Prawie 40 proc. złotoryjskich nastolatków uważa, że ich relacje z rodziną po lockdownie pogrążone są w kryzysie, trzy czwarte nie odczuło wzmożonej kontroli rodzicielskiej podczas pandemii, a co trzeci młody złotoryjanin ucieka od rzeczywistości i jest gotowy żyć w świecie wirtualnym. – Te statystyki wyją na alarm, trzeba natychmiast działać – uważa Jacek Tyc, autor raportu z diagnozy społecznej, która została przeprowadzona na zlecenie Urzędu Miejskiego w Złotoryi w ramach „Programu przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu dzieci i młodzież Robinsonowie”.
Określenie „Robinsonowie” w nazwie programu dotyczy dzieci. Dla wielu z nich lockdown wiązał się ze swoistym „porzuceniem na bezludnej wyspie”. – Zostały pozostawione same sobie, bezradne między sobą. Pandemia jak katalizator wzmocniła pewne negatywne zjawiska, odcięła dzieciaki od i tak już kruchych relacji, zabrała im poczucie bezpieczeństwa i skomunikowania ze światem – uważa Jacek Tyc.
Program ruszył w czerwcu zeszłego roku i stanowi próbę systemowej reakcji na przejawy groźnego zjawiska, jakim jest wykluczenie społeczne dzieci – także jako skutek izolacji pandemicznej. Miasto chce dzięki temu projektowi powiązać w sieć różne organizacje, działania, instrumenty i osoby, które stworzą przyjazne środowisko umożliwiające dzieciom „utraconym” powrót do społeczności, a także zapobiegną „wypadaniu” poza nawias społeczności innych nieletnich rozbitków. – Chcemy pomóc, nie chcemy odkładać tego w czasie, bo problemy są teraz, będą się pogłębiać, nie poczekają na rozwiązanie – tłumaczy Anna Ardelli, naczelniczka Wydziału Spraw Społecznych UM.
Punktem wyjścia jest ankieta przeprowadzona w ubiegłym roku wśród 178 uczniów złotoryjskich podstawówek z klas VI-VIII (to jedna trzecia wszystkich dzieci w tym wieku) oraz wywiady z 33 pedagogami. Powstał na tej podstawie raport liczący 98 stron, który został opublikowany na stronie miejskiej (można się z nim zapoznać TUTAJ). Znajdziemy w m.in. dramatyczne informacje o samookaleczeniach – zjawisku, które nasiliła pandemia. Jeden na pięciu badanych uczniów rozładowywał w ten destrukcyjny sposób napięcie emocjonalne. – To nie moda, to neurotyczne wołanie o pomoc, sygnał, że dzieci nie radzą sobie ze sobą. Do samookaleczenia dochodzi najczęściej w pachwinach. Dlaczego tam? Bo nie widać ran – tłumaczy autor raportu. Jednocześnie co czwarty z respondentów doszedł przez izolację z powodu lockdownu do takiego poziomu frustracji i lęku, że miał myśli samobójcze.
Na prezentację diagnozy w ubiegłym tygodniu ratusz zaprosił do kina Aurum szerokie grono osób pracujących na co dzień z dziećmi i młodzieżą, m.in. przedstawicieli przedszkoli i szkół, poradni psychologiczno-pedagogicznej, szpitala psychiatrycznego, policji, straży miejskiej, kuratorów sądowych, Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie czy kuratorium oświaty. Tyc uważa, że raport powinien stanowić dla nich kopalnię wiedzy. – Zdobyliśmy dzięki badaniu ogromną ilość ciekawych informacji – podkreślał podczas prezentacji. – Co innego wyczyta z raportu psycholog, a co innego pedagog, policjant czy nauczyciel.
Co znajdzie na przykład ten ostatni? Choćby informację o tym, że aż 64 proc. respondentów krytykuje szkołę, twierdząc, że skupia się ona po nauczaniu zdalnym głównie na nadrobieniu powstałych zaległości dydaktycznych, co dzieje się kosztem udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Do tego ponad 57 proc. badanych nie dostrzega w szkole działań wspierających uczniów emocjonalnie.
Urząd planuje teraz przejść od teorii do działania. Dał specjalistom kilka tygodni na zgłoszenie swoich uwag do raportu. – Bardzo uważnie je przeanalizujemy, bo musimy odpowiedzieć na pytanie, co dalej z tym problemami robimy. Stworzymy zestaw propozycji do działań zaradczych i naprawczych. Bo jeśli dzieciaki zostaną pozostawione teraz same sobie, zaczną szukać dewiacyjnych dróg realizacji potrzeb – podsumowuje Tyc.