Czy na ulicy Szczęśliwej stanie budynek komunalny z lokalami socjalnymi? Taką koncepcję ma Urząd Miejski w Złotoryi. Burmistrz Robert Pawłowski przedstawił ją w odpowiedzi na interpelację radnego Pawła Maciejewskiego, który wystąpił o plan działań mających ograniczyć lub całkowicie wyeliminować umieszczanie kobiet z małymi dziećmi w obiekcie socjalnym przy ul. Łąkowej 19.
Rodzin z dziećmi, zajmujących lokale socjalne na obrzeżach Złotoryi, jest obecnie niewiele. Burmistrz od kilku lat zwraca uwagę, że należy dążyć do stworzenia takich warunków, by mogły zamieszkać jak najbliżej centrum miasta. Problem jednak w tym, że na starówce i w jej bezpośrednim sąsiedztwie gmina miejska nie posiada lokali socjalnych o tak dużej powierzchni, by umieścić tam wieloosobowe rodziny. Na dodatek lokal o charakterze socjalny może powstać jedynie za zgodą właściciela obiektu, co w praktyce oznacza, że miasto może je tworzyć jedynie w budynkach, które są w 100 proc. jego własnością. A takich nie ma już zbyt wielu.
Lokale socjalne to najczęściej lokum o obniżonym standardzie – ze wspólną kuchnią czy łazienką (choć akurat w budynku przy Łąkowej 19 jest też kilka autonomicznych, kilkuizbowych mieszkań z własnymi pomieszczeniami sanitarnymi). Adresowane są do osób najniżej uposażonych oraz takich, które zostały eksmitowane, głównie z mieszkań komunalnych – ze względu na ich zadłużenie lub zachowanie sprzeczne z normami współżycia społecznego (czyli np. dewastację czy przemoc domową). Dlatego, zdaniem burmistrza, przy ich tworzeniu powinny być brane pod uwagę 3 aspekty: po pierwsze – rodziny muszą pozostawać pod stałą opieką pracowników socjalnych i wyrażać chęć współpracy z nimi, po drugie – lokale socjalne, w których będą zamieszkiwać rodziny z dziećmi, powinny się znajdować jak najbliżej placówki oświatowej, placu zabaw czy przychodni zdrowia; i po trzecie – koszt ich utrzymania powinien być jak najniższy, a jego system ogrzewania „nieczuły” na problemy wynikające z niewnoszenia opłat za energię cieplną.
Złotoryjski ratusz od kilku lat starał się o przekazanie miastu przez Skarb Państwa budynku biurowego po KSSD przy ul. Tuwima, uznając go za najlepszą lokalizację dla budynku komunalnego z lokalami socjalnymi. Niestety, starania te nie przyniosły skutku.
„Mając jednak na uwadze, że istnieje potrzeba stopniowego rozwiązywania tego problemu, możemy przeznaczyć na ten cel działkę przy ul. Szczęśliwej, gdzie mógłby powstać budynek socjalny na cztery do pięciu rodzin. W tej chwili przygotowujemy koncepcję montażu finansowego oraz sprawdzamy możliwości zaprojektowania i zrealizowania inwestycji w rzeczonej lokalizacji” – czytamy w odpowiedzi burmistrza na interpelację.
Jak dowiedzieliśmy się w UM, chodzi o nieużytkowaną w tej chwili działkę pomiędzy parkingiem KSSD a ul. Szczęśliwą, w pobliżu jej ślepego zakończenia. W tej chwili wykorzystywana jest przez okolicznych mieszkańców jako dziki parking, znajduje się też na niej gniazdo do segregacji odpadów.
Budynek socjalny nie ma monopolu na problemy
Paweł Maciejewski twierdzi, że dorastanie dzieci w „patologicznym” otoczeniu niesie za sobą ryzyko przejmowania takich zachowań, na które się w dzieciństwie napatrzyły. Mogą przesiąknąć nimi i wejdą w życie dorosłe z bagażem kompleksów – pisze w swojej interpelacji do burmistrza. Radny przy tym nie określa, co rozumie pod pojęciem „patologii”, jakie jej rodzaje zauważa na ul. Łąkowej 19 oraz których mieszkańców kwalifikuje do „patologii”, a których nie.
Co na to burmistrz Pawłowski? Protestuje przeciwko określaniu mieszkańców ul. Łąkowej 19 sformułowaniami sugerującymi, że jest to środowisko patologiczne. Podkreśla, że to nadużycie. „Takie stwierdzenie jest niedopuszczalne i krzywdzące dla obywateli naszego miasta, a przede wszystkim stygmatyzuje ich w oczach opinii publicznej. Nikt, a w szczególności radny Rady Miejskiej, nie powinien szerzyć stereotypów, które będą potęgować wyobcowanie grupy mieszkańców” – odpowiada Maciejewskiemu.
Burmistrz ponadto przytomnie zauważa, że negatywne zjawiska przypisywane adresowi Łąkowa 19 występują także w innych rejonach miasta. Czasem nawet w ostrzejszej postaci. Stanowisko to zdają się potwierdzać słowa Iwony Pawlus, dyrektorki Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Złotoryi. – Zdarzało się już kilka razy, że nasi pracownicy socjalni musieli korzystać z asysty policjantów, idąc na wywiad pod niektóre adresy w centrum miasta. Po prostu się bali. Na Łąkowej 19 jeszcze się taka sytuacja nie zdarzyła – podkreśla pani dyrektor.
W 2018 r. z pomocy społecznej korzystały 32 rodziny z „19” liczące 63 osoby. Większość z nich stanowiły jednoosobowe gospodarstwo domowe, było też 6 rodzin, w których wychowało się 26 dzieci. Spośród 494 złotoryjskich rodzin, które w 2018 r. objęte były pomocą społeczną, 6,48 proc. to rodziny z budynku socjalnego na Łąkowej. W całej Złotoryi rodzin z dziećmi korzystających ze świadczeń pomocy społecznej było 82. Było w nich 181 dzieci.
Te dane pokazują, że Łąkowa 19 to tylko niewielki odsetek rodzin problemowych w Złotoryi. Dlatego burmistrz Pawłowski sprzeciwia się demonizowaniu tego miejsca. – Miasto podjęło wiele działań, by mieszkańcy ul. Łąkowej nie czuli się wykluczeni. W ubiegłym roku wzdłuż budynku zbudowaliśmy chodnik, a w ostatnich miesiącach zaczął tam kursować bezpłatny autobus miejski. Trzeba też zaznaczyć, że choć na Łąkowej 19 są mieszkania o charakterze socjalnym, to spora część ludzi, którzy tutaj trafiają, przeprowadza się ze znacznie gorszych warunków lokalowych do czystych, wyremontowanych lokali – twierdzi.
Prawda jest taka, że są w Złotoryi mieszkania komunalne (np. ze wspólną toaletą na korytarzu, zagrzybione, w zrujnowanych kamienicach), które mają gorszy standard niż socjale na Łąkowej. Tymczasem ich najemcy płacą ponad 2 razy wyższy czynsz niż lokatorzy z „19”. Daleko nie trzeba zresztą szukać – niektóre sąsiednie kamienice na Łąkowej czasem wyglądają w środku mniej ciekawie niż budynek socjalny. Z drugiej strony pracownicy ratusza otrzymują szereg skarg od lokatorów kamienic w centrum miasta (m.in. z ul. Mickiewicza), którzy oczekują zdecydowanych działań wobec zamieszkujących w sąsiedztwie rodzin wielodzietnych dopuszczających się nagminnie dewastacji na korytarzach czy strychach, zakłócających porządek czy sprowadzających niebezpieczeństwo pożarowe. Jakich działań? – Gdybyśmy ich przesiedlili do lokali socjalnych, sąsiedzi by za nimi nie tęsknili – usłyszeliśmy od jednego z pracowników magistratu.
– To nie tylko Łąkowa 19 ma tego typu problemy. Kilka lat doprowadziłem do eksmisji mieszkańca ul. Krzywoustego. Przyszli na skargę sąsiedzi, żeby coś zrobić z nim, bo się bali o swoje bezpieczeństwo. Urządzał libacje alkoholowe, w jego mieszkaniu było odcięte światło, więc ogrzewał się świeczkami – mówi Robert Pawłowski.
Pracownik socjalny niekoniecznie mile widziany
Ile rodzin z dziećmi tak naprawdę zamieszkuje na ul. Łąkowej 19? Wg danych MOPS-u i UM, w marcu przebywało tam 7 takich rodzin, w których wychowywało się 17 dzieci. Przy czym tylko 3 objęte były świadczeniami pomocy społecznej. Wg pracowników socjalnych, nie wszystkie rodziny, które mogłyby korzystać z tej pomocy, zgłaszają się po nią – choć można założyć, że jeśli rodzice nie pracują zarobkowo, to prawdopodobnie mają dochody uprawniające do świadczeń. Co jest tego przyczyną? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, jednak jednym z czynników może być niechęć do stałego kontaktu z pracownikiem socjalnym i MOPS-em.
– Trzeba pamiętać, że sytuacja materialna rodzin wielodzietnych uległa w ostatnich latach znacznej poprawie, w głównej mierze dzięki 500+. Pobierają świadczenia rodzinne, wychowawcze czy alimentacyjne, które zabezpieczają ich potrzeby. Decydując się na skorzystanie z pomocy społecznej, rodzice muszą w zasadzie co miesiąc składać wnioski o zasiłek celowy czy okresowy. To wiąże się z koniecznością przypilnowania terminów, wizytą w naszym ośrodku, ingerencją pracownika socjalnego, którego trzeba później wpuścić do swojego domu i który może rozliczyć z tego, jak świadczeniobiorca wydał te pieniądze. Nie każdemu, kto mógłby się ubiegać o wsparcie pomocy społecznej, chce się podejmować taki wysiłek – usłyszeliśmy od jednego z pracowników socjalnych.
Dodajmy, że każda rodzina przeżywająca trudności opiekuńczo-wychowawcze może liczyć na wsparcie asystenta rodziny przysyłanego przez MOPS, który pomaga w zabezpieczeniu potrzeb dzieci i załatwieniu najtrudniejszych spraw. – Motywujemy w ten sposób mieszkańców do podejmowania aktywności i oczekujemy od nich aktywności w różnych sferach życia, na gruncie społecznym, zawodowym czy zdrowotnym. Staramy się zapobiegać sytuacjom kryzysowym w zakresie opieki i wychowania dzieci, żeby te nie trafiły do pieczy zastępczej, a te, które już tam są, mogły powrócić do rodziny biologicznej, do rodziców – zapewnia Iwona Pawlus.
W zeszłym roku asystent rodziny pracował na ul. Łąkowej 19 z dwiema rodzinami, w których było 12 dzieci. Co ciekawe jednak, 4 rodziny – w tym takie, które miały poważne problemy wychowawcze – odmówiły wsparcia w formie asysty rodzinnej. W tym roku asystent pomaga jednej rodzinie, w której wychowuje się 2 dzieci.
A szkoda, bo to rozwiązanie korzystne dla rodziców, a asystenci mają swoje sukcesy. Pracownicy MOPS-u opisują przypadek konkretnej rodziny, której w ubiegłym roku udało się wyprowadzić z lokalu socjalnego i zamieszkać w mieszkaniu komunalnym położonym w innej części miasta, znacznie bliżej centrum. Ta wielodzietna rodzina zamieszkiwała w „19” przez wiele lat. Trafiła tam za długi w opłatach czynszowych, liczące ok. 20 tys. zł, które zrobiła we wcześniej zajmowanych mieszkaniach komunalnych. Wykazała się jednak chęcią współpracy z MOPS-em. Dzięki żmudnej pracy asystenta rodziny i pracowników socjalnych udało się ze świadczeń wychowawczych i rodzinnych, które otrzymywała (blisko 10 tys. zł miesięcznie), spłacić większość zadłużenia wobec miasta, a rodzice podjęli zatrudnienie. Dostosowywali się do wskazań asystenta rodziny, informowali go o wszystkich problemach, dzięki czemu na bieżąco rozwiązywano kryzysy. Asystent odwiedzał rodzinę 3-4 razy w tygodniu. Te wszystkie działania przyniosły na tyle dobre rezultaty, że mogła się ona w końcu przeprowadzić.
W tym wszystkim powinno się jednak pamiętać o tym, że do budynku socjalnego nie trafia się z przypadku i od razu. Trzeba długo na to pracować. Najczęściej niepłaceniem czynszu i dewastowaniem mieszkania najmowanego od miasta. – Eksmisje do lokali socjalnych z przyczyn ekonomicznych poprzedzone są wieloletnią procedurą, podczas której najemca otrzymuje kolejne szanse na rozwiązanie swojego problemu. Każdy może liczyć na większą lub mniejszą pomoc miasta. Trzeba jednak chcieć po to wsparcie sięgnąć, zmienić swoje życie, przestać chociażby nadużywać alkoholu, podjąć pracę. Wtedy jest szansa, by z asystą miejskich służb socjalnych wyjść z kryzysu – podsumowuje Robert Pawłowski. I dla równowagi dodaje: – Z drugiej strony zdarza się, że na Łąkową 19 trafiają ludzie żerujący na innych mieszkańcach, którzy nie zhańbili się pracą, choć są młodzi i zdrowi. Nie płacą za mieszkanie i jeszcze je niszczą, uważają, że wszystko im się należy od miasta. Takich osób społeczeństwo nie może traktować w uprzywilejowany sposób.