Ktoś miał świetny pomysł z tymi spacerami historycznymi po Złotoryi... Skąd ta pewność? Z frekwencji na przedwczorajszym. W sobotę pod bramą kościoła św. Jadwigi zjawiło się ponad 80 osób ciekawych tajemnic, jakie skrywa świątynia i przyległy do niej klasztor. To jeszcze więcej niż podczas inauguracyjnej „drogi biednego grzesznika”. Przez prawie dwie godziny po „włościach franciszkańskich” oprowadzał ich ojciec Bogdan Koczor.
Proboszcz parafii jadwiżańskiej spacer po zespole klasztornym zaczął od kościoła. A w zasadzie od tego, co przed nim. Ze swadą wyjaśnił symbolikę franciszkańską obecną na bramie i dziedzińcu, po kolei omówił też rzeźby witające tego, kto wstępuje na teren klasztoru. Zwrócił uwagę m.in. na figurę św. Antoniego z Padwy stojącą wysoko nad głowami w fasadzie świątyni. – To jedyna taka figura na świecie. To św. Antoni z połową Dzieciątka Jezus. Może ktoś mi kiedyś powie, gdzie znajduje się reszta – napomknął pół żartem, pół serio.
W kościele uczestnicy spaceru mieli okazję wejść do najstarszej jego części, czyli zakrystii mieszczącej się w absydzie na tyłach świątyni. Wcześniej usiedli na chwilę w ławkach, by posłuchać opowieści o ołtarzu, w którym główne miejsce zajmuje obraz św. Jadwigi błogosławionej przez Chrystusa. Obok znajdują się ogromne relikwiarze, w których – jak się okazuje – są przechowywane szczątki kilkudziesięciu świętych franciszkańskich. – Ołtarz jest wykonany w stylu „zastaw się, a postaw się”. To rokoko, czyli szczyt baroku, stąd takie bogate zdobienia – tłumaczył franciszkanin.
Z kościoła do klasztoru ojciec poprowadził swoich gości przez ogród przyklasztorny ciągnący się wzdłuż zabytkowego muru obronnego. To miejsce położone „za murem” – dosłownie, bo kamienne ogrodzenie oddziela go również od ulicy, więc wielu spacerowiczów miało okazję zobaczyć je po raz pierwszy. A kryje się w nim wiele ciekawostek, zwłaszcza po ostatnim plenerze wikliniarskim, dzięki któremu zostało wystylizowane na „rajski ogród”. Są też kapliczki, do których przychodzą się modlić ludzie, w tym ta przedstawiająca rzeźbę Chrystusa frasobliwego, której autorem jest jeden z anonimowych alkoholików.
W korytarzach klasztoru uczestnicy spaceru mogli się z bliska przekonać, jak wiele przed franciszkanami jest pracy, by odremontować obiekt. Ściany wewnątrz są częściowo pozbawione tynków, podobnie jak mury na zewnątrz. Zostały skute, żeby klasztor, który niszczyła wilgoć, mógł powoli schnąć. Położenie nowych tynków ma kosztować ponoć aż 2,5 mln zł. Na razie zakonnicy zamontowali na ścianach kable nowej instalacji elektrycznej. – Tylko na parterze jest ich 18 km – podkreślał o. Koczor.
Dla wielu wizyta w tym miejscu była wizytą mocno sentymentalną. Ci, którzy uczęszczali do szkoły w latach 80. XX w. i wcześniej, przychodzili tu jako dzieci na katechezę. Franciszkanin pokazał zresztą wnętrze jednej z salek katechetycznych, w której znajduje się m.in. cenna, polichromowana rzeźba Jezusa Chrystusa wykonana przez warsztat w Tyrolu.
Ojciec Koczor zaprosił też spacerowiczów na I piętro klasztoru, czyli do części mieszkalno-socjalnej. To była największa gratka sobotniego zwiedzania. Przewodnik pokazał jadalnię, kaplicę, a także obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który franciszkanie, po powrocie do Złotoryi przed kilku laty, znaleźli schowany za... szafą. Teraz stoi wyeksponowany w korytarzu.
W sobotni wieczór można też było zajrzeć do klauzury, czyli tej części klasztoru, w której znajdują się cele zakonników. Tylko zajrzeć i ewentualnie zrobić zdjęcie, bo progu klauzury nie mogą przekraczać osoby z zewnątrz – poza tymi, które mają pozwolenie ojca gwardiana, czyli przełożonego domu zakonnego (do tego wąskiego grona należą np. sprzątaczka czy lekarz, jeśli któryś z zakonników jest ciężko chory). – To nie jest tak oczywiście, że zakaz wejścia jest absolutny i że po przekroczeniu tego progu kogoś od razu porazi prąd – żartował ojciec. – Ale generalnie jest to miejsce, które nas chroni – dodał poważniej.
Pasjonujący spacer po klasztorze zakończył się w miejscu szczególnym i wyjątkowo klimatycznym przez właściwości akustyczne i architektoniczne, a mianowicie w wirydarzu. Każdy, kto był kiedyś w kancelarii parafialnej czy salce katechetycznej, zna je, choć tylko przez okno. To wewnętrzny ogród pomiędzy murami klasztoru, który uderza nienaturalną ciszą tu panującą. O. Koczor zdradził, że franciszkanie mają ambitne plany wobec tego miejsca. – Chcemy tu wymienić ziemię i nasadzić roślin, zrobić rabaty, a następnie udostępnić je ludziom, żebyście mogli tu przyjść i pobyć w tej ciszy, doznać przeżyć religijnych – tłumaczył.
Przypomnijmy, że franciszkanie żyli i modlili się w Złotoryi przez kilkaset lat od czasów św. Jadwigi do 1810 r., gdy w Prusach zakon uległ kasacji. Wrócili w połowie 2014 r. Przez lata nieobecności pamięć jednak o nich nie zaginęła i była obecna choćby w złotoryjskiej topografii – ulica, przy której stoi klasztor, pozostawała Klasztorną, a boczna od niej to Franciszkańska.
A następny spacer historyczny, po górze Mikołaja, odbędzie się w sobotę 11 września o godz. 16.
fot. GZ, CIT
Filtry