To był orkan, ale raczej przez małe „o”. Złotoryjscy strażacy odnotowali dużo mniej interwencji niż podczas dwóch poprzednich nawałnic w październiku ubiegłego roku, nie ma też tyle zniszczeń. Służby komunalne sprzątają miasto.
Wczorajsza Fryderyka (bo taki kryptonim miał tym razem orkan) w Złotoryi powaliła blisko 20-metrowy kasztanowiec rosnący przy al. Miłej, obok siedziby RPK. Wichura złamała też mniejsze drzewo na ul. Wojska Polskiego, przy sygnalizacji świetlnej. Oba upadły na szczęście w taki sposób, że nie narobiły dodatkowych szkód. Porywiste podmuchy zerwały też lustro drogowe przy ul. Hożej oraz zniszczyły tablice informacyjne na pl. Reymonta i al. Miłej (ta druga była wkopana przy pomniku przyrody).
W całym powiecie straż pożarna interweniowała w związku z Fryderyką 21 razy, w tym 19 przy powalonych drzewach i zerwanych liniach energetycznych. Pierwsze wezwania pojawiły się w czwartek ok. godz. 18:30. Strażacy działali do piątku rana, do godz. 7. Najmocniej wiało w okolicach Świerzawy. W samym miasteczku wiatr zerwał blaszane poszycie dachowe na jednym z budynków gospodarczych i uszkodził dach na budynku mieszkalnym, na ziemię posypały się gąsiory. Straty szacuje się na kilka tysięcy złotych. Ratownicy interweniowali też na terenie Wojcieszowa oraz gmin Zagrodno i Złotoryi.
– Większość interwencji dotyczyła całych drzew, które wichura wyrywała z korzeniami. Pnie i konary blokowały drogi, ale staraliśmy się jej udrażniać na bieżąco. Zastępy PSP i OSP zajmowały się również zabezpieczeniem uszkodzonych linii energetycznych. W niektórych miejscowościach nie było prądu przez kilka godzin – relacjonuje st. sekc. Mateusz Wodzyński z Komendy Powiatowej PSP w Złotoryi.
Ze skutkami orkanu walczyło 62 strażaków z 14 zastępów PSP i OSP. – Nie było osób poszkodowanych i wypadków wśród ratowników – dodaje Wodzyński.
Orkan Fredzia to ostrzeżenie, które Pan Buk wysłał w stronę totalnej opozycji żeby więcej już nie sterczała ze świeczkami pod sądem na ul. Kolejowej