Trzy miesiące – raptem tyle pozostało złotoryjskiemu szpitalowi, jeśli ktoś natychmiast nie wpompuje w niego co najmniej 2 milionów złotych. Władze powiatu stoją pod ścianą, bo powiatowa kasa świeci pustkami, a samorządy gminne – poza Złotoryją – nie kwapią się z pomocą. Radni wczoraj co prawda zdecydowali, że lecznica wróci na garnuszek starostwa, ale teraz sami mogą stać się grabarzami szpitala, jeśli nie zdarzy się finansowy cud. Tak blisko krawędzi przepaści placówka nigdy jeszcze nie balansowała.
Historia upadku szpitala liczy już dobrych kilka, a może nawet kilkanaście lat. To historia kolejnych nietrafionych decyzji: kiepskich pożyczek, niedokończonych przekształceń, niefachowych (z małymi wyjątkami) zarządców. Gwoździem do trumny okazało się wydzierżawienie placówki w 2016 r. prywatnemu podmiotowi. Dziś można powiedzieć, że jedyne, co dzięki temu osiągnęły ówczesne wadze powiatu z Ryszardem Raszkiewiczem na czele, to kilka lat względnego spokoju do kolejnych wyborów – kosztem wydrenowania szpitala z pieniędzy. Spółka dzierżawiąca placówkę powiązana z Jackiem Nowakowskim znalazła się w fatalnej kondycji. Na koniec sierpnia ma stratę ok. 1,5 mln zł i 456 tys. kary do zapłacenia NFZ-owi.
– Dla mnie ta spółka jest na skraju bankructwa, jest tuż przed ogłoszeniem upadłości. Jeśli nic sienie wydarzy, w ciągu 3 miesięcy pracownicy szpitala stracą pracę, a mieszkańcy powiatu możliwość opieki zdrowotnej. Szpital zaprzestanie funkcjonowania, chyba że obecny właściciel spółki sam znajdzie co najmniej 2 mln, by utrzymać płynność finansową, zapłacić dostawcom i wypłacić pracownikom wynagrodzenia – powiedział wczoraj w starostwie Wiktor Król, społeczny konsultant zarządu powiatu, który na prośbę starosty badał sytuację finansową spółki Szpital Powiatowy im. Andrzeja Wolańczyka. Tymi słowami wywołał sensację na sali, bo nikt się chyba nie spodziewał, że sytuacja jest aż tak dramatyczna. – Spółka nie ma w zasadzie własnego kapitału, nie licząc 5 tys. zł kapitału zakładowego, więc w sytuacji straty finansowej nie ma możliwości sprzedaży nieruchomości czy zaciągnięcia kredytu. Mówię to wszystko z całą odpowiedzialnością, mimo że spółka może mnie podać do sądu za wywoływanie paniki.
Te szokujące słowa wale nie zaskoczyły kilku pracownic szpitala, które przyszły na sesję. W kuluarach potwierdziły, że atmosfera w placówce jest schyłkowa i wyczuwa się, że za chwilę wszystko runie. – Widzimy, co się dzieje. Jeśli rada powiatu dziś nie zdecyduje się na przejęcie spółki, to pracownicy sami zaczną się zwalniać ze szpitala, pielęgniarki nie będą czekały, aż Nowakowski ogłosi upadłość – powiedziały.
Przypomnijmy, że zarząd powiatu kilka miesięcy temu zaczął rozmowy z Jackiem Nowakowskim na temat zakończenia dzierżawy i przejęcia spółki przez powiat w formie darowizny. Starosta zlecił audyt finansowy, żeby sprawdzić, w jakim stanie jest spółka. Jego przygotowanie przedłużało się, bo okazało się, że spółka nie ma podstawowego dokumentu: opinii biegłego rewidenta do sprawozdania finansowego za rok 2018. Kilka dni temu komplet sprawozdań i raport z audytu w końcu trafił do radnych, wraz z projektem uchwały wyrażającej zgodę na przejęcie spółki.
– Możemy nic nie robić i patrzeć, jak szpital upada. Na razie są jeszcze pieniądze na październikowe wynagrodzenia. Ale jeśli nic nie zrobimy, za 3 miesiące nie będzie szpitala. Jeżeli spółka ogłosi upadłość, to do szpitala nie ma powrotu. Lekarze i pielęgniarki odejdą gdzie indziej. Kto będzie miał pieniądze, żeby z powrotem go otworzyć? Obiekt jest niedostosowany do realizowania usług medycznych, NFZ nie powoli na nowo go uruchomić go. Dlatego proponujemy, żeby ratować placówkę. Zagłosujcie za tą uchwałą i pozwólcie dalej działać zarządowi – apelował do rady powiatu starosta Wiesław Świerczyński.
Radni nie od razu jednak klepnęli uchwałę. Przed głosowaniem emocjonalnych momentami wystąpień i wątpliwości nie brakowało. Barbara Kołodziej zażądała na przykład, by zarząd wykreślił część uzasadnienia uchwały. Chodziło o słowa, że „bez zaangażowania pracowników szpitala, bez ich zrozumienia dla trudnej sytuacji finansowej i bez wsparcia naszych działań mających na celu kontynuowanie jego działalności, a w przyszłości jego rozwój, niemożliwym będzie dalsze funkcjonowanie spółki”. – To policzek dla wszystkich pracujących w szpitalu, którzy poświęcili się w poprzednich latach dla dobra społeczności lokalnej i pozbawili się trzynastek, premii, podwyżek – powiedziała łamiącym się głosem. Ale starosty nie wzruszyła. – Niczego nie wykreślę, bo to wcale nie uwłacza pracownikom. Musi być współpraca wszystkich, żeby wyjść na prostą – odpowiedział.
Jeszcze więcej wątpliwości budziła sprawa tego, skąd powiat weźmie pieniądze na ratowanie szpitala. Starosta wiele razy podkreślał wcześniej, że liczy w tej kwestii na zaangażowanie gmin powiatu. Tyle że z sześciu wójtów i burmistrzów na sesji obecny był tylko Robert Pawłowski.
– Nas te liczby dotyczące obecnej sytuacji finansowej szpitala nie przerażają, jesteśmy zdecydowani zaangażować się finansowo, choć na razie żadne deklaracje na temat sum z naszej strony nie padły – podkreślił burmistrz Złotoryi. Wbił też szpilkę zarządowi i radnym powiatu. – Obserwując dzisiejszą sesję, odnoszę wrażenie, że jestem bardziej zdeterminowany do ratowania szpitala niż niejedna osoba na tej sali – powiedział, Pawłowski.
Co z pozostałymi gminami? – Dziś rano miałem spotkanie z wójtami, przewodniczącymi rad gminnych i sołtysami. Nie wyobrażają sobie, żeby nie było szpitala w powiecie, żeby na starość ludzie musieli jeździć się leczyć do Legnicy czy Wrocławia – tłumaczył Świerczyński, po czym wymienił z nazwiska kilku sołtysów deklarujących wsparcie dla powiatu.
– Gdybyśmy wyszli na ulicę zapytać ludzi, kto nie chce, żeby szpital upadł, pewnie 100 proc. chciałoby go ratować. Deklaracja sołtysów nic nam jednak nie daje, z czego nas wesprą – z funduszu sołeckiego? – drwił radny Paweł Macuga.
Radni kilkukrotnie pytali o faktyczne zaangażowanie burmistrzów i wójtów, czy zabezpieczyli już środki finansowe na pomoc szpitalowi, o szacunkowe koszty całej operacji, czy nie stanie się to np. kosztem oświaty powiatowej, a wreszcie o zapisy umowy o przejęciu spółki. Konkretnych odpowiedzi starosty w zasadzie żadnych nie usłyszeli, jeśli nie liczyć wymijających tłumaczeń, że to zarząd jest odpowiedzialny za znalezienie pieniędzy i za przygotowanie umowy. – Ta wszystko przedstawimy już po podjęciu przez radę uchwały – dodał Świerczyński.
– Liczyłam, że na dzisiejszej komisji i sesji zarząd przekona radnych, że robimy słusznie. Problem jest znany od lat, tymczasem zarząd powiatu, choć pracuje już 10 miesięcy, nie przedstawia nam żadnego pomysłu na szpital, nawet w innej strukturze. Decydujemy o ważnej sprawie. Musimy mieć świadomość, że przejmujemy do swojego budżetu dług spółki i możemy położyć ten szpital, jeśli coś pójdzie nie tak – irytowała się Anna Melska.
Ostatecznie jednak zarówno ona, jak i 13 innych radnych zagłosowało za uchwałą wyrażającą zgodę na przejęcie szpitalnej spółki. Przeciw byli tylko Paweł Macuga i Lech Olszanicki, wstrzymała się Barbara Kołodziej.
Starosta zapowiedział, że będzie rozmawiał z NFZ-em, by odstąpił od egzekwowania blisko półmilionowej kary. Nawet jeśli mu się to uda, powiat i tak czekają ogromne problemy w ratowaniu szpitala. Zwłaszcza że dziś na rynku jest dużo trudniejsza sytuacja niż jeszcze kilka lat temu. Wiktor Król, który jest byłym prezesem Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, mówił wczoraj, że jeszcze nigdy szpitale powiatowe w Polsce nie były w tak złym położeniu jak obecnie, a w ostatnim czasie zamknięto ok. 50 z nich. Jeszcze przed sesją radny Macuga sygnalizował na łamach naszego portalu, że zbilansowanie placówki może okazać się niemożliwe i podtrzymywanie jej przy życiu będzie wymagać ciągłych nakładów z kasy starostwa. W tej sytuacji 2 mln zł szybko może okazać się za mało, tym bardziej że w najbliższym czasie dramatycznie wrosną koszty zatrudnienia, a w szpitalu trzeba natychmiast zatrudnić dodatkowy personel, by spełnić normy NFZ. A przypomnijmy, że na karku powiatu został cały kilkunastomilionowy dług po szpitalu sprzed „ery dzierżawy”.
Sesji przyglądał się m.in. Piotr Karwan, radny sejmiku z ramienia PiS-u. W kuluarach nie krył rozczarowania jej przebiegiem. – Dwa tygodnie temu na sesji starosta odpowiadał radnym, że nic nie wie, żeby właściciel spółki zamierzał kończyć działalność, a dziś nagle dowiadujemy się, że szpitalowi zostało 3 miesiące. Przecież starosta musiał już mieć wtedy dokumenty na stole, które to zapowiadały. Dziś zarząd powiatu kreuje się fachowców, którzy chcą ratować szpital, a przecież część tego zarządu tworzą ludzie, którzy są odpowiedzialni za fatalną sytuację placówki, bo już wcześniej byli we władzach powiatu. Tym przejęciem spółki tylko prezent jej właścicielowi zrobią. Powiat nie ma już jak zaciągnąć kredytu, co mógł to zastawił, więc skąd weźmie pieniądze? I po co było dziś głosować tę uchwałę, skoro zarząd nie był przygotowany, aby wyjaśnić wszystkie wątpliwości radnych? To wygląda tylko na zagrywkę w kampanii wyborczej – irytował się Karwan. Żaden z szóstki radnych PiS-u nie złożył jednak wniosku o przesunięcie terminu głosowania.
Przypomnijmy, że spółka Szpital Powiatowy im. Andrzeja Wolańczyka miała w ubiegłym roku ok. 1 mln zysku. Co zatem się wydarzyło w ostatnich miesiącach? – Spółka funkcjonowała w miarę dobrze kosztem pacjentów, tylko dlatego, że zatrudniała zbyt mało personelu w stosunku do liczby przyjmowanych osób. Nie rozwijała się, nie dbała o remonty obiektu. Ma ujemne kapitały własne – tłumaczył radnym Wiktor Król. – A w tym roku popełniła kardynalne błędy. Zawiesiła 3 oddziały, w tym ten najbardziej dochodowy – pediatryczny, co spowodowało ogromne straty w przychodach. Nie otrzymała przez to setek tysięcy złotych. I dlatego jest teraz w tragicznej sytuacji.
A na koniec trochę politycznego folkloru w sprawie szpitala. Nikt już chyba w starostwie nie ma wątpliwości, że dzierżawa okazała się katastrofą dla powiatowej lecznicy. Nikt oprócz Ryszarda Raszkiewicza, który w grudniu 2015 r. podpisywał umowę dzierżawy szpitala. Wczoraj odczytał podczas sesji coś w rodzaju oświadczenia, które Piotr Kanikowski z portalu 24legnica.pl nazwał „peanem”. Były starosta stwierdził w nim, że dzierżawa odsunęła widmo upadku szpitala, ocaliła powiat przed komornikiem i komisarzem. Wyliczył też punkt po punkcie, ile dobrego wynikło z tamtej decyzji. Wspomniał o prawie 4,6 mln zł czynszu wpłaconego do kasy powiatu, zakupie tomografu komputerowego i pracowni komputerowej za 300 tys. zł, ultrasonografu za 10 tys. zł i… butów dla pracowników.