Nad finałem rządów Karoliny Bardowskiej (poprzedniej wójt gminy Zagrodno) pochyliła się Wirtualna Polska piórem red. Doroty Kuźnik. Wielkie nagrody dla czterech urzędniczek rozgrzały Zagrodno do czerwoności. Choć gmina jest mała, to emocje gigantyczne, bo mowa o wielkich pieniądzach.
Mieszkańcy nie mogą zrozumieć za co cztery kobiety dostały łącznie 1,5 miliona złotych.
Sprawa premii, które – jak wynika z informacji przekazanych Wirtualnej Polsce oficjalnie przez urząd gminy – dostały trzy inspektorki i skarbniczka Urzędu Gminy Zagrodno w latach 2019-2024, wyszła na jaw, gdy urzędowanie rozpoczął Piotr Janczyszyn, który przejrzał dokumenty i wyszło mu, że wspomniane cztery urzędniczki otrzymały łącznie ponad 1,5 miliona złotych nagród w ciągu pięciu lat (kwoty od 193,5 tys. zł do 836 tys. zł na osobę).
Po wójcie kontrolę przeprowadziła także rada gminy, która ostatecznie wydała oświadczenie, za którym poszły zawiadomienia do prokuratury i do Najwyższej Izby Kontroli.
WP poprosiła o informację, ile na stanowiskach inspektorów zarabiali w czasie kadencji Karoliny Bardowskiej wszyscy pracownicy, jakiej wysokości dostawali dodatkowe pieniądze w postaci premii i nagród, i za co były im przyznawane.
Okazało się, że rozstrzał kwot między najsłabiej nagrodzoną pracownicą z czwórki wskazanej przez radę gminy, a najlepiej nagrodzonym pracownikiem z pozostałej grupy inspektorów, wynosi ponad 50 tys. zł. Co więcej, wskazane przez radę gminy pracownice zarobiły w tym okresie z tytułu umów o pracę od 413 tys. złotych do 823 tys. zł.
I tu trzeba podkreślić jedną rzecz. Pieniądze na nagrody przekazywane były urzędniczkom legalnie. W urzędzie przyjęto regulamin, który wskazuje na maksymalną wysokość premii, ale już nagrody nie mają limitu. Przyznać więc można, ile się chce, co podkreśla sam wójt gminy Piotr Janczyszyn.
– Przydzielane przez moją poprzedniczkę nagrody i premie były zgodne z prawem, ale chodzi też o gospodarność. Bo jeżeli jedna pani urzędniczka otrzymuje w jednym miesiącu 45 tys. zł nagród, a w ciągu pięciu lat takie nagrody sięgają setek tysięcy złotych, to jest to co najmniej nieetyczne. Żeby dostawać takie nagrody przy jednoczesnych wysokich, jak na urząd gminy wynagrodzeniach, ktoś musiałby mieć wybitne osiągnięcia. My tych osiągnięć w dokumentacji nie mamy – ocenia Janczyszyn.
Rzeczywiście, jak na niewielką gminę wiejską, w której pracuje ok. 25 osób, wynagrodzenia małe nie były. Duży był za to ich rozstrzał.
Z informacji przekazanych Wirtualnej Polsce przez Urząd Gminy w Zagrodnie wynika, że inspektorzy zarabiali miesięcznie (uśredniając) od niespełna 6 tys. zł brutto do ponad 11,5 tys. zł brutto. Osoba na stanowisku skarbnika zarobiła od 2019 do 2024 roku ponad 823 tys. zł, a więc średnio blisko 14 tys. zł miesięcznie.
I to wyłącznie z tytułu umowy o pracę, a do tego przecież dochodziły wspomniane premie i gratyfikacje. Łącznie (w przypadku skarbniczki) kwota ta w trakcie kadencji sięgnęła 1,6 miliona zł.
Karolina Bardowska w rozmowie z Wirtualną Polską tłumaczy, że działała wyłącznie na korzyść gminy, a to, co wynika z informacji, które przekazała prokuraturze, czyli że obowiązki spoczywały tylko na pracownikach gminy, wpływało jedynie na zwiększenie wydolności finansowej.
Korzyści dla gminy miały polegać na tym, że pracownicy wiele rzeczy robili po godzinach, często do późnego wieczora albo nawet nocy. Przekonywała, że gdyby tę pracę zlecić zewnętrznym firmom, kosztowałoby to gminę znacznie więcej.
Co ciekawe, jedna z nagród dla skarbniczki została udzielona na przykład za przygotowanie uchwały budżetowej. – To przecież coś, co znajduje się w zakresie obowiązków skarbnika gminy – oburza się Piotr Janczyszyn. Jego poprzedniczka uważa jednak, że skarbnik nie ma zakresu obowiązków.
Padło jeszcze jedno pytanie: czy w doborze osób, którym przyznawane były wysokie premie, nie było drugiego dna. To sugerowali niektórzy z rozmówców Wirtualnej Polski.
Karolinie Bardowskiej zarzucali, że nagradzała koleżanki. Była wójt stanowczo zaprzeczyła, uznając, że to bzdury.
Narrację zmieniła, kiedy WP przypomniała jej o zdjęciach w mediach społecznościowych. Na nich Karolina Bardowska bawi się na zagranicznych wakacjach z ówczesną skarbniczką.
Była wójt po namyśle przyznała, że były razem na wakacjach, ale nie widzi niczego niestosownego w tej relacji. Przecież razem pracowały więc, co podkreśliła, trudno jej zdaniem nie utrzymywać jakichkolwiek relacji. Dodała, że nie rozumie, w jaki sposób miałoby ją to obciążać w kontekście wypłacanych nagród. Podkreśliła też, że przed zatrudnieniem skarbniczki, nie znały się.
Sprawa premii dla urzędników z Zagrodna została przekazana do Najwyższej Izby Kontroli oraz do prokuratury.
W piśmie do NIK można przeczytać: „(...) przeprowadzona analiza wydatków budżetu Gminy Zagrodno w kadencji byłej Wójt Gminy (...) przypadającej na lata 2018-2024 pozwoliła ustalić, że we wskazanym okresie z budżetu gminy Zagrodno, z naruszeniem wszelkich zasad gospodarowania środkami publicznymi, a mianowicie zasady gospodarnego, racjonalnego, celowego i oszczędnego wydatkowania środków publicznych, wypłacono określonej grupie, wchodzących w skład najbliższych i zaufanych włodarzowi gminy pracowników, niebagatelne kwoty nagród, premii i dodatków specjalnych w kwocie aż 1.545.118,77 zł (...)”.
NIK nadal bada sprawę. Z kolei prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania.
– Na okoliczność rozpytania, Karolina Bardowska oświadczyła, że pracownicy urzędu gminy wykonywali pracę ponad swoje obowiązki. W trakcie kadencji w gminie nie było takich pracowników jak skarbnik (Karolina Bardowska mówi o błędzie w notatkach prokuratury i tłumaczy, że nie podawała takich informacji – red.), czy naczelnik wydziału finansowego. Powiedziała także, że nie było firm doradczych, nie było podpisywanych umów zleceń, a wszystkie obowiązki mieli wykonywać pracownicy gminy – odczytała z uzasadnienia odmowy wszczęcia postępowania rzeczniczka legnickiej prokuratury Liliana Łukasiewicz.
Aktualne władze gminy odwołały się od decyzji prokuratury do sądu.
Spraw z czasów poprzedniej władzy, których wójt Janczyszyn jeszcze nie rozwikłał, jest więcej.
– Nie wiemy, co jest w kilkunastu wielkich workach na śmieci, które znaleźliśmy w piwnicach urzędu po objęciu władzy. Zakładamy, że jest tam to, czego nie ma w pustych segregatorach, których stos leżał w szafach - tłumaczy Piotr Janczyszyn. Doprecyzujmy – w workach są pocięte w niszczarce paski papieru.
– Jakich dokumentów jeszcze nam brakuje, odkrywamy na bieżąco. Co rusz zdarza się sytuacja, w której okazuje się, że jakiś powinien być, ale fizycznie nie ma go w żadnych archiwach – wyjaśnia Janczyszyn.
Źródło: Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski/fot. Zbigniew Jakubowski
Filtry