Hitem okazał się wczorajszy spacer na Górę Mieszczańską, którym Roman Gorzkowski chciał zobrazować, jak w dawnej Złotoryi wyglądała „droga biednego grzesznika”, czyli przejście skazańca na miejsce kaźni. W mroczną podróż w czasie razem ze złotoryjskim historykiem wybrało się blisko 80 osób. Zapewne nikt nie żałował, choć niektóre szczegóły opowieści mogły przyprawiać o dreszcze.
Spacer przez złotoryjskie zakamarki związane z tym, co dziś nazywamy „wymiarem sprawiedliwości”, zaczął się pod dawnym ratuszem. To stąd niegdyś ruszał pochód z grzesznikiem w roli głównej – biednym, bo mimo popełnionej zbrodni jego los, tak po chrześcijańsku rzecz biorąc, był godzien ubolewania. Na górę szubieniczną skazańca wiódł kat, ale nie sam. Nieszczęśnik odprowadzany był m.in. również przez duchownego, uzbrojoną straż i gawiedź miejską. W tym swoistym „korowodzie mieszkańców” w wersji średniowiecznej szła też młodzież, która… śpiewała straceńcowi. Makabra? Raczej czysta pedagogika, będąca znakiem tamtych czasów. – To widowisko pełniło rolę odstraszającą i wychowawczą wobec młodych ludzi – tłumaczył Gorzkowski.
Plac przed ratuszem też zresztą przynajmniej raz w dziejach stał się miejscem kaźni. Historyk przypomniał, że kilka wieków temu wzburzony tłum wyciągnął „z urzędu” dwóch miejskich rajców, którzy mocno się narazili mieszkańcom, i przed wejściem ich po prostu powiesił. Tym razem bez ceregieli i wycieczki na górę szubieniczną.
Ostatnia droga tych najbardziej grzesznych wiodła poza mury miejskie przez dolną bramę (znajdowała się na dzisiejszym pl. Jana Matejki), a następnie obecną ul. Legnicką – do rzucającej się w oczy z daleka i dominującej nad okolicą szubienicy, która od XVI w. stała na szczycie niezalesionego wzniesienia. Była to potężna murowana konstrukcja na planie koła z poprzecznymi belkami – największa z tych, które zachowały się na Śląsku, czego dowodzą jej fundamenty. Czy mogła świadczyć o zamożności ówczesnego Złotoryi? Niewykluczone. Pewne jest natomiast, że była dobrze widoczna z głównego traktu wiodącego do miasta od strony Legnicy, informując przybyszów o surowości złotoryjskiego prawa. Podróżnych i kupców zmierzających do Złotoryi witał widok gnijących zwłok, które pozostawiano ku przestrodze na szczycie szubienicznej góry. Mogły tam wisieć nawet 2 lata, do czasu, kiedy następował ich rozkład i spadały do środka szubienicy.
Roman Gorzkowski wskazał też podczas spaceru, gdzie w Złotoryi stał pręgierz (przy studni w dolnej części Rynku, gdzie dziś stoi fontanna Górników), opowiadał poza tym o złotoryjskich rodzinach katowskich, jak wyglądały w średniowieczu tortury oraz gdzie przez wieki chowano złotoryjan.
Uczestnicy przechadzki weszli na wzgórze szubieniczne z lampionami rozpraszającymi parkowy mrok. I z legitymacjami złotoryjskiego spacerowicza w kieszeni. Jest w nich miejsce na 5 pieczątek z pięciu spacerów, które zaplanowano na sierpień i wrzesień. Ci, którzy zbiorą wszystkie, wezmą udział w losowaniu drobnych upominków.
A okazja na wbicie kolejnej pieczątki już w najbliższy czwartek, gdy odbędzie się drugi historyczny spacer. O godz. 17 wyruszy z ul. Bukowej „śladami bitwy o Złotoryję z 23 sierpnia 1813 r.”. Poprowadzi go znawca epoki napoleońskiej Cezary Skała.
Więcej o spacerowym cyklu można przeczytać TUTAJ.
Filtry