Złotoryja jest wdzięcznym miejscem, by położyć tu parę trupów – żartował Tomasz Duszyński, autor popularnej serii kryminałów o przedwojennym Kłodzku, który spotkał się wczoraj w ramach Nocy Bibliotek ze złotoryjskimi czytelnikami.
Wcale nie trzeba czytać dużo powieści kryminalnych, żeby pisać dobre kryminały – Tomasz Duszyński, rocznik 1976, były dziennikarz radiowy, jest tego najlepszym przykładem.
– Od dziecka chciałem być pisarzem, pisać książki, które czytelnikom trudno byłoby odłożyć na półkę. Myślałem, że będę pisać coś, co sam lubię czytać, czyli np. fantastykę, którą zaczytywałem się od najmłodszych lat. Nigdy nie myślałem, że będą to kryminały – przyznał autor podczas odwiedzin w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Złotoryi. – Nie mogłem czytać kryminałów, nie ciągnęło mnie w ogóle do nich, bo dla mnie wszystkie były do siebie bardzo podobne. Wolałem przygodę, podróż w kosmos czy na różne kontynenty z Tomkiem Wilmowskim, o którym rodzice czytali mi, gdy sam nie potrafiłem jeszcze czytać. Mówiłem sobie, że kiedyś dokończę to, co nie udało się Alfredowi Szklarskiemu – zdradził.
Zaczął pisać wcześnie. Na początku były to opowiadania, później powieści, również fantastyczne. Ale sławę jako autorowi przyniosła mu dopiero powieść kryminalna „Glatz”, umiejscowiona w Kłodzku lat 20. ubiegłego stulecia. Usiadł do niej, gdy porzucił już pracę radiowca i znalazł więcej czasu na twórczość literacką. Dała początek serii świetnie przyjętej przez czytelników.
– Kryminał przemówił do mnie dzięki mojej żonie, która posunęła mi skandynawskiego autora, Henninga Mankella. Przeczytałem go całego, później był Jo Nesbo. Ale tak naprawdę seria „Glatz” zrodziła się przypadkowo… w moim śnie – zdradził pisarz. – Siedziałem raz przy chorej córce, bujałem się w fotelu i przysnąłem. Przyśnił mi się mężczyzna ubrany w melonik, płaszcz, na tle kamienicy z płaskorzeźbą czarnego niedźwiedzia. Mgła się w tym śnie pojawiła, mrok, był taki dżdżysty poranek. I nagle ten mężczyzna znalazł się w miejscu, które rozpoznałem: na kamiennym gotyckim moście w Kłodzku. Stoją na nim posągi na cokołach. Zamiast jednego z tych posągów mężczyzna w moim śnie zobaczył trupa. No czysta scena zbrodni. Nigdy nie miałem tego rodzaju snów, a ten mną wstrząsnął. Był tak żywy i prawdziwy, że tej samej nocy jeszcze wymyśliłem niemalże całą fabułę historii kryminalnej, kim będzie ten człowiek, który wyszedł z restauracji Pod Czarnym Niedźwiedziem, która istnieje naprawdę w kłodzkim rynku. Już wiedziałem, że napiszę kryminał.
W kolejnych miesiącach pan Tomasz zaczął wracać do Kłodzka, z którym jest związany także rodzinnie (mieszkał tam przez 4 lata po urodzeniu, miał tam dziadków). Trzy miesiące jeżdżenia po archiwach państwowych, szukania informacji przekonały go, by akcję powieści umiejscowić przed II wojną światową. W tym researchu pomogło mu wykształcenie historyka.
– Kusiło mnie Kłodzko w dawnych czasach, a mężczyzna w meloniku i płaszczu kojarzył mi się z latami 20. czy 30. ubiegłego wieku. Tak zaczęła się moja przygoda z kryminałem retro – wyjaśniał.
Poza serią o Kłodzku napisał też trylogię kryminalną osadzoną w Warszawie lat 30., w której głównym bohaterem jest komisarz Antoni Wróbel. Na postaci bratanicy komisarza oparł z kolei kolejną trylogię, „Zuza Wróbel na tropie”, przeznaczoną dla młodzieży (jej trzeci tom właśnie powstaje). W ciągu najbliższych dwóch lat zamierza napisać szósty tom „Glatzu” (niemiecka nazwa Kłodzka), kończący całą serię, za którą otrzymał liczne wyróżnienia, m.in. Nagrodę Czytelników Wielkiego Kalibru czy Złoty Pocisk.
Duszyński podkreśla jednak, nie lubi „odgrzewać kotletów” i nie chce, by jego kolejne projekty były podobne do siebie. Dlatego era kryminałów retro w jego twórczości raczej dobiega końca, a pisarz zamierza się skupić na powieściach osadzonych współcześnie. W księgarniach są już 3 pierwsze kryminały z nowego cyklu „Małomiasteczkowy”.
– Lubię motyw osoby, która po latach nagle powraca do małej społeczności, w której się uczyła, wychowała i była w niej mocno osadzona – tłumaczy. – Skonfrontowanie obecnej sytuacji z przeszłością jest dla mnie najciekawsze. Gdy do tego dołożyć jeszcze morderstwo, robi się bardzo fascynująco.
Duszyński ma też na koncie dwie komedie kryminalne: „Moje wielkie greckie morderstwo” oraz „Słodkie życie, włoska śmierć”, a w planach trzecią. – Dużo z żoną podróżujemy, wszystko co zarabiam na książkach wydaję na podróże. Te komedie to pokłosie tych podróży i blogu podróżniczego, na który bardzo pozytywnie reagowali moi czytelnicy, dobrze się przy nim bawiąc – opowiadał w złotoryjskiej MBP.
Pan Tomasz mieszka i pracuje w Strzelinie, gdzie się też urodził. Od kilku lat jest tam dyrektorem biblioteki publicznej, wcześniej był dziennikarzem we wrocławskich stacjach, ale w swojej karierze ma też wątek scenarzysty gier komputerowych. Przebiegł też 20 maratonów, w tym 2 w Nowym Jorku.
– No normalnie człowiek orkiestra. Jak znajduje pan na to wszystko czas? – dopytywała z uznaniem Aneta Wasilewska, dyrektorka MBP, która prowadziła wczorajsze spotkanie.
– Znajduję, bo lubię pisać, lubię spotkania z czytelnikami, lubię historie, które powstają w mojej głowie. Pisanie nie daje mi spokoju. Muszę pisać – odpowiedział z uśmiechem.
Duszyński jest też regionalistą, napisał kilka książek dotyczących historii Strzelina. To zacięcie zaprocentowało też przy pisaniu kryminałów z serii „Glatz”.
– Mnóstwo ludzi przyjeżdża teraz do Kłodzka, żeby przejść śladami moich powieści. Zaczynają patrzeć na Kłodzko inaczej. Poświęcili czas nie tylko na przeczytanie książki, co jest dla mnie bardzo cenne, ale, co jest jeszcze cenniejsze, pojechali do Kłodzka, żeby zobaczyć, którędy chodził kapitan Wilhelm Klein, gdzie urzędował wachmistrz Franz Koschella (postacie z serii „Glatz” – przy. red.). Sami mieszkańcy Kłodzka również zaczęli odkrywać swoje własne miasto dzięki tym powieściom. To niesamowite historie dla mnie – podkreśla.
Słuchając tego wszystkiego, złotoryjscy czytelnicy zaproponowali pisarzowi, żeby akcja jednej z jego kolejnych powieści toczyła się w… najstarszym mieście w Polsce. Podsunęli mu nawet kilka pomysłów związanych z górą szubieniczną, Wilczą Górą czy wydobyciem złota, oczami wyobraźni widząc już serię „Goldberg” na księgarnianych półkach.
– Myślę, że Złotoryja to bardzo wdzięczne miejsce do położenia kilku trupów – zaśmiał się pisarz. – Położenie miasta przyciąga uwagę, wcina się malowniczo w las, we wzgórza, jest w tym jakaś tajemniczość potrzebna do kryminału – dodał kurtuazyjnie. – Przyznam jednak, że najprościej jednak pisze się o miejscach, które się zna, jako mieszkaniec lub jako pasjonat. Musi coś zaiskrzyć między pisarzem i miejscem. Nie znam historii waszego miasta, okolicy, topografii, a ilość pracy, którą musiałbym poświęcić, żeby je poznać, zwłaszcza jeśli akcja miałaby się toczyć jakieś 100 lat temu, przeraża mnie – nie owijał w bawełnę Tomasz Duszyński, który zdradził jednocześnie, że ma bardzo wiele podobnych propozycji dotyczących pałaców, zamków czy innych miejscowości. – Nie mówię „nie”, ale odkładam to na później.
Spotkanie autorskie z Tomaszem Duszyńskim odbyło się w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki i zostało dofinansowane z Instytutu Książki.
Filtry