O chodniku na Grunwaldzkiej w tym roku i następnym nie ma co marzyć. Ale miasto będzie starało się tymczasowymi rozwiązaniami podnieść bezpieczeństwo mieszkańców. Chodzi m.in. o wyrównanie poboczy i ograniczenie prędkości. Urzędnicy złotoryjskiego ratusza mają o to walczyć w Dolnośląskiej Służbie Dróg i Kolei we Wrocławiu, do której należy Grunwaldzka.
Wostatni piątek kwietnia burmistrz Robert Pawłowski spotkał się z mieszkańcami Grunwaldzkiej, którzy na chodnik czekają od dłuższego czasu. I choć miastem zarządza dopiero od ponad 2 lat, nasłuchał się od zniecierpliwionych ludzi za swoich poprzedników w ratuszu. – Płacimy podatki jak w mieście, a mieszkamy jak na wsi. Niech pan pokaże inną ulicę bez chodnika w mieście, gdzie jest taki duży transport! – nie owijali w bawełnę złotoryjanie z Grunwaldzkiej. – Ulica, przy której mieszkamy, to taka nieformalna obwodnica Złotoryi, bo ruch tranzytowy przez miasto znaki kierują właśnie tędy. Strach dziecko samo puścić do szkoły. Na Chojnowskiej jest 5 razy mniej zabudowań i mniejszy ruch, a chodnik mają – irytowali się ludzie.
Punktem zapalnym podczas spotkania okazała się kwestia zwiększonego natężenia ruchu,
zwłaszcza po rozpoczęciu remontu mostu na ul. Chojnowskiej. Ratusz twierdzi, że zwiększył się on nieznacznie, o ile w ogóle się zwiększył. – Dlatego pofałdowała się nam kostka na ul. Stromej, bo tam najbardziej widoczne są skutki objazdu mostu – stwierdził burmistrz. – Ze statystyk policji wynika, że na Grunwaldzkiej bardzo rzadko dochodzi do zdarzeń drogowych, o wiele rzadziej niż choćby na ul. Legnickiej – dodał. Te słowa podziałały na mieszkańców jak płachta na byka. – To nieprawda! Skoro jest taki mały ruch, to niech zarządca zamknie jeden pas jezdni i zrobi na nim chodnik – zaproponowali. – Ostatnich 10 lat to masakra, ruch zwiększył się na Grunwaldzkiej kilkukrotnie. To, że nie było dotąd poważniejszego wypadku, to tylko dlatego, że przez lata nauczyliśmy się tędy chodzić i unikać niebezpieczeństwa. Czasem człowiek dosłownie tańczy na poboczu, żeby uniknąć uderzenia przez naczepę ciężarówki – skarżyła się jedna z pań uczestniczących w spotkaniu.
Zdaniem mieszkańców, na Grunwaldzkiej jest niebezpiecznie, bo ulica jest bardzo długa, są zakręty i wiadukt kolejowy, który bardzo zwęża światło drogi. – Czasem kierowcy pukają się w czoło, gdy widzą, jak tamtędy przechodzimy. Nie ma gdzie zejść na bok, bo jest ściana wiaduktu. Z wielu posesji ciężko wyjechać samochodem, bo jest słaba widoczność – podkreślali.
Ludzie są zniecierpliwieni, bo w sprawie chodnika korespondują z ratuszem i zarządca drogi od 2000 r. – Co wybory obiecuje się nam konkretne terminy budowy. A potem cisza – podkreślali na spotkaniu. – Ja niczego takiego nie obiecałem – ripostował burmistrz Pawłowski. – Mógłbym wam powiedzieć: idźcie do mojego poprzednika, jak obiecał, to niech zrobi. Jestem jednak tutaj po to, żeby wam pomóc. Staram się prostować w mieście zaniedbania z poprzednich lat. Opracowaliśmy w urzędzie harmonogram budowy i remontów dróg, w którym są najpilniejsze zadania na 20 lat. I dlatego jestem realistą i mówię: na chodnik musicie jeszcze trochę poczekać, bo
miasta nie stać na taką inwestycję, nie udźwignie tego samodzielnie
– podkreślał kilkakrotnie podczas spotkania burmistrz.
Szacunkowy koszt budowy ok. 1 km chodnika to jakieś 1,5 mln zł. W miejscu, gdzie miałby powstać, biegnie rów odwadniający, który trzeba zakryć. Kolejny problem to fakt, że część terenu należy do PKP, co wydłuży inwestycję. – Dlatego będziemy namawiać DSDiK do wspólnego wykonania tego zadania. Ale to nie stanie się na pewno w tym ani następnym roku. Najwcześniej w roku 2019, prędzej się po prostu nie da, bo na terenie Złotoryi są prowadzone i zaplanowane inne inwestycje wojewódzkie: remont Wojska Polskiego, mostu na Chojnowskiej, za chwilę będziemy budować rondo na pl. Reymonta i remontować Sienkiewicza, a w przyszłym roku budować skrzyżowanie ul. Legnickiej z pl. Sprzymierzeńców i chodnik do końca Legnickiej. Taka jest kolejność ustalona wcześniej z DSDiK. Przy niektórych z tych inwestycji DSDiK żąda partycypacji finansowej miasta. Mimo to chcemy je wykonać, bo gdy powstanie obwodnica, część dróg wojewódzkich przejmie miasto. Dobrze by było, byśmy je przejęli w jak najlepszym stanie – tłumaczył Pawłowski.
Emocji początkowo na spotkaniu nie brakowało, ale ostudził je deszcz, który zaczął padać w trakcie. Zebranie udało się nawet zakończyć dosyć konstruktywnie. Mieszkańcy podsunęli
kilka pomysłów, które na chwilę obecną mogą poprawić ich bezpieczeństwo.
Chodzi o wyrównanie poboczy, które zastępują chodnik, ustawienie luster przy wyjazdach z niektórych posesji, o 2 przejścia dla pieszych i ograniczenie prędkości. Pracownicy Urzędu Miejskiego w Złotoryi już rozpoczęli starania w DSDiK o ich realizację w najbliższym czasie. Burmistrz, choć obietnic bez pokrycia składać nie chciał, zapewnił jednak, że zrobi wszystko, aby podczas przyszłorocznych prac nad budżetem zapisać chodnik w inwestycjach na 2019 r.
Przypomnijmy, że o Grunwaldzkiej zrobiło się głośno w kwietniu, gdy mieszkańcy wywiesili na płocie transparent z napisem: „Zwolnij. Jedziesz jedyną ulicą bez chodnika w tym mieście”. W internecie zawrzało. Zareagował też burmistrz, zapraszając mieszkańców na spotkanie w tej sprawie. – Dlaczego nikt z was nie przyszedł do ratusza i nie porozmawiał ze mną? To lepsze niż wylewanie żalu w internecie i wywieszanie transparentów. Jestem w ratuszu po to, żeby was wysłuchać i spróbować pomóc – tłumaczył Robert Pawłowski w piątek na Grunwaldzkiej. Mieszkańcy uważają jednak, że pomysł z transparentem był strzałem w dziesiątkę. – Wielu kierowców jedzie tędy wolniej – twierdzą.
Burmistrz z mieszkańcami obiecali sobie, że spotkają się ponownie na Grunwaldzkiej we wrześniu.