Na pierwsze zupa chrzanowa lub krem z buraka na gęsinie, na drugie pasztet z królika i wieprzowiny z dodatkiem prawdziwków i sosu ze śliwek suszonych albo wafel z farszem pierogowym, a na deser chłodnik buraczany lub minibezy z mascarpone… Mniam! Te wszystkie rarytasy można było wczoraj skosztować podczas kaczawskich potyczek kulinarnych w Świerzawie. Nikt głodny z dziedzińca przykościelnego nie wyszedł, a już na pewno nie jurorzy, którzy musieli ocenić aż kilkanaście potraw.
Bohaterami drugiego dnia Świerzawskiego Święta Krainy Wygasłych Wulkanów były panie z kół gospodyń wiejskich, które podjęły się wyzwania związanego z nakarmieniem uczestników imprezy i konkursem na najlepsze kaczawskie danie.
– Degustacji poddajemy potrawy kulinarne charakterystyczne dla naszego regionu. Spróbować może każdy, ale pierwszeństwo mają oczywiście jurorzy. To unikatowe potrawy, których z pewnością w restauracji nie znajdziemy – zachwalała Magdalena Figa, dyrektorka Centrum Kultury Sportu i Turystyki w Świerzawie, które było organizatorem imprezy.
Do konkursu kulinarnego zgłoszonych zostało 11 potraw (choć jedzenia było znacznie więcej, niektóre stoły się od niego uginały się). Gospodynie zadbały nie tylko o dobry smak, ale również o prezentację dań i ciekawą ich ekspozycję – zgodnie ze starą zasadą, że jemy nie tylko ustami, ale i oczami. Stąd na stołach nie zabrakło nawet sztućców w kolorze złotym. Wzrok przyciągała też kompozycja potraw konkursowych, np. kolorowych miniburgerów inspirowanych kaczawskimi wulkanami, które upichciło KGW Dobków (na zdjęciu obok), czy barwny deser bezowy przygotowany przez panie z Rzeszówka.
Kamil Zięba, konferensjer, który prowadził niedzielne potyczki kulinarne, dopytywał panie o akcenty regionalne w ich potrawach. – Całe nasze kaczawskie serce w nie włożyliśmy – słyszał najczęściej. Ale gospodynie zapewniały też o lokalnym pochodzeniu części składników. Na przykład KGW Sokołowiec ugotowało zupę szczawiową ze szczawiu zerwanego na łąkach sokołowskich (i podało ją z jajkiem sadzonym, też miejscowym). Pani z Rząśnika, które przygotowały z kolei roladki ze schabu z zielonym groszkiem, chwaliły się, że groszek zerwały w przydomowym ogródku. – U sąsiada? – żartował zaczepnie konferansjer. – W Rząśniku nie mamy sąsiadów, my wszyscy jedna rodzina – odpowiedziały mu sprytnie gospodynie.
Potyczki kulinarne po raz pierwszy miały wymiar międzynarodowy. A dokładnie polsko-czeski. Z karkonoską zupą ziemniaczaną (na zdjęciu obok) do rywalizacji stanęła reprezentacja Rudnika, gminy z rejonu Trutnova, z którą Świerzawa podpisała umowę partnerską raptem 2 tygodnie wcześniej. Z Czech do Świerzawy przyjechał cały autobus gości, ok. 50 osób, w tym tamtejszy burmistrz Pavel Stekly, który był jednym z jurorów w podczas festiwalu kuchni polsko-czeskiej.
Wizyta Czechów nie ograniczyła się jednak tylko do zabaw kulinarnych i zawodach sportowych, które miały miejsce w pierwszy dzień Świerzawskiego Święta Krainy Wygasłych Wulkanów. Zorganizowali też 3 stoiska z warsztatami rękodzielniczymi, obok sześciu wystawionych przez rzemieślników świerzawskich (wszystkie warsztaty były tego dnia bezpłatne). Wzięli też udział ze swoimi obiektami w targach turystycznych, na których prezentowało się prawie 20 stoisk. Nie wystawili tylko zespołu do przeglądu artystów ludowych (w którym wystartowało 6 grup z Pogórza Kaczawskiego), ale po tym, co zobaczyli w Świerzawie, zapowiedzieli ponoć, że popracują i nad tym.
Świerzawskie Święto Krainy Wygasłych Wulkanów odbyło się po raz czwarty, a trzeci raz na dziedzińcu przy średniowiecznym kościele św. Jana i św. Katarzyny. Od samego początku jego fundament stanowi festiwal kultury kaczawskiej z konkursem kulinarnym.
– Chcemy w ten sposób promować nasz region. Nie tylko gminę Świerzawa, która jest bardzo bogata, jeśli chodzi o kulturę, ale poszerzyliśmy horyzonty, więc nie są to już tylko dni miasta, ale święto Krainy Wygasłych Wulkanów. Promujemy wszystko to, co na tę krainę się składa: koła gospodyń, działalność zespołów ludowych, rękodzielników, wszystkie obiekty turystyczne, które na tych targach chciały się dziś wystawić. Promujemy więc cały geopark – podkreśla Magdalena Figa.
Częścią Świerzawskiego Święta był w tym roku również rajd zabytkowych samochodów. Na starcie stanęło prawie 90 załóg, które przejechały po najciekawszych punktach geologicznych gminy. Najwięcej było wśród nich starych mercedesów, których karoserie błyszczały w promieniach słońca. Jednym z rarytasów – tym razem motoryzacyjnych – okazała się syrenka z roku 1979, która wzbudziła sporą ciekawość widzów czekających na mecie w świerzawskim rynku. Autko rodem z PRL-u charakterystycznym zapachem i dymkiem z rury wydechowej przypomniało starszym mieszkańcom, dlaczego mało pieszczotliwie było nazywane „.skarpetą”. Syrenka garażuje w Uniejowicach.
– Udało się ją doprowadzić do takiego stanu sprawności, że nie sprawia większych problemów. Wsiadam, odpalam i jadę na rajd – powiedział nam właściciel samochodu. – Tylko przy dłuższych trasach we znaki daje się klimatyzacja – żartowali inni uczestnicy rajdu, nawiązując do charakterystycznych trójkątnych okienek zapewniających w kabinie syreny przepływ powietrza.