Biurko, kawka, herbatka – taki krąży stereotyp o pracy urzędnika w urzędzie miasta. Przekonałem się dziś, że w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej – mówi Wojciech Frąckowski, który we wtorek miał okazję na jeden dzień „wejść w buty” burmistrza Złotoryi.
Pan Wojtek (na zdjęciu tytułowym) to bohater wczorajszej akcji w ratuszu pod kryptonimem „jednodniowy burmistrz”. Był gościem Roberta Pawłowskiego, który odstąpił mu na kilka godzin swoje biurko i miejsce przy stole narad, oprowadził po urzędzie i miejskich inwestycjach, a na koniec zaprosił na obiad. Ten swoisty przywilej Frąckowski wywalczył sobie w styczniu tego roku w Rynku, gdy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbierała pieniądze na leczenie okulistyczne dzieci. Urząd Miejski w Złotoryi wystawił wtedy na charytatywną aukcję… kupon, ale dość niezwykły, bo pozwalający przez jeden dzień spróbować, jak to jest być burmistrzem. Sprzedał się za 2 tys. zł.
Złotoryjanin, który wylicytował kupon, opowiada nam, że przeżył wczoraj bardzo ciekawy dzień w ratuszu. – Pouczający – zaznacza – zobaczyłem, jak to wszystko wygląda od drugiej strony. Choć zdaję sobie sprawę, że widziałem nawet nie procent, a promil spraw, którymi żyje urząd – mówi jednodniowy burmistrz.
Pan Wojciech wziął m.in. udział w cotygodniowej, blisko dwugodzinnej naradzie kierownictwa urzędu i jednostek podległych. Łącznie to ok. 20 osób, które zdawały relację ze swojej działalności w ostatnim tygodniu. – Trochę inaczej to sobie wyobrażałem – przyznaje złotoryjanin, który podczas zebrania miał kilka pytań do urzędników. – Nie zdawałem sobie sprawy, że tak wiele spraw będzie poruszanych, że urząd odpowiada aż za tyle obszarów w mieście.
Tymczasowy burmistrz odwiedził również realizowane aktualnie inwestycje miejskie: termomodernizację SP3, budowę łącznika rowerowego do stawu osadowego, a także przebudowę ul. Kościuszki i skrzyżowanie pl. Matejki z ulicami Legnicką i Cmentarną, gdzie powstaje rondo i bezpieczne przejścia dla pieszych. W tych dwóch ostatnich miejscach padło sakramentalne: „Dlaczego tak długo to trwa?”. – Przez gazownię – odpowiedział panu Wojtkowi burmistrz Pawłowski. – Bardzo późno, już w zasadzie po rozpoczęciu przez nas prac, zgłosiła chęć przeprowadzenia robót na swojej sieci. Nie mieliśmy tak naprawdę innego wyjścia, musieliśmy ich wpuścić i przesunąć termin zakończenia inwestycji, jeśli nie chcieliśmy, żeby później nam ryli nowy asfalt.
Złotoryjanin, który wylicytował kupon na burmistrzowanie, zajmuje się na co dzień budową dróg i mostów, więc sprawy, które omawiał podczas „wizji lokalnej” na złotoryjskich ulicach nie były mu generalnie obce. – Mam doświadczenie, mimo to dowiedziałem się kilku nowych rzeczy, np. dlaczego miasto w ogóle zdecydowało się na budowę ronda na Kościuszki obok komendy policji. Burmistrz wytłumaczył mi, że chodzi przede wszystkim o wyhamowanie pojazdów zjeżdżających z góry, by nie rozpędzały się za bardzo na prostym i równym odcinku drogi. Przyznam szczerze, że przemawia to do mnie, choć wcześniej za bardzo nie rozumiałem idei tego ronda – mówi.
Zapytaliśmy pana Wojciecha, już po zakończeniu pracowitego dnia w ratuszu, czy miały ochotę zostać burmistrzem na dłużej niż jeden dzień. – Temat do zastanowienia – zażartował, po chwili jednak dodał: – Zdaję sobie sprawę, że oszczędzono mi dziś tych najtrudniejszych momentów w pracy burmistrza, chociażby przyjmowania interesantów. Wiem, jak z niektórymi ludźmi ciężko się rozmawia, jak potrafią wyprowadzić człowieka z równowagi. Burmistrz Pawłowski zabija swoim spokojem, więc sobie z tym jakoś radzi, ja tak chyba bym nie potrafił – śmieje się złotoryjanin.
Frąckowski przyznał się nam również, że nie szedł na finał Orkiestry z myślą wylicytowania kuponu z ratusza. – Wybraliśmy się z grupą znajomych, każdy chciał coś kupić, żeby pomóc w leczeniu dzieciaków, robimy to od lat. Z tym kuponem to była spontaniczna akcja. Ale nie żałuję, poczułem się dziś jak na szkolnej wycieczce – podsumowuje z uśmiechem.