi.
Grażyna Soja ponoć do ostatniej chwili nie za wiele wiedziała o szykowanym dla niej benefisie. To miała być niespodzianka. Zaskoczenie po pani skarbnik było widać jeszcze pod koniec spotkania.
– Jest mi niezmiernie miło. Chciałabym bardzo podziękować panu burmistrzowi Robertowi Pawłowskiemu za tak wspaniałe zakończenie mojej kariery zawodowej. Udało się panu zgromadzić tutaj tak zacnych ludzi, czym jestem zaszczycona. Korzystając z okazji, dziękuję wszystkim burmistrzom, ich zastępcom, radnym, pracownikom jednostek samorządu terytorialnego, księżom, którzy dbają o nasze zabytki, organizacjom pozarządowym, przedsiębiorcom i wszystkim innym, z którymi miałam okazję współpracować. Jak sięgam pamięcią, zawsze ta współpraca była merytoryczna, pełna empatii – podkreślała była skarbniczka. – Na koniec życzę wszystkim, aby dla dobra Złotoryi ta współpraca układała się co najmniej tak jak za mojej pracy.