Złotoryja, czwartek, parę minut po godz. 16. Z komina jednej z kamienic w centrum miasta w błękitne niebo strzela smuga czarnego dymu. – Popatrz, córciu, pewnie ktoś pali śmieciami – mówi do swojego dziecka przechodząca obok kobieta…
Czy mama z obrazka powyżej miała rację? Okazuje się, że niekoniecznie. – Mieszkańcy zakładają, że jak z komina leci czarny dym, to muszą być palone w piecu śmieci. W ogromnej większości przypadków nie potwierdza się to. Gdy jedziemy na interwencję i sprawdzamy palenisko czy kotłownię, nie znajdujemy żadnych odpadów. Ten kolor dymu to często wina nieprawidłowego sposobu rozpalania w piecu. Zanim nabierze on temperatury, to kopci – tłumaczy Witold Piędel ze złotoryjskiej straży miejskiej.
Problem palenia odpadami bez wątpienia jednak w Złotoryi jest. O ile strażnikom w miarę łatwo jest sprawdzić piece w budynkach jednorodzinnych, to już dużo trudniej o to w kamienicach, gdzie jest zazwyczaj kilka kominów i nie wiadomo, do którego mieszkania zapukać. – Ludzie palą odpadami. To się czuje, gdy po południu, około godziny 16-17, wychodzi się w centrum miasta z budynku na tzw. świeże powietrze. Wyczuwalny jest zapach palonej gumy czy butelek plastikowych, bardzo specyficzny zapach – dodaje Piędel. Na dwóch miernikach zapylenia zainstalowanych przez Urząd Miejski w Złotoryi, których odczyty można sprawdzać na bieżąco w internecie na stronie miejskiej, wyraźnie widać, jak podczas spadków temperatur lub w porze popołudniowej, gdy mieszkańcy wracają po pracy do domu i zaczynają rozpalać w piecach, niebezpiecznie rosną wartości zapylenia.
W ciągu tygodnia strażnicy notują po kilka interwencji związanych z podejrzeniem spalania odpadów. Zgłaszają o nich zazwyczaj sąsiedzi, których alarmuje ciemny dym. – Zaglądamy do paleniska, sprawdzamy, co składowane jest w kotłowni. W tym sezonie grzewczym jeszcze nie zdarzyło się, żeby we wskazanych przez mieszkańców budynkach palone były odpady. Ale w poprzednim takie przypadki się zdarzały – usłyszeliśmy od straży miejskiej.
Zgodnie z zapisami Prawa ochrony środowiska, strażnicy, a także pracownicy komunalni upoważnieni przez burmistrza oraz policjanci, mogą wejść na prywatną posesję i skontrolować ją pod kątem używanego opału w godz. od 6 do 22. Spalanie odpadów jest wykroczeniem karanym mandatem w wysokości 500 zł. Jeśli ktoś nie chce wpuścić strażników na posesję, narażony jest na postępowanie karne za uniemożliwienie kontroli. – W przypadku oporu uprzedzamy o grożących konsekwencjach karnych. Nie zdarzyło się nam jeszcze, żeby ktoś nas nie wpuścił na posesję. Po prostu się to nie opłaca, bo w sądzie grozi grzywna do 5 tys. zł – zaznacza Witold Piędel.
Złotoryjska straż miejska w okresie grzewczym prowadzi kampanię informacyjną dotyczącą zagrożeń związanych z paleniem odpadami. Rozdaje ulotki przy okazji każdej interwencji, wrzuca je też do skrzynek na listy.
– Odpady to nie tylko plastik. To np. również ramy okienne czy płyty wiórowe. Przy ich spalaniu uwalniają się wyjątkowo toksyczne związki. Ludzie często wyrzucają stare meble na śmietnik, zakładając, że sami pozbędą się problemu, a ktoś na tym jeszcze skorzysta, bo sobie zabierze to do spalenia. To błąd. Jeśli widzimy, że przy śmietniku ktoś rąbie płyty meblowe i pakuje je na wózek, natychmiast zgłaszajmy to straży miejskiej czy policji – zachęcają strażnicy.
Zanieczyszczenie powietrza zbiera u nas śmiertelne żniwo. Wg danych urzędu marszałkowskiego, na Dolnym Śląsku umiera rocznie z tego powodu ok. 3 tys. osób. Zaostrzenia ataków astmy, przewlekła obturacyjna choroba płuc, niedotlenienie mózgu, miażdżyca, nadciśnienie tętnicze, zawał serca, udar mózgu – temu wszystkiemu może sprzyjać oddychanie zapylonym powietrzem. Zanieczyszczają je przede wszystkim domowe piece, kotły i kominki, w których spalamy głównie węgiel i drewno. Paleniska domowe powodują kilkukrotnie większą emisję pyłów niż przemysł czy transport.
Przypomnijmy, że od 1 lipca tego roku na terenie całego województwa obowiązuje uchwała antysmogowa sejmiku dolnośląskiego. Zakazuje ona stosowania najgorszej jakości paliw stałych, m.in. węgla brunatnego, mułów i flotokoncentratów węglowych, węgla kamiennego (w postaci miału, o uziarnieniu poniżej 3 mm) oraz biomasy (drewna) o wilgotności przekraczającej 20 proc. Latem tego roku ustawę zakazującą sprzedaży najgorszej jakości paliw stałych uchwalił też polski sejm. Zrobił jednak wyjątek dla węgla brunatnego. Ten można sprzedawać do lata 2020 r. – choć teoretycznie nie można nim już palić w piecu. Tona tego opału jest 2-3 razy tańsza od tony węgla kamiennego.
– Mamy jeszcze zapasy węgla brunatnego. Ludzie go sporadycznie jeszcze kupują. Ale od stycznia nowego roku to się prawdopodobnie skończy, bo wchodzą w życie nowe przepisy i klient będzie musiał podpisać oświadczenie, że zakupiony opał zużyje na cele własnego gospodarstwa domowego – usłyszeliśmy na jednym ze złotoryjskich składów opału.
Dodajmy, że zgodnie z prawem uchwalonym przez sejmik dolnośląski, od 1 lipca 2024 r. nie będzie można użytkować starych pieców pozaklasowych (poniżej 3 klasy) na paliwo stałe, tzw. kopciuchów. Przez kolejne 4 lata będzie można użytkować piece klasy 3, 4 i 5, a później – tylko klasy 5.
fot. poglądowe