Do naszej redakcji wpłynęła skarga na temat obsługi pacjentów w szpitalu powiatowym. Mamy także odpowiedź pani prezes.
Oto treść skargi (nazwisko lekarki zostało usunięte – pisownia oryginalna).
„Dzień dobry. Chciałabym opisać jak wygląda sytuacja na dyżurach opieki zdrowotnej w szpitalu. Lekarze nie przyjeżdżają na czas. Małe dzieci z gorączka muszą czekać aż łaskawie pojawi się lekarz z ponad godzinnym opóźnieniem. Osobiście miałam tę nieprzyjemność doświadczyć „uprzejmości” lekarzy na własnej skórze.
W niedzielny wieczór pojechałam z gorączkującym dzieckiem na dyżur, niestety zastałam zamknięte drzwi bo pan doktor był na „wizycie wyjazdowej”. Zakładam, że tak było, choć bardzo w to wątpię. Po 1,5 godziny zjawił się z paczką chipsów i napojem w rekach, czyli kosztem chorych pacjentów, w godzinach pracy miał czas na prywatne zakupy. Po czym na korytarzu! (nie w gabinecie) zaczął pytać z czym przyjechałam. Czy wszyscy pacjenci musza słyszeć co dolega mojemu dziecku?! Następnie zawołał nas do gabinetu i odebrał prywatny telefon. Po rozmowie, stwierdził nie badając dziecka, że to nie jest przypadek na dzisiejsza wizytę i odprawił nas z kwitkiem.
Ale!!! Hitem jest moja wczorajsza (3 czerwca) wizyta na dyżurze. Pani doktor (i tutaj użycie słów pani doktor jest nieadekwatna do tego, co ta kobieta sobą reprezentuje) pojawiła się w pracy z ponad godzinnym spóźnieniem. Po przekroczeniu progu zaczęło się przedstawienie, tak przedstawienie nie leczenie. Na wstępie oświadczyła, ze nie przyjmie pacjentów bez maseczki (ok, powinno się mieć maseczkę w szpitalu, ale nie wszyscy o tym wiedzą i pamiętają). Wystarczył ludzki gest (ale to pojęcie również pani doktor nie jest znane) w postaci podarowania maseczki pacjentowi, który jej nie ma. Sama pytała się na izbie przyjęć czy trzeba nosić maseczki w szpitalu (?! lekarz nie posiada takiej wiedzy). Ja nie miałam maseczki, ale panie na izbie przyjęć bez problemu mi dały.
Następnie miała problem z tym, że pacjenci siedzą w przedsionku przed gabinetem, następnie że stoją przed gabinetem, a nie siedzą! Generalnie decydowała o tym czy ktoś ma ochotę stać, czy siedzieć i gdzie! To ona mogła o tym zadecydować, nie pacjent. Po burzliwym początku zaczęła przyjmować pacjentów. Tak jak pisałam przedstawienia ciąg dalszy. Pacjenci nie byli przyjmowani w gabinecie, lecz za szklanymi drzwiami izolatki, a pani doktor biegała z pomieszczenia do pomieszczenia, a to żeby zarejestrować pacjenta, a to żeby posiedzieć (?) tego nie wiem, zamykała się w gabinecie od środka na klucz i trzeba było czekać aż łaskawie wyjdzie po kolejnego pacjenta.
Generalnie żaden pacjent nie wyszedł z receptą... wypisywała jak to się wyraziła ustne recepty.
Mi na anginę ropną kazała wziąć Gripex i herbatkę Herbapect... jak zapytałam o antybiotyk, powiedziała, w zasadzie wychodząc już z izolatki, (bo przecież wg niej to był koniec wizyty) że na to się antybiotyku nie daje. I to mówi laryngolog z zawodu, wiem że nie jestem lekarzem, ale nie raz w swoim życiu przechodziłam anginę i każda była leczona antybiotykiem.
Tutaj opisałam swój przypadek, a wczoraj było ich wiele. Najbardziej utkwił mi w głowie pan z bólami w klatce piersiowej, który został odesłany z kwitkiem, bez jakiegokolwiek badania. Po czym wrócił do szpitala na izbę przyjęć, ale pani doktor widząc to, wbiegła na izbie od strony personelu i wyrzuciła pacjenta z izby przyjęć! Z bólami w klatce piersiowej, wysyłała go do lekarza rejonowego, przypominam był piątek wieczór. Reasumując wczoraj żaden pacjent nie był leczony tylko traktowany jak zło i zbywany do domu z ustną receptą. Nawet dzieci z gorączką. Pani doktor, nie ma słów na określenie zachowania tego człowieka, który w zawodzie ma wypisane niesienie pomocy chorym... Miałam wrażenie, że przyjechała do pracy za karę (no cóż taki zawód wybrała).
Nie będę się już więcej rozpisywać, nazwisko pani doktor jest znane w internecie. Jest to zły człowiek, który nie powinien pracować w swoim zawodzie”.
Skargę złotoryjanki wysłaliśmy do prezes szpitala Jolanty Klimkiewicz. Odpowiedź otrzymaliśmy bardzo szybko. Poniżej prezentujemy jej treść.
„Z wielkim smutkiem i zaniepokojeniem przeczytałam skargę Pacjentki, która korzystała z usług medycznych w naszym szpitalu, a dokładnie w gabinecie nocnej i świątecznej opieki medycznej.
Na takie zachowania personelu nie ma absolutnie żadnego przyzwolenia i nie będą one tolerowane. Rozumiem pacjentkę, która przyjechała do szpitala z dzieckiem i szukała pomocy, której nie otrzymała w sposób przez nią oczekiwany.
Jako prezes Spółki bardzo przepraszam za taką sytuację, która niewątpliwie nie powinna mieć miejsca. Ze swojej strony razem z dyrektorem ds. medycznych przeprowadziłam rozmowę ze wszystkimi lekarzami zatrudnionymi w tej komórce organizacyjnej i mam nadzieję, że takie sytuacje nie będą miały miejsca. Nie ukrywam, że sytuacja kadrowa w podmiotach leczniczych jest bardzo zła i na dzień dzisiejszy borykamy się z brakami kadry medycznej.
Mam nadzieję, że takie sytuacje więcej nie będą miały miejsca. Z wyrazami szacunku” – czytamy w odpowiedzi pani prezes.
Filtry