Trzecia inscenizacja bitwy o Złotoryję z 1813 roku za nami. W tej chwili rekonstruktorzy odpoczywają w obozie wojskowym rozłożonym pod murami klasztoru franciszkańskiego. Można go zwiedzać przynajmniej do zapadnięcia zmroku. Organizatorzy zachęcają, by zajrzeć do obozowiska i z bliska przyjrzeć się, jak wyglądało życie XIX-wiecznego żołnierza. – Jesteśmy otwarci na widzów całym sercem, zapraszamy – zachęca Cezary Skała, pomysłodawca inscenizacji i biwaku historycznego.
Tegoroczną inscenizację robiło 150 rekonstruktorów, wśród których było nawet kilkoro dzieci. Siła ognia to 130 karabinów i 7 armat, odgłosy walki niosły się więc nie tylko po ulicach starówki. Więcej pasjonatów historii niż w latach poprzednich przyjechało zza naszej zachodniej granicy, w mundurach wojsk pruskich. – Dlatego się tak zaciekle bronili łobuzy, a inscenizacja się nam przedłużyła, no ale w końcu zgodnie z faktami historycznymi musieli się poddać wojskom napoleońskim, te dwa dodatkowe regimenty na nic się zdały – uśmiecha się Cezary Skała, który komentował inscenizację dla publiczności.
Z przebiegu bitwy zadowoleni są sami rekonstruktorzy. – Ta inscenizacja była najładniejsza ze wszystkich dotychczasowych, najbardziej żywiołowa i dynamiczna, nie było przestojów, cały czas się coś działo, mogła się więc podobać widzom – usłyszeliśmy od wachmistrza Irka z I Pułku Strzelców Konnych i Artylerii Księstwa Warszawskiego z Sobótki, który po raz trzeci brał udział w złotoryjskiej rekonstrukcji.
W bitwie, która rozegrała się 23 sierpnia 1813 r., wzięło udział po obu stronach ok. 100 tys. żołnierzy. Miasta broniły nie tylko wojska pruskie i rosyjskie, ale także sami mieszkańcy, którzy strzelali z murów do atakujących Francuzów. W odwecie, po zdobyciu Złotoryi, gen. Jacques Lauriston rozkazał spalić miasto. Nie doszło do tego, bo Szkot, dowodzący wojskami francuskimi, dał się uprosić rajcom miejskim – kamienice oszczędzono w zamian za wysoką kontrybucję, m.in. w postaci półtusz świńskich, beczek wina i tabaki. Ta scena po raz pierwszy została z powodzeniem odegrana na złotoryjskim Rynku. W rolę rajcy, który błagał o zgaszenie pochodni, wcielił się Daniel Saulski, aktor i rekonstruktor z Gdańska. Asystowali mu Roman Gorzkowski i Tomasz Maruck.
Złotoryjska rekonstrukcja przebiega dokładnie wg przekazów kronikarskich. Pokazuje między innymi, jak wojska manewrowały po ulicach miasta. Dlatego określana jest jako znakomita lekcja historii. Lekcja dla wszystkich – w tym roku wśród „uczniów” na widowni był m.in. senator Krzysztof Mróz.
– Ponad dwadzieścia lat temu, gdy chodziłem do szkoły w Złotoryi, nikt nas nie uczył o tym, że mieliśmy tutaj taką ważną bitwę – kiwa z niedowierzaniem głową pan Mieczysław, złotoryjanin z pochodzenia, który przyjechał w rodzinne strony, by obejrzeć tegoroczne widowisko.
– Jesteśmy w stałym kontakcie z naukowcami, dzięki digitalizacji archiwów odkrywamy coraz nowsze fakty, rzucamy więc coraz więcej światła na tamten okres dziejów naszego miasta – przyznaje Cezary Skała, który od 3 lat, przy wsparciu środków miejskich, przygotowuje biwak historyczny i rekonstrukcję bitwy wraz z grupą pasjonatów ze Stowarzyszenia Historycznego III Pułku Piechoty Legionu Irlandzkiego Cudzoziemskiego. To organizacja powołana do życia kilka lat temu, nawiązująca do formacji wojskowej z okresu wojen napoleońskich, w której walczyli Polacy. 11 z nich po bitwie o Złotoryję otrzymało nawet order Legii Honorowej. – Nie wolno nam o tym zapomnieć, o zaangażowaniu tych ludzi, którzy walczyli u boku Napoleona o niepodległą Polskę – dodaje Skała.
– Robimy tę rekonstrukcję po to, by pokazywać ludziom historię. Nie dla pieniędzy, lecz z pasji – podkreśla wspomniany wyżej wachmistrz z Sobótki, który dodaje, że rekonstruktorzy są gotowi nadal przyjeżdżać do Złotoryi. – Jeśli tylko władze miasta zechcą nas zaprosić, to będziemy – dodaje. Nadzieję na to ma Cezary Skała: – Dziewięć lat pracowaliśmy, żeby wstrzelić się z terminem tej bitwy w kalendarz rekonstrukcji z okresu napoleońskiego. To wydarzenie, które się rozwija w naturalny sposób, jest coraz bardziej znane w Europie, ma coraz większą markę wśród rekonstruktorów, którzy chcą do nas przyjeżdżać. To promocja miasta. Niech więc zabawa trwa nadal.