Mają solidne szwajcarskie korzenie. W Złotoryi chcą urządzić fabrykę, jakiej jeszcze u nas nie było. Będą w niej produkować „słodko i smakowicie”, zgodnie zresztą ze swoją dewizą: „Po słodkiej stronie życia”. Z naszym miastem wiążą duże nadzieje na przyszłość, a w hali modułowej, którą wynajęli od gminy miejskiej, zaoferują pracę przede wszystkim kobietom. – Jest idealna na dobry początek – entuzjastycznie zaznacza Natalia Naronowicz, menedżerka ds. sprzedaży i marketingu na Europę wschodnią w firmie Günthart, z którą rozmawialiśmy o historii przedsiębiorstwa, jego cukierniczych produktach oraz planach rozwojowych w Złotoryi i terminie uruchomienia zakładu pod Wilczą Górą.
Przy wyborze najemcy hali modułowej Urząd Miejski w Złotoryi kierował się „dolnośląskimi inteligentnymi specjalizacjami”, które są zapisane w Regionalnej Strategii Innowacji dla Województwa Dolnośląskiego 2011-2020 i mają pomóc w jej realizacji. Magistrat uznał, że największy potencjał innowacyjny ma obecnie 6 branż: chemiczna i farmaceutyczna, mobilność przestrzenna, żywność wysokiej jakości, surowce naturalne i wtórne, produkcja maszyn i urządzeń oraz obróbka materiałów, a także technologie informacyjno-komunikacyjne.
Günthart, który jest czołowym graczem na europejskim rynku cukierniczym, wpisuje się w jedną z tych obiecujących i przyszłościowych dziedzin gospodarki. I między innymi dlatego właśnie miasto dało niemieckiej firmie zielone światło na zainstalowanie się w dopiero co wybudowanej hali modułowej (na zdjęciu obok). Oczywiście musiała ona spełnić przede wszystkim warunki finansowe postawione przez złotoryjski magistrat. Günthart był jedynym przedsiębiorstwem, które wyszło im naprzeciw. Za wynajęcie liczącej blisko 2 tys. m kw. hali produkcyjnej zapłaci gminie miejskiej ponad 700 tys. zł rocznie, a do tego jeszcze podatek od nieruchomości (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Firma została założona w 1946 r. w Szwajcarii, następnie w 1956 przeniosła się do miejscowości Hohentengen w Niemczech, gdzie ma swoją siedzibę o powierzchni 35 tys. m kw. i zatrudnia 280 pracowników. W 1986 r. został otwarty oddział produkcyjny o powierzchni 50 tys. m kw. w Tajlandii zatrudniający 800 pracowników. Günthart jest największym producentem dekoracji cukierniczych dla klientów detalicznych i profesjonalistów (cukiernie, kawiarnie) w Europie, zatrudniającym 1800 pracowników na całym świecie. Poza produktami spożywczymi w asortymencie firmy można też znaleźć produkty non-food, jak np. świeczki urodzinowe, foremki do pieczenia.
Na nasze pytania dotyczące przeszłości potentata cukierniczego i jego przyszłości w Złotoryi odpowiedziała Natalia Naronowicz, menedżerką ds. sprzedaży i marketingu na Europę wschodnią, która w projekcie Günthart Polska przejmuje rolę dyrektor generalnej i współudziałowca.
GZ: W złotoryjskiej strefie przemysłowej nie było dotąd zakładu, który zajmowałby się produkcją spożywczą. Dlaczego Günthart zdecydował się na wybór właśnie Złotoryi jako miejsca na swoją przyszłą fabrykę? Czy decydującym czynnikiem była gotowa hala modułowa, która umożliwia dość szybkie uruchomienie produkcji, czy może były jakieś inne czynniki, które zdecydowały o lokalizacji?
Natalia Naronowicz: – Czynników było wiele. Nasze zainteresowanie Złotoryją pojawiło się zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o planach budowy hali. Gdy powstał pomysł przeniesienia części naszej produkcji do Polski, odwiedziliśmy kilka miast, w których widzieliśmy potencjał dla rozwoju planowanego projektu. Jednym z tych miejsc była Złotoryja, która bez wątpienia wydała nam się tym właśnie miejscem, którego szukaliśmy –ze względu na niewielką odległość od autostrady A4 jak i granicy oraz zapotrzebowanie na miejsca pracy dla pań. Nasz zakład zmniejszy bezrobocie wśród nich, a co za tym idzie – poprawi jakość życia w mieście. Nie bez znaczenia było bardzo przyjazne i otwarte podejście Urzędu Miejskiego w Złotoryi do naszego projektu, a także wsparcie i profesjonalizm ze strony pani Katarzyny Iwińskiej z Wydziału Funduszy Zewnętrznych. Na dodatek w bezpośrednim sąsiedztwie Złotoryi nie ma żadnego przedsiębiorstwa produkcyjnego o zbliżonym profilu działalności do firmy Günthart. Poza tym wszystkim Złotoryja to wg nas niezwykle urokliwe i przyjazne miasteczko z potencjałem. Po obejrzeniu prezentacji miasta i okolic w Urzędzie Miejskim jednoznacznie z moim współpracownikiem stwierdziliśmy, że nasze kolejne wakacje spędzamy w Złotoryi! (uśmiech). W tym czasie również pojawiły się plany budowy hali i jeszcze więcej pozytywnych odczuć z naszej strony co do tego miasta. I tak postanowiliśmy stać się częścią przyszłej historii, jak tłumaczymy dosłownie z języka niemieckiego, Złotego Wzgórza.
Jaki profil będzie miał zakład? Co będziecie w nim produkować?
– Chcąc ująć profil naszej działalności dwoma słowami, możemy powiedzieć: słodki i smakowity (uśmiech). Pierwszym i zarazem najwięcej dla nas znaczącym działem firmy jest produkcja ozdób cukierniczych z cukru, marcepanu i czekolady stosowanych do ciast, tortów oraz deserów. Drugim jest produkcja upominków z pralinkami (czyli czekoladek z pluszakami, breloczkami, figurkami gipsowymi) czy pralinek w opakowaniach wyrażających najpiękniejsze emocje (np. „Kocham Cię”, „Dziękuję, że jesteś”, „Przepraszam” itd.). Dewiza naszej firmy brzmi: „Po słodkiej stronie życia”, a tak naprawdę: „Fantazjuj, dekoruj, baw się kreatywnie z całą rodziną i zachwycaj bliskich”.
Na jakie rynki te wszystkie słodkości trafiają?
– Nasze produkty można znaleźć w większości supermarketów, a także na stacjach benzynowych, w cukierniach, kioskach w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Włoszech, Francji czy Holandii.
Ale nie w Polsce. Czy w takim razie produkty ze złotoryjskiej fabryki będą dostępne również na polskim rynku?
– Stopniowo planujemy wprowadzać nasze produkty na polski rynek, bo widzimy w nim ogromny potencjał ze względu na jego wielkość, brak konkurencji w naszej dziedzinie i dynamicznie rozwijający się trend dekoratorski w cukiernictwie. Mamy więc nadzieję, że w niedalekiej perspektywie czasowej wyroby Güntharta będą dostępne także dla klientów w Polsce, tym bardziej że w asortymencie posiadamy produkty, które obecnie nie występują jeszcze na rynku polskim, przez co ich potencjał sprzedażowy znacznie wzrasta. Tak naprawdę pomysł uruchomienia produkcji w Polsce pojawił się w naszych głowach przy okazji tworzenia kolekcji dedykowanej polskiemu rynkowi.
Zatem nasze miasto zacznie pachnieć czekoladą czy marcepanem?
– Skupimy się w Złotoryi na marcepanie i cukrze. Jeżeli o najsmaczniejsze, czyli czekoladę i pralinki chodzi, to ich produkcję pozostawimy na razie w Niemczech, gdyż gabaryty hali modułowej nie pomieszczą tych linii produkcyjnych. Gotowe pralinki będziemy wysyłać do Polski w celu uzupełnienia nimi wyrobów upominkowych.
No dobrze, ale gdy złotoryjskiego łasucha najdzie ochota na skosztowanie lokalnych słodkości, to czy będzie miał jakąś szansę ich spróbować tu, na miejscu?
– W niedalekiej przyszłości, gdy zorganizujemy wszystkie kwestie pierwszej potrzeby niezbędne do uruchomienia naszego przedsięwzięcia, na pewno pomyślimy o otwarciu przy hali małego outletu z produktami cukierniczymi dla zainteresowanych.
Proszę opowiedzieć coś o technologii, jak wygląda proces produkcyjny w takiej współczesnej fabryce słodkości?
– Wszystkie nasz produkty wytwarzamy z czekolady, marcepanu, cukru lub opłatka, które kupujemy w postaci surowej. Następnie są one u nas przetwarzane na półprodukty, z których przygotowujemy końcowy asortyment. Nasze linie umożliwiają nam również otrzymywanie wszelkiego rodzaju aromatów, barwników spożywczych, glazury, pudrów, dekoracji z opłatka, lukrów plastycznych, dekoracji z cukru i czekolady, pisaków cukrowych i czekoladowych, tabliczek dekoracyjnych i posypek. Bardzo silny akcent kładziemy na jakość: maksymalnie ograniczamy użycie oleju palmowego, czekolada, z której wytwarzamy dekoracje i pralinki, pochodzi z najwyższej jakości belgijskiej fabryki czekolady Barry Callebaut, do koniecznego minimum ograniczamy również substancje konserwujące.
Gdzie w tym zatem innowacyjność? Pytam, bo był to jeden z warunków przetargu na wynajem hali modułowej.
– Nasza profesja wiąże się z nieustannym dążeniem w stronę innowacyjności i rozwoju. Zatrzymanie się w miejscu w tym temacie bezsprzecznie oznacza dla nas cofanie się, tym bardziej, że odbiorca ma wysokie wymagania i potrafi szybko nudzić się aktualnymi trendami. Dlatego cały sztab specjalistów w jednostce macierzystej (i nie tylko) pracuje nad ciągłą optymalizacją i unowocześnianiem produkcji, firmy i wizerunku całości na międzynarodowym rynku cukierniczym. Kilka przykładów: do nanoszenia kolorów na nasze produkty stosujemy innowacyjne drukarki spożywcze używające bezpieczne dla organizmu człowieka tusze spożywcze, które pozwalają na przygotowania wydruków na jadalnym papierze waflowym, cukrowym oraz folii transferowej do czekolady; staramy się rozwijać naszą markę pod kątem ekologii, np. poprzez wprowadzanie barwników pochodzenia naturalnego oraz nowej kolekcji posypek z suszonych owoców; z uwagi na odbiorców cierpiących na alergie próbujemy też stopniowo wprowadzać innowacje w doborze składników, dlatego w ostatnim czasie zastąpiliśmy emulgator lecytyny sojowej emulgatorem lecytyny z rzepaku, który należy do rzadziej modyfikowanych roślin, a jego ziarna są zdecydowanie mniej zanieczyszczone przez pestycydy. Co najważniejsze w tym wszystkim, rozpoczęcie produkcji w Polsce umożliwi nam wdrożenie nowych rozwiązań, co nie jest możliwe w Niemczech ze względu na ograniczenie powierzchniowe.
Na początek, w pierwszym roku działalności, deklarujecie zatrudnienie 70 osób, przy czym zdecydowana większość miejsc pracy będzie przeznaczona dla kobiet. Czy w perspektywie 3-5 lat to zatrudnienie może jeszcze wzrosnąć? Mam na myśli wielkość hali – czy ona na to pozwoli?
– W zależności od rezultatów naszej polskiej kooperacji na pewno będziemy chcieli rozwinąć nasze skrzydła na polskim rynku tak szeroko, jak tylko będzie to możliwe. Powierzchnia obecnie wynajmowanej przez nas hali jest idealna na dobry początek, aczkolwiek jej mury na pewno nie będą dla nas ograniczeniem w dalszym rozwoju.
Wiemy już, że trzon załogi mają stanowić kobiety. W jaki sposób będzie prowadzona rekrutacja? Czy macie jakieś konkretne wymagania wobec przyszłych pracowników i jakie warunki zatrudnienia zaoferujecie w zakładzie w Złotoryi?
– Rekrutację rozpoczniemy jak tylko uda nam się dopełnić wszystkich formalności związanych z wynajmem hali i rozpoczęciem działalności przedsiębiorstwa na polskim rynku. Jej sposób i formę określimy na pewno we współpracy z Powiatowym Urzędem Pracy i, mamy nadzieję, przy wsparciu Gazety Złotoryjskiej. Wymagania wobec przyszłych pracowników będą przede wszystkim zależne od obejmowanej funkcji w firmie. To, co będzie dla nas na pewno bardzo znaczącym punktem, to chęć do nauki nowych umiejętności i rozwoju, zaangażowanie, a także gotowość do lojalnej współpracy i budowy społeczności firmy opartej na wzajemnym szacunku i dobru ogółu. Zdajemy sobie sprawę, że najsilniejszą podstawą firmy są zadowoleni i zmotywowani pracownicy, dlatego skupimy swoją uwagę na tym, żeby każdy członek firmy czuł się sprawiedliwie i satysfakcjonująco dla niego wynagrodzony oraz zabezpieczony pod względem socjalnym.
Słyszałem, że ten słodki biznes ma charakter rodzinny…
– To prawda. Korzenie firmy Günthart sięgają Szwajcarii, skąd pochodzi cała rodzina. W tym kraju przedsiębiorstwo stawiało swoje pierwsze kroki. Ówczesna głowa rodziny Ernst Günthart zaczynał w 1953 r. od działalności w przydomowym garażu. Następnie wsparli go wtedy jeszcze nastoletni synowie, Stefan i Peter – obecni właściciele firmy. Przy ogromnym nakładzie pracy całej trójki i odrobinie szczęścia do bycia w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie rodzinna działalność nabrała dynamicznego tempa rozwoju i urosła do miana największego producenta ozdób cukierniczych w Europie i jednego z największych na świecie. Z czasem siedziba firmy i produkcja zostały przeniesione do Niemiec, niedaleko granicy ze Szwajcarią, gdzie znajdują się do dziś.
Czy Złotoryja będzie pierwszym zakładem produkcyjnym Güntharta w Polsce?
– Pomimo długoletniego zamiłowania rodziny Günthart do Polski, jej kultury i oczywiście kuchni (uśmiech) jest to nasz pierwszy polsko-niemiecki projekt.
No dobrze, zapowiada się to wszystko bardzo słodko, ale jak szybko w takim razie jesteście w stanie przywieźć do Polski maszyny i uruchomić produkcję w Złotoryi?
– Nasza ekscytacja projektem „Günthart Polska” jest tak ogromna, że mamy zamiar zacząć najszybciej jak to tylko będzie możliwe.
A konkretnie?
– Obecnie czekamy na podpisanie umowy wynajmu. Nie mam pojęcie, jak długo może to potrwać, ale zakładając najmniej optymistyczny rozwój wydarzeń, będzie to przełom sierpnia i września tego roku.
Życzymy Günthartowi i miastu, by stało się to jak najszybciej. Dziękuję za rozmowę.
Filtry