– Nasz system finansowania gospodarki odpadami nie bilansuje się – alarmuje burmistrz. – Podwyżki opłat są nieuniknione – zapowiadają radni. Czeka nas wzrost stawek za odbiór i utylizację śmieci, to niemal pewne. Otwartym pozostaje pytanie, w jakiej wysokości i kogo najbardziej dotkną.
Przypomnijmy na początek ważną zasadę – samofinansowania systemu, która obowiązuje w gminnej gospodarce odpadami komunalnymi. Tak stanowi ustawa: że wszystkie wydatki na transport i utylizację śmieci powinny być pokrywane z comiesięcznych opłat wnoszonych przez mieszkańców. W Złotoryi jest to w tej chwili 36,12 zł od mieszkańca, ale opłata może być też naliczana od gospodarstwa domowego, co jest korzystne dla rodzin wielodzietnych – wtedy wynosi 110,61 zł.
Po ostatniej podwyżce opłat, która miała miejsce jeszcze w 2022 r., złotoryjski system gospodarki odpadami przez 2 lata się bilansował. Magistrat nie musiał do niego dopłacać z naszych podatków i zabierać pieniędzy z innych wydatków, choćby remontowych. Ale te czasy właśnie mijają – rok 2024 zamknął się już deficytem na poziomie 33 tys. zł, gdyż dochody z opłat były niewystarczające do obsługi systemu.
W tym roku ma być jednak dużo gorzej – i to mimo uszczelniania systemu (czyli weryfikacji deklaracji i wyłapywania tzw. „martwych dusz”) oraz optymalizacji kosztów związanych z zużyciem energii na PSZOK-u, transportem odpadów wielkogabarytowych, logistyką odbioru śmieci z terenu miasta. Koszty zagospodarowania śmieci mają wzrosnąć z 5,8 do 6,7 mln zł, zaś dochody z opłat obniżyć się o 214 tys. zł.
Urząd Miejski w Złotoryi zamówił profesjonalną analizę w firmie DS Consulting. Wynika z niej, że w tym roku do systemu gospodarki odpadami trzeba będzie dopłacić ponad 1,1 mln zł. Jeśli miasto nie zdecyduje się na urealnienie opłat, w roku 2026 w systemie pojawi się już dziura finansowa sięgająca 1,6 mln zł! Analiza obejmuje symulację kosztów w kolejnych latach, aż do roku 2029 – wtedy do gospodarki odpadowej przyjdzie nam dopłacać z innych części budżetu (np. wydatków na inwestycje) już 2,4 mln zł.
Skąd ten coraz większy deficyt? Przede wszystkim z rosnących kosztów odbioru, transportu i zagospodarowania odpadów. Jednocześnie maleje liczba mieszkańców objętych systemem opłat, co wynika z niekorzystnych zmian demograficznych (duża liczba zgonów w stosunku do urodzeń plus niekorzystne saldo migracji). Te wszystkie czynniki powodują, że obsługa systemu gospodarki odpadami w 2029 r. może kosztować blisko 8 mln zł (oczywiście jeśli obecna dynamika wzrostu cen i strumień odpadów się utrzymają).
Burmistrz Paweł Kulig przedstawił te dane radnym na ostatniej komisji budżetowej. – Ta analiza przygotowana przez firmę zewnętrzną ma pokazać, w którym kierunku zmierzają finanse związane z gospodarką odpadami. Chciałbym, abyśmy zaczęli dziś dyskusję, jaką stawkę przyjąć. Możemy też zostawić takie opłaty, jakie są, i dopłacać do systemu. To państwo zdecydują – tłumaczył rajcom.
A radni raczej zdecydują się na urealnienie stawek. – Jesteśmy świadomi, że podwyżki są nieuniknione, każdy z nas o tym wie. Gospodarka odpadami nie może się nie bilansować, bo to odbywa się z krzywdą dla budżetu miasta i innych przedsięwzięć. Za ten 1 mln zł, który trzeba dopłacić, ile byłoby nowych lamp ulicznych, ile dziur załatanych? – pytała retorycznie radna Agnieszka Zawiślak.
To, w jaki sposób podwyżki zostaną wprowadzone, pozostaje natomiast sprawą do dyskusji. Z analizy firmy konsultingowej wynika, że aby system w przyszłym roku się zbilansował, opłata dla nieruchomości niezamieszkałych (firmy) musi pójść w górę o 30 proc., wzrosnąć powinny też opłaty w gospodarstwach domowych: do 43,90 zł od osoby, zaś w przypadku całego gospodarstwa – do 172 zł.
Jest też jednak drugi wariant, zakładający pozostawienie tylko jednej metody naliczania opłat – od mieszkańca. Wówczas opłata mogłaby wynosić 43,10 zł. Taki manewr, czyli rezygnacja z metody „od gospodarstw domowych”, pozwoliłby ograniczyć przyszłe podwyżki stawek (które prawdopodobnie i tak będą nieuniknione).
– Gminy coraz rzadziej korzystają z metody naliczania opłaty od gospodarstwa domowego – zauważa burmistrz.
W Złotoryi preferencyjną stawką objęte są 804 gospodarstwa domowe. 74 proc. to rodziny 4-osobowe, reszta to gospodarstwa 5-osobowe i większe.
Dodajmy, że te wszystkie stawki proponowane są tylko na rok najbliższy. – Nie wiadomo bowiem, jak system gospodarki odpadami zareaguje na wprowadzenie systemu kaucyjnego w sklepach, który wchodzi w życie w październiku – tłumaczył podczas komisji Adrian Arys z DS Consulting. – System kaucyjny na opakowania co prawda pozytywnie wpłynie na limity recyklingu w osiągane w gminach, ale przyjmuje się, że gminne gospodarki odpadami mogą go negatywnie odczuć pod kątem finansów.
Wzrost stawek opłat w Złotoryi może być oczywiście niższy, ale wtedy trzeba się liczyć z mniejszymi lub większymi dopłatami do systemu. Analizy DS Consulting wskazują, że przy pozostawieniu tylko jednej metody naliczania opłaty – od osoby – jej wysokość mogłaby wynosić 39,50 zł lub 42,50 zł, ale deficyt w gospodarce odpadami sięgnąłby odpowiednio 490 tys. lub 82 tys. zł. Gdyby władze miasta zdecydowały się z kolei pozostawić dwie metody oraz stawkę 42 zł od osoby i 165 zł od gospodarstwa, wtedy trzeba byłoby dopłacić „tylko” 241 tys. zł.
Te wszystkie alternatywne propozycje z niższymi stawkami i dopuszczeniem niewielkiego deficytu w systemie mają oczywiście jeden cel: złagodzenie kosztów podwyżki, by była mniej odczuwalna dla budżetów domowych złotoryjan.
– Nigdy nie pozwolę, żeby mieszkańców zaorać opłatami – zapowiedział na komisji Paweł Kulig, który ma też swoją propozycję: 39,50 zł od osoby i 155 zł od gospodarstwa domowego, przy czym i w tym przypadku kilkusettysięczne dopłaty z budżetu do gospodarki odpadami byłyby nieuniknione.
Sprawa aktualizacji opłat na powrócić na forum rady miejskiej w październiku.
Filtry