Podczas wczorajszej burzy na Złotoryję spadło ok. 30 tys. metrów sześc. deszczu. – Takiej masy wody nie była w stanie przyjąć nawet najlepsza kanalizacja deszczowa – uważa burmistrz Robert Pawłowski. Co prawda w kilku miejscach miasta utworzyły się chwilowe rozlewiska, ale służby miejskie nie odnotowały większych strat. Nie musiały też interweniować przy pompowaniu wody jednostki straży pożarnej.
Najgorzej było w obniżeniach terenu na ulicach Stefana Żeromskiego i Marii Konopnickiej. Spłynęło tutaj tyle wody, że nie zmieściła się do studzienek kanalizacyjnych i przez kilkanaście minut stała. Na Konopnickiej sięgała przejeżdżającym samochodom do połowy kół. Widać to na zdjęciach, które zamieścił na swoim profilu facebookowym radny Dariusz Widomski.
Wezbranie wody na obydwu ulicach zarejestrowały też kamery monitoringu miejskiego. Ściana deszczu pojawia się na nich o godz. 18:24, a przejaśnia się o 18:45. O 18:50 nie ma już wody w niecce na Żeromskiego, a 6 minut później wielka kałuża znika na Konopnickiej.
– Woda zeszła w pół godziny. To świadczy o tym, że studzienki w tych miejscach były wyczyszczone i drożne, a inwestycje miejskie zaczynają przynosić pozytywne efekty – twierdzi burmistrz.
Wg szacunków Urzędu Miejskiego w Złotoryi, na nasze miasto spadło wczoraj między godz. 18 i 19 ok. 15-20 litrów wody na 1 m kw. – To dane z pomiarów prowadzonych przez wójta gminy Złotoryi. To oznacza, że na miasto wylało się ok. 30 tys. m sześc. wody, czyli tyle, ile mieści się w zalewie złotoryjskim. Ujmując rzecz bardziej obrazowo: zalew wody wylał się nam wczoraj na głowę – podkreśla Pawłowski.
Co ciekawe, mimo takiej ulewy nie było na terenie miasta interwencji straży pożarnej związanej z wypompowaniem wody. Jak dowiedzieliśmy się w Komendzie Powiatowej PSP w Złotoryi, strażacy w związku z poniedziałkową burzą wyjeżdżali tylko raz – na ul. Garbarską, gdzie piorun uderzył w dom wielorodzinny. Nikomu nic się nie stało, do pożaru nie doszło, uszkodzona została tylko instalacja elektryczna, której swąd zaniepokoił mieszkańców.
Robert Pawłowski uważa, że gdyby nie szereg inwestycji zrealizowanych przez miasto w ostatnich latach, Złotoryja podczas takiej ulewy jak wczorajsza pływałaby. Chodzi przede wszystkim o budowę kanalizacji deszczowej przy kompleksowych remontach dróg. Podwale, Wojska Polskiego, Henryka Sienkiewicza, Odrzańska, czy ostatnio pl. Władysława Reymonta – to tylko kilka przykładów inwestycji, przy których usprawniono spływ deszczówki. Magistrat przebudował też kanalizację na ul. Wilczej i skierował wodę do kanału na ul. Lubelskiej, by odciążyć podczas intensywnych opadów okolice ulic Tęczowej i Wiśniowej.
– Robi się tego dużo w mieście w ostatnich latach, choć większości tych inwestycji nie widać, bo znajdują się pod ziemią. Absolutnie nie twierdzę jednak, że jest idealnie. Bo nie jest. Jeszcze mnóstwo zadań do wykonania przed nami. Na nagraniach z monitoringu widać, jak cała woda z budynków przy Żeromskiego kieruje się wprost na ulicę, spływa powierzchniowo. Na nowe inwestycje potrzeba jednak dużych środków finansowych. Są miasta w Polsce, w których pozyskuje się je z tzw. podatku dachowego – zauważa burmistrz. – Uważam jednak, że czego byśmy nie zrobili przy tak ekstremalnych opadach, cała woda nie zmieści się od razu w kanalizacji – dodaje.
Przypomnijmy, że znaczna część sieci kanalizacyjnej była dotąd w Złotoryi ogólnospławna. To oznacza, że woda z deszczu trafia do kanalizacji sanitarnej. Rejonowe Przedsiębiorstwo Komunalne powoli je rozpina, ale na zrealizowanie całego projektu trzeba jeszcze dobrych kilku lat. Dopóki tego się nie zrobi, podczas większych opadów do oczyszczalni będzie spływać duża masa rozwodnionych deszczem ścieków, co nie pozostaje bez wpływu na koszty funkcjonowania obiektu przy pl. Sprzymierzeńców.
fot. D. Widomski
Filtry