Lada dzień rozpocznie się pierwszy etap remontu zabytkowych murów obronnych pomiędzy ulicami Staszica i Klasztorną. Jest to ostatni fragment fortyfikacji, który do tej pory nie przeszedł rewitalizacji.
Do Urzędu Miejskiego w Złotoryi wpłynęły 3 oferty od potencjalnych wykonawców. Najdroższa wynosiła ponad 368 tys. zł, a najtańsza niespełna 135 tys. zł. Tę ostatnią złożyła firma Budoprojekt Krzysztof Bryś ze Złotoryi, która jako jedyna też udzieliła aż 6-letniej gwarancji na wykonane prace.
Po podpisaniu umowy, złotoryjski wykonawca będzie miał 6 tygodni na przeprowadzenie wszystkich prac. A będzie ich sporo, m.in.: czyszczenie muru z piaskowca oraz bazaltowo-piaskowego na powierzchni ok. 273 m kw., wypełnienie ubytków w murze i odtworzenie jego fragmentów o objętości ok. 17 m sześc., wzmocnienie kamienia na powierzchni ok. 52 m kw., hydrofobizacja (proces, dzięki któremu mury będą „odpychały” wodę) obiektu na powierzchni 180 m kw., usunięcie z powierzchni wtrąceń z materiałów obcych i wbudowanie materiału historycznego w niemal 500 miejscach.
Mur ma ogromną liczbę ubytków, głównie od strony wewnętrznej, co widać na naszych zdjęciach. Wygląda tak, jakby był połatany tym, co akurat było pod ręką.
Zdaniem okolicznych mieszkańców, stan murów jest bardzo zły z powodu odbywających się tam corocznych wystrzałów armatnich w ramach biwaku napoleońskiego. – Gdy te armaty strzelają, to u nas szyby w oknach drżą. Co w takim razie dzieje się z murami, które stoją przecież bliżej armat? Pękają i kruszą się – skarżą się mieszkańcy jednej z kamienic przy ul. Klasztornej.
Zaprzecza temu złotoryjski ratusz. – Te uszkodzenia powstawały przez wiele lat i nie są spowodowane wystrzałami z armat. Ten fragment murów nie był po prostu nigdy remontowany ani zabezpieczany – zapewnia Jacek Janiak, kierownik Wydziału Architektury, Geodezji i Rozwoju Miasta UM.
Jak to się stało, że fragment przy ul. Sienkiewicza nie został wyremontowany podczas rozpoczętej ponad 10 lat temu rewitalizacji murów? Miasto nie było wtedy właścicielem zabytku. Przejęło go od parafii św. Jadwigi dopiero kilka lat po rewitalizacji pozostałych fragmentów.