Uwaga, filmowi klubowicze przypominamy kolejny film, który zapisał się w historii polskiego kina.
Jeśli ten film można do czegoś porównać, to tylko do nagle zapalonej olbrzymiej latarni w martwym i monotonnym krajobrazie – pisał krytyk po premierze „Trzeciej części nocy”. Długometrażowy debiut Andrzeja Żuławskiego stał się jednym z najgoręcej dyskutowanych filmów 1971 roku. Na tle ówczesnej polskiej kinematografii szokował oryginalną strukturą narracji, barokowym przepychem inscenizacji, odważnym łączeniem brutalnego naturalizmu z wizjonerstwem.
Wniósł też nową interpretację okresu okupacji, dość odległą od tego, co proponowała szkoła polska.
Żuławskiemu, urodzonemu w roku 1940, rozterki pokolenia Kolumbów trudno było uznać za swoje. W „Trzeciej części nocy” pokazał więc czas pogardy, pozbawiony narodowej mitologii i politycznych podtekstów.
W jego ujęciu okupacja jest przede wszystkim okresem rozpadu istniejącego porządku i norm, okresem śmiercionośnego chaosu, tworzenia się nowej odporności, nowych praw i nowej struktury bytowej, okresem zagłady, ale i próby, gdyż przetrwają tylko ci, którzy są zdolni unieść nowe brzemię epoki.
Dla Żuławskiego wojna to bezsensowny koszmar o niemal apokaliptycznych rozmiarach. Nie przypadkiem zresztą klamrę otwierającą i kończącą film stanowi cytat z Apokalipsy św. Jana.
Żona, matka i syn Michała zostali na jego oczach zamordowani przez Niemców. On ocalał wraz z ojcem przez przypadek. Szuka kontaktu z podziemiem. Uciekając przed Niemcami schronił się w mieszkaniu, w którym przyjął na świat dziecko rodzącej kobiety.
Jej mąż, ciężko ranny, został aresztowany. Michał troszczy się o Martę i dziecko. Podejmuje pracę jako karmiciel wszy w Instytucie Weigla.
Marta jest tak podobna do nieżyjącej żony, że czasami nie potrafi jej odróżnić. Uzyskuje zgodę dowództwa na odbicie męża Marty, lecz wszyscy jego towarzysze z organizacji wpadają w ręce Niemców. Sam dociera do separatki w szpitalu, tam jednak dosięga go kula żandarma.