Bartosz Huzarski, jeden z najlepszych polskich kolarzy ostatnich lat, wygrał wczoraj Złotą Wstęgę Kaczawy na dystansie 88 kilometrów, z podjazdem na Kapelę. Na krótszej pętli mogliśmy podziwiać zawodników, którzy kilkadziesiąt lat temu wygrywali mistrzostwa Polski, Tour de Pologne oraz startowali w olimpiadzie. Niedziela to było prawdziwe święto kolarstwa w naszym mieście. Burmistrz chce powtórki za rok.
Niedzielne zawody stały na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym i sportowym. Najszybsi kolarze wykręcali średnią prędkość w granicach 40 km/h. W starszych kategoriach wiekowych ścigali się m.in. Henryk Charucki i Jan Brzeźny – zawodnicy, którzy w przeszłości stanowili o sile polskiego kolarstwa i jeździli w peletonie choćby z Ryszardem Szurkowskim. Wygrał w niedzielę Bartosz Huzarski – kilkukrotny uczestnik największych wyścigów na świecie: Tour de France czy Giro d’Italia, który przyjechał pierwszy na metę na dłuższym, 88-kilometrowym dystansie w czasie 2:12:57. Na podium wczorajszej Wstęgi stawali zawodnicy, którzy zaledwie dzień wcześniej zdobywali medale podczas mistrzostw Polski mastersów w Małopolsce. Albo brylowali w sobotę na innych rowerach w Leszczynie, wygrywając czołowe miejsca w Bike Maratonie.
W tej doborowej stawce wystartowało na krótszym dystansie kilku złotoryjan, m.in. Tomasz Harkawy, który zajął 3. miejsce w swojej kategorii wiekowej M45, oraz Robert Pawłowski, dla którego wczorajszy wyścig na dystansie 54 km był pierwszym w życiu startem w zawodach, więc miejsce w pierwszej „20” klasyfikacji w grupie M50 uznaje za mały sukces. Burmistrz nie był jedynym samorządowcem jadącym w wyścigu – z trasą wijącą się po Krainie Wygasłych Wulkanów zmierzył się również Michał Bobowiec, radny sejmiku dolnośląskiego.
W niedzielnej Wstędze wystartowało ponad 410 zawodników. Takiego najazdu kolarzy nie pamiętają najstarsi górale… przepraszamy – strażnicy miejscy, którzy od wielu lat zabezpieczają trasy wyścigów na terenie Złotoryi. – Jadą i jadą – kiwał z niedowierzaniem głową komendant Jan Pomykała pilnujący wczoraj bezpieczeństwa na rondzie, przez które po raz pierwszy w historii przejechała kolumna kolarska. Jeśli do tego dodać ponad 780 osób na starcie w sobotnim Bike Maratonie w Leszczynie, trudno nie mówić o sukcesie organizacyjnym. Organizatorzy podkreślają jednak, że to nie kres możliwości obu złotoryjskich imprez i wynik frekwencyjny mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie… tegoroczna pandemia.
– W ubiegłych latach na takie wyścigi jak w Leszczynie przyjeżdżało od 1 do 1,5 tys. zawodników. W tym roku jest ich mniej, bo po pierwsze zrezygnowaliśmy z zawodów dla dzieci, a po drugie – gonimy stracony wiosną czas i robimy rundy Bike Maratonu co tydzień, więc nie każdy wytrzymuje to tempo, nie wszyscy mogą sobie pozwolić na przyjazd na zawody w każdy weekend – tłumaczy Maciej Grabek, główny organizator kolarskiego weekendu.
Bez dwóch zdań jednak włączenie Złotej Wstęgi Kaczawy jako szosowego klasyka do cyklu PKO Ubezpieczenia Via Dolny Śląsk wyszło jej na dobre. Na ten wyścig dla amatorów z ponad 30-letnią tradycją, reanimowany kilka lat temu przez Złotoryjski Ośrodek Kultury i Rekreacji, przyjeżdżało w ostatnich latach ok. 100 zawodników. Teraz było ich 4 razy więcej. Taki awans musi cieszyć, zwłaszcza burmistrza i wójta złotoryjskiej gminy wiejskiej Jana Tymczyszyna, którzy mocno zaangażowali się pod względem finansowym i organizacyjnym w przygotowania do kolarskiego weekendu w Złotoryi i okolicach. Nie ukrywają zresztą, że to element szerszych działań, bo stawiają sobie za cel stworzenie na ziemi złotoryjskiej „raju dla rowerzystów”.
– Zależało nam, żeby tegoroczna Wstęga zahaczała o każdą gminę naszego powiatu. Udało się pozyskać do współpracy także gminę Męcinkę. Tamtejsi wójtowie i burmistrzowie wsparli imprezę, fundując nagrody i przysyłając do pomocy strażaków z OSP. To dobrze rokuje na przyszłość. Chciałbym, aby ten kolarski weekend stał się naszą wspólną imprezą powiatową. Mamy niesamowity potencjał rowerowy i parę ciekawych punktów na mapie, do których warto dojechać na rowerze. Przybywa na naszym terenie ścieżek i dróg rowerowych. Pracujemy też wspólnie nad tym, żeby przez Złotoryję i okolice, w tym Leszczynę, pobiegła planowana droga rowerowa z Drezna do Wrocławia – tłumaczy Robert Pawłowski.
Współpracę ze złotoryjskimi samorządowcami wysoko ocenia Maciej Grabek. – W ekspresowym tempie porozumieliśmy się z burmistrzem i wójtem w sprawie organizacji obu wyścigów. Mamy nadzieję, że zostaniemy już tutaj na dłużej z naszymi imprezami. Moglibyśmy je połączyć z innymi wydarzeniami, takimi jak np. płukanie złota – uważa organizator kolarskich zmagań.
W kuluarach i w oficjalnych komentarzach padało w niedzielę wiele komplementów dla złotoryjskiego wyścigu. Piękna, malownicza trasa, z zapierającymi dech widokami, choć wcale nie taka łatwa – to ten najczęściej się powtarzający. Przyszłorocznego kalendarza kolarskiego bez powtórki Wstęgi nikt już raczej sobie nie wyobraża. Zwłaszcza że to znakomita promocja naszych terenów rekreacyjnych. A wyścig, niczym wielkie toury we Francji czy Włoszech, ma już nawet oficjalnie swoje wino – z winnicy w Uniejowicach, tuż obok której przejeżdżali wczoraj kolarze. Najlepsi otrzymywali po butelce podczas dekoracji.
– Złotoryja i okolice to miejsce z ogromnym potencjałem dla kolarzy, szczególnie szosowych. Robimy sport dla amatorów. To, że w ramach sobotniego Bike Maratonu najdłuższy dystans stanowił także rundę Pucharu Polski, z udziałem zawodników z licencjami, dodało tylko smaczku całej imprezie. Ogromna większość startujących to jednak amatorzy, często panowie z brzuszkami czy ludzie z dziećmi. Przyjeżdżają z odległych zakątków Polski, czasem tak odległych jak Białystok. Poznają region, trasy, zwiedzają, podziwiają widoki, a sam wyścig to już tylko wisienka na torcie – podkreśla Maciej Grabek.
Pełne wyniki Złotej Wstęgi Kaczawy można znaleźć TUTAJ.
Niedzielnemu wyścigowi ze startem i metą w złotoryjskim Rynku towarzyszyły inne wydarzenia, m.in. akcja Ostre Koło Radia Wrocław, które zainstalowało na naszej starówce swoje studio. Kilkunastu słuchaczy rozgłośni z różnych regonów Polski mogło wziąć udział w wycieczce rowerowej po Złotoryi, a obwiózł ich dziennikarz naszego portalu. Bardzo im się miasto podobało. Mieli okazję m.in. zjechać serpentynami (tu głośne „Wow!” na szczycie, przy spojrzeniu w dół) do zalewu, gdzie na pomoście pojawiło się westchnienie: „Jak tu pięknie”, stwierdzenie: „Bardzo czysta woda”, a następnie pełne nadziei pytanie: „Czy można się tu kąpać?”. Cudze chwalicie – swego nie znacie…