Trzech na pięciu mieszkańców Złotoryi policzyło się jak do tej pory w narodowym spisie powszechnym. W złotoryjskim ratuszu uważają, że to za mało, jeśli mamy zdążyć do końca września. Miejscy urzędnicy chcą ułatwić sprawę, dlatego zaczną spisywać ludzi w Rynku.
Narodowy spis powszechny ludności i mieszkań to największe badanie statystyczne w naszym kraju. Jest obowiązkowe, nie dobrowolne. Każdy mieszkaniec Polski ma obowiązek wejść w okresie od 1 kwietnia do 30 września na specjalną stronę internetową i odpowiedzieć na kilkadziesiąt pytań dotyczących m.in. tego, kim jest, jakie ma wykształcenie, z czego się utrzymuje oraz w jakich warunkach żyje. To tzw. samospis przez internet.
W wyjątkowych sytuacjach, gdy ktoś nie jest w stanie spisać się sam (np. ze względu na zaawansowany wiek, stan zdrowia czy niepełnosprawność), pomagają w tym rachmistrzowie, którzy mogą zebrać dane podczas wywiadu telefonicznego lub przeprowadzonego bezpośrednio, czyli „twarzą w twarz”.
W Złotoryi pracuje w tej chwili 6 rachmistrzów. Ze względu na pandemię z reguły nie spotykają się bezpośrednio z mieszkańcami – stosują wywiad przez telefon, dzwoniąc do osób, które nie spisały się jeszcze w sieci. Nie zawsze jednak ich praca spotyka się ze zrozumieniem. Część mieszkańców podchodzi nieufnie do rachmistrzów i nie chce rozmawiać, inni uprzejmie dziękują za zainteresowanie i zapewniają, że skorzystają jednak z samospisu. Jak pokazują statystyki, nie zawsze tak robią.
– Samospis to metoda podstawowa. Przepisy są jednak takie, że jeśli nie spisaliśmy się sami, a zadzwoni do nas rachmistrz, powinniśmy w tym momencie z nim porozmawiać i spisać się przez telefon. Jeśli odmówimy, rachmistrz jest zobowiązany sporządzić notatkę na ten temat do Głównego Urzędu Statystycznego – podkreśla Tadeusz Kozak, naczelnik Wydziału Spraw Obywatelskich w Urzędzie Miejskim w Złotoryi.
Na dziś obowiązkiem spisowym objętych jest 15 273 osób zamieszkałych w Złotoryi – tak wynika z danych GUS-u. Jak dotąd w akcji wielkiego narodowego liczenia się wzięło udział 62 proc. z nich. Codziennie w naszym mieście spisuje się od 60 do 120 osób – poza niedzielą, gdy ta liczba spada do kilkunastu, bo rachmistrzowie nie mogą wtedy prowadzić wywiadów przez telefon.
– Biorąc pod uwagę czas, który pozostał do końca spisu, spisanych powinno już być ok. 72 proc. mieszkańców Złotoryi – słyszymy od naczelnika.
Aby podkręcić tempo i nadrobić zaległości, magistrat zamierza wprowadzić nowe rozwiązanie w spisie powszechnym na terenie naszego miasta. W Rynku zostanie uruchomiony mobilny punkt spisowy, w którym do policzenia się będą zachęcali rachmistrzowie. Ulokowany będzie w specjalnie oznakowanym namiocie. Ma być gotowy na Dni Złotoryi. Ratusz chce za jego pomocą wyłapać maruderów, którzy nie odbierają telefonu od rachmistrza, nie zaglądają do internetu i nie przychodzą do urzędu (gdzie też można się spisać).
– Zakładam, że są i takie osoby, które nawet nie wiedzą o spisie. Ale na pewno robią zakupy w centrum miasta. Liczymy na to, że gdy zobaczą namiot czy plakaty, podejdą z ciekawości i pomożemy im dopełnić obowiązku spisowego – dodaje Kozak.
Na Dolnym Śląsku spisało się dotychczas 49 proc. zobowiązanych do tego osób. Na tle województwa wypadamy więc wcale nie najgorzej – zajmujemy 21. miejsce na 169 gmin.
Przypomnijmy, że niespisanie się w terminie do 30 września grozi karą grzywny do 5 tys. zł.
Więcej o spisie można przeczytać TUTAJ.
Filtry