Dzisiaj w sali widowiskowej ZOKiR-u odbyła się promocja książki „Stan wojenny w Złotoryi”.
Wydawcą publikacji, której tworzenie trwało ponad 2 lata, był Urząd Miasta, czyli jak zaznaczył burmistrz Robert Pawłowski, wszyscy mieszkańcy Złotoryi, a autorami (według kolejności alfabetycznej): Roman Gorzkowski, Andrzej Kuna, Agnieszka Młyńczak i Andrzej Wojciechowski.
– Dziękuję wszystkimi, którzy pomogli nam w wydaniu tej książki – mówiła Agnieszka Młyńczak, której przypadła w udziale rola prowadzącej spotkanie. – Autorzy tej książki postarali się abyśmy nie zapomnieli nawet tych, wydawałoby się mało istotnych dla tożsamości całego narodu faktów, ale ważnych dla naszej małej społeczności. Dlatego bardzo chciałbym im podziękować za pomysł i jego realizację – mówił Robert Pawłowski.
Następnie głos zabrał złotoryjski historyk, który przybliżył zgromadzonym proces powstawania książki – Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że podczas stanu wojennego w naszym mieście nic się praktycznie nie działo. Ani nie było widać na ulicach czołgów, ani większych wyroków. Taka spokojna, peryferyjna miejscowość. Jednak dzięki książce okazało się, że coś się u nas działo. Nie było co prawda tak spektakularnych wydarzeń jak w Lubinie czy w stolicy, ale jednak stan wojenny był u nas widoczny. Postanowiliśmy więc o nim napisać w przekonaniu, że jeśli nie zrobimy tego sami, jeśli nie zrobią tego świadkowie wydarzeń, to już nikt później nie będzie mógł do tego wrócić. Udało nam się uzyskać blisko 80 wspomnień i wiele pamiątek – mówił Roman Gorzkowski.
Jednym z głównych punktów promocji książki było czytanie jej fragmentów. – 19 stycznia 1982 roku. W sklepach teraz można kupić makaron, mleko, masło, biały ser. Kilka razy w tygodniu roladę słodką i pączki. Chleb i bułki tylko przez godzinę rano, śmietanę 3 razy w tygodniu. Z podstawowych rzeczy nie ma kawy zbożowej, herbaty, kaszy manny, sera żółtego... – możemy przeczytać w pamiętniku, który podczas stanu wojennego pisała Agnieszka Młyńczak.
Z takich właśnie wspomnień składa się większość książki, którą niewątpliwie powinni przeczytać młodzi ludzie. Zapewne trudno będzie im uwierzyć, że kiedyś wiele dostępnych dzisiaj w każdym markecie towarów można było nabyć jedynie w ograniczonej ilości (na kartki), a jeszcze więcej z nich w ogóle nie pojawiało się na sklepowych półkach.
Filtry