Jak wielkie spustoszenie poczynił koronawirus w finansach miasta? Będziemy wiedzieli pod koniec lipca. Już teraz jednak wiadomo, że z powodu dużo niższych wpływów podatkowych trzeba będzie mocno zaciskać pasa i zwiększyć zadłużenie Złotoryi, by sfinansować już rozpoczęte inwestycje. Wczoraj władze miasta skorygowały budżet miejski, zmniejszając planowane dochody aż o 2,5 mln złotych!
Sytuacja jest bardzo poważna. A może być wkrótce dramatyczna. Rada miejska na środowej sesji obniżyła zarówno dochody bieżące, czyli głównie podatkowe, jak i majątkowe. Te ostatnie spadają, bo mniejsze jest zainteresowanie zakupem nieruchomości na terenie miasta. Sprzedaż majątku miejskiego szła w I kwartale dużo poniżej oczekiwań.
Jeszcze większy problem to znacznie mniejsze wpływy podatkowe. Miasto ma problemy ze ściąganiem podatku od nieruchomości, bo tzw. przepisy antycovidowe nie pozwalają samorządom na prowadzenie egzekucji. Szacuje się, że tylko z tego tytułu dochody Złotoryi będą niższe w tym roku o bez mała 600 tys. zł. Skromniejsze o 100 tys. zł zapowiadają się też wpływy z podatku od czynności cywilno-prawnych, bo umów sprzedaży czy darowizn jest w wyniku blokady życia-społeczno gospodarczego po prostu mniej.
To nie koniec złych wieści. Z powodu koronawirusa w tegorocznym budżecie trzeba było też urealnić na minus wpływy z opłaty targowej czy opłat parkingowych (przypomnijmy, że te ostatnie przez kilka tygodni ogólnonarodowej kwarantanny nie były w ogóle w Złotoryi pobierane). Mniej będzie też pieniędzy dla miasta z wynajmu boisk w hali „Tęcza”. Razem to kolejne 180 tys. zł.
Najbardziej niepokojący prognostyk dotyczy jednak podatku dochodowego od osób fizycznych. Robert Pawłowski podkreślał na wtorkowej komisji budżetowej rady miejskiej, że udział w tej daninie ściąganej przez państwo jest kołem zamachowym budżetu miejskiego. W ostatnich latach wpływy z PIT-u stanowiły blisko jedną piąta dochodów miasta. Ale w kwietniu ministerstwo finansów wypłaciło nam z tego tytułu 966 tys. zł – jedynie, bo rok wcześniej było to 1,64 mln zł (demonstrujemy to na wykresie obok). To spadek aż o 42 proc.! To zwiastuje poważne kłopoty finansowe dla Złotoryi.
– Mamy dziwną sytuację, bo z naszych informacji wynika, że wszystkie gminy zostały pozbawione dochodów na tym samym poziomie, niezależnie od tego, w jakim stopniu dotknął je kryzys koronawirusowy. A przecież są w Polsce takie gminy, w których wpływy z podatku dochodowego nie powinny się prawie wcale zmienić – podkreśla burmistrz. – Nie wiemy, na czym stoimy, czy te środki jeszcze do nas przyjdą, bo nie otrzymaliśmy żadnego uzasadnienia w tej sprawie.
Na razie nasze miasto zmniejszyło o 625 tys. zł planowane wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych i prawnych. To jednak wcale nie musi być koniec, bo – jak zaznacza Grażyna Soja, miejska skarbniczka – zapaść w dochodach może być jeszcze większa. – To wszystko są na razie szacunki. Żaden skarbnik nie jest obecnie w stanie określić, jakie skutki będzie miała epidemia dla finansów gminnych, nikt nie wie, jaki będzie rzeczywisty spadek w dochodach. Więcej będę mogła powiedzieć dopiero po zakończeniu tego półrocza – tłumaczy.
Władze samorządowe urealniają plan dochodów, nie decydują się natomiast na razie na cięcie wydatków, choć wiadomo już raczej, że nie wszystkie zapisane w tegorocznym budżecie inwestycje uda się zrealizować. Miasto ma tutaj jednak małe pole manewru, bo zanim Polskę sparaliżował koronawirus, Złotoryja ruszyła z realizacją zadań inwestycyjnych za blisko 20 mln zł. Nie można ich teraz przerwać, bo miasto straciłoby dofinansowanie ze źródeł zewnętrznych sięgające milionów.
Dlatego złotoryjski ratusz postanowił zwiększyć deficyt budżetowy z 8 do blisko 11 mln zł. Zamierza go pokryć wolnymi środkami z lat ubiegłych oraz dodatkowymi przychodami, co będzie się niestety wiązało ze zwiększeniem zadłużenia miasta.
W sfinansowaniu już realizowanych inwestycji ma pomóc emisja obligacji o wartości 6 mln zł. To o ponad 2 mln więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu planowały władze miasta. Urząd Miejski w Złotoryi chce sprzedać do końca tego roku 6 tys. obligacji na okaziciela (o wartości 1 tys. zł każda) temu bankowi, który zaproponuje najniższą marżę. – Będziemy w tej sprawie negocjować warunki z potencjalnymi obligatariuszami. Wybierzemy najtańszego. Obligacje nie będą zabezpieczone żadnymi wekslami – uspokaja Grażyna Soja. Wykup papierów wartościowych miałby się odbyć w dwóch transzach dopiero w 2030 i w 2031 r.
– Czeka nas bardzo trudny rok. By przetrwać, musimy oszczędzać na wydatkach bieżących i myśleć przede wszystkim o tych inwestycjach, które trzeba skończyć. Jeśli nie zapanujemy nad wydatkami bieżącymi, nie uda się zbilansować budżetu – mówią jednym głosem burmistrz i pani skarbnik.
Pod dużym znakiem zapytania stanęły m.in. inwestycje drogowe na ulicach Bukowej, Bobrzańskiej i Podmiejskiej. – Będziemy się starali chociaż je zacząć w tym roku, ale nie mogę niczego zagwarantować. W pierwszym rzędzie musimy zrobić te inwestycje, gdzie jest ryzyko utraty środków zewnętrznych, których w przyszłym roku już byśmy nie dostali. Wysłałem już listy do mieszkańców tych ulic, w których proszę o wyrozumiałość. Nikt nie był w stanie przewidzieć czynnika, jakim jest koronawirus. A my w przeciwieństwie do rządu nie mamy możliwości dodrukowania pieniędzy, musimy ten pieniądz kupić – tłumaczy burmistrz Pawłowski.
Wśród wydatków bieżących na ten rok są m.in. podwyżki dla pracowników jednostek miejskich, które od kilku lat odbiegają od wynagrodzeń rynkowych. Dopytywali się o nie na ostatniej komisji budżetowej radni. Zaplanowane były na kwiecień, ale zostały na razie wstrzymane.
– Pracownicy przyjęli to ze zrozumieniem. Muszą zaczekać do lipca, gdy będzie wiadomo więcej o stanie finansów miasta. Jeśli będzie taka możliwość, na pewno uruchomimy podwyżki. Ale jeżeli będziemy mieli pętlę finansową na gardle, to nasze starania raczej pójdą w tym kierunku, by pracowników nie zwalniać. Zrobię wszystko, żeby do tego nie doszło – zaznacza burmistrz.
fot. Pixabay