Ponad 170 osób wystartowało we wczorajszych Wulkanach. Mimo zmęczenia pokonanymi kilometrami na mecie świetnie się bawili. Były tańce, śpiewy, konkursy z nagrodami i złoto – o ile ktoś zdecydował się także na udział w zawodach w płukaniu.
Rajd nordic walking miał w tym roku wyjątkową oprawę. – To dziesiąta edycja Wulkanów, więc przygotowaliśmy koncerty muzyczne na scenie i inne atrakcje towarzyszące. Myśleliśmy o takiej formule od wielu lat, ale nigdy fundusze na to nie pozwalały. Jubileuszowa edycja otrzymała jednak wsparcie finansowe gminy miejskiej Złotoryi, więc mogliśmy ją zrobić bardziej na bogato. Dlatego odśpiewaliśmy chóralnie naszemu gościowi, burmistrzowi Robertowi Pawłowskiemu, „100 lat” – uśmiecha się Paulina Ruta, prezeska Polskiego Stowarzyszenia Nordic Walking, które zorganizowało rajd.
Przez te wszystkie lata Wulkany mocno ewoluowały. Startowały jako typowo sportowe przejście na czas, w 24 godziny, dwóch dystansów: 50 i 100 km. Przez jeden sezon były też imprezą na orientację, gdzie również prowadzono na mecie klasyfikację zwycięzców. – Wycofaliśmy się jednak z tego szybko, bo zobaczyliśmy, że przyjeżdża grupa ludzi, którzy nie są kijkarzami, a chcą tylko biegiem lub marszem zaliczyć wszystkie punkty kontrolne. A my chcieliśmy, żeby to był nordic walking – wspomina Ruta. – Potem zdecydowaliśmy się odejść również od rywalizacji na czas, bo przestało nam się podobać, że ludzie skracają trasę w tej walce o medale i puchary, podbiegają. Postawiliśmy na pełną rekreację. Teraz każdy dostaje piękny medal na mecie, a wszyscy idą na trasie za przewodnikiem.
I widać było wczoraj nad złotoryjskim zalewem, że się ludzie przy tym dobrze bawią. Dla wielu uczestników rajd i cała otoczka wokół niego to po prostu „strefa relaksu”. – Ogólnie atmosfera jest luźna, nie ma tutaj żadnej spiny, nie robimy niczego na czas i ludzie to doceniają. Bez tłumów, bez alkoholu, można usiąść po marszu i spokojnie odpocząć, albo potańczyć, jak widzimy. To jest bardzo przyjemne, może dlatego ludzie przyjeżdżają z odległych zakątków kraju – cieszy się szefowa PSNW – Poza tym to impreza typowo rodzinna impreza, na której pojawiają przyjeżdżają seniorzy, rodzice z dziećmi.
Podczas rajdu jak zwykle do wyboru były różne dystanse. Koronnym był oczywiście ten najdłuższy i mający najstarsze tradycje. W tym roku liczył 40 km i wyruszyło na niego prawie pół setki piechurów. Z Wojcieszowa do Złotoryi poprowadził ich Bartłomiej Dąbrowski. – Było mokro, mokro i jeszcze raz mokro na trasie – uśmiecha się złotoryjanin. – Ale to są właśnie Kaczawy. Mimo wszystko jednak uczestnicy byli bardzo zadowoleni, bo tak przygotowaliśmy trasę, aby pięknych widoków nie brakowało. A ludzie tutaj właśnie po to przyjeżdżają.
Najwięcej, bo blisko 100 osób, wystartowało na trasie 10-kilometrowej liczącej dwie pętle pomiędzy zalewem i Jerzmanicami-Zdrojem. Nie wszyscy przeszli cały dystans – niektórym ostre podejście z Kruczych Skał na ulicę Jerzmanicką dało mocno w kość, więc robili tylko 5 km, czyli jedną pętlę, a z drugiej rezygnowali. – Ludzie bardzo podziwiali nasze skały, widoki na Karkonosze i Ostrzycę. Podobała im się bardzo nasza okolica, zachwyceni byli przyrodą, zadawali dużo pytań. Ale na tym polega teraz wiele imprez nordic walking: na integracji, poznawaniu przyrody, nowych miejsc – podkreśla Agnieszka Jakimowicz ze Złotoryi, która poprowadziła grupę na „dychę”.
W tegorocznych Wulkanach wystartowała dość duża, bo licząca ok. 20 osób grupa złotoryjan chodzących z kijami w ramach programu Aktywni 50+. Ale złotoryjanie mieli swój udział przede wszystkim w organizacji całej imprezy. – Wulkany to nie tylko ja. To cała grupa Aktywna Złotoryja, cały sztab instruktorski ze Złotoryi, który robi tę imprezę od lat. To Bartek Dąbrowski, Gosia Dąbrowska, Agnieszka Jakimowicz, Ania Lipińska, Wioleta Meller, do tego ich dzieci jako wolontariusze, bo całe rodziny przy tej imprezie pracują – podkreśla pani Paulina.
A oprawę muzyczną – nowość na Wulkanach – zapewniła grupa folkowa Szyszak, która przyjechała do nas z Kotliny Jeleniogórskiej i która śpiewa głównie o pięknie Karkonoszy, a także Tadeusz Łukaszczuk, który zaserwował piechurom zupełnie inne klimaty – przy jego muzyce można było z kolei zatęsknić za Mazurami. Sam wykonawca pochodzi bowiem z tego regionu Polski. Co ciekawe, jest też instruktorem nordic walkingu. Zanim wszedł na scenę, przeszedł 10-kilometrowy dystans Wulkanów.
Rajd odbył się w ramach projektu pn. „Aktywna Strefa Nordic Walking” współfinansowanego przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Współorganizatorem była Hala Sportowa „Tęcza” w Złotoryi.