W dziesiątkach, a być może nawet setkach kilogramów można liczyć ilość błota, którą na rowerach i sobie wywieźli z lasu zawodnicy ścigający się podczas sobotniego Bike Maratonu w Wilkowie-Osiedlu. Trasa dała im się mocno w kość, niektórzy długo łapali oddech na mecie. – Jak na pierwszy wyścig w sezonie mogło być trochę łatwiej, ale nie ma co narzekać, ważne, że nie było żadnego poważniejszego wypadku i ten rowerowy maraton wreszcie ruszył – mówili kolarze, którzy wystartowali w rekordowej jak na warunki złotoryjskie liczbie 1051.
Pętla wytyczona w okolicach Wilkowa, kopalni PGP Bazalt i Gozdna charakteryzowała się niezliczoną liczbą podjazdów i zjazdów. Choć to MTB, ta duża interwałowość nie każdemu pasowała. Bardziej męczące w sobotę było jednak błoto.
– Trasa fajna, ciekawa, tylko błotnista. Kilka dni temu robiłem jej objazd i podjeżdżałem pod każdą górkę, musiało mocno popadać przez ten czas, bo dziś już nie dałem rady – powiedział nam jeden z zawodników. – Błoto lepiło się do opon i było zero przyczepności na podjazdach, koło się ślizgało. Trzeba było zeskakiwać z roweru i podchodzić – usłyszeliśmy od kolejnego kolarza. Ślady tej wspinaczki było widać u niemal wszystkich na ubłoconych butach i łydkach. – Teraz to i tak już tego mało, bo w czasie jazdy trochę zdążyło wyschnąć i się wykruszyć – uśmiechał się trzeci.
Błoto nie każdemu smakowało, ale wielu zawodników uważa, że organizatorzy zafundowali kolarzom „prawdziwe MTB”, by zaostrzyć apetyty na pozostałą część sezonu. I chcą wrócić na Pogórze Kaczawskie. „Mieszkańcy Wilkowa nie patrzyli na nas wilkiem, a było wręcz przeciwnie. Na ul. Sienkiewicza jeden mieszkaniec udostępnił całemu teamowi STS Extreme Strzelin-BikeRepublic.pl karchera zupełnie za darmo. Bike Maraton w przyszłym roku musicie koniecznie zorganizować tam kolejny wyścig, bo po pierwsze musimy zrewanżować się temu panu, a dwa wycisnęliście z Pogórza Kaczawskiego to co najlepsze i chcemy tam wrócić. Jakby co mogę pomóc w rozwożenie taczkami błota po trasie w przyszłym roku” – napisał na Facebooku Dariusz Baran, jeden z zawodników, dodając kilka emotikonów z szerokim uśmiechem.
O tym, że trasa należała raczej do tych trudniejszych, przekonują czasy uzyskiwane na mecie. Organizatorzy spodziewali się, że najlepsi zawodnicy na najdłuższym, 77-kilometrowym dystansie, startujący w Pucharze Polski MTB, wrócą po nieco ponad 3 godzinach. Najszybszy kolarz, Czech Filip Adel, przyjechał jednak na metę dopiero po 3 godz. i 45 min. Różnica między pierwszym a ostatnim zawodnikiem na tym dystansie wynosiła 2 godz. 46 min.
Na pozostałych trasach najlepsi kolarze uzyskiwali następujące czasy: fun (17 km) – 1 godz. 9 min., classic (30 km) – 1 godz. 28 min., mega (48 km) – 2 godz. 29 min. (pełne wyniki można znaleźć TUTAJ). Najlepszych na mecie dekorowali wójt Złotoryi Jan Tymczyszyn i burmistrz Złotoryi Robert Pawłowski.
Do mety nie dojechało 72 zawodników, głównie przez defekty: przebite koła czy awarie łańcucha, którego nie dało się już założyć na trasie z powrotem na zębatki.
W zawodach wystartowało 11 zawodników ze Złotoryi. Najwięcej amatorów dwóch kółek przyjechało z Wrocławia (pojawiło się ich na starcie blisko 150) i Jeleniej Góry.
Dodajmy, że zawody rozpoczęły się minutą ciszy dla Rafała „Beluschiego” Ratajczaka, wieloletniego spikera Bike Maratonu, który zmarł nagle tuż przed inauguracją nowego sezonu.
Jan Tymczyszyn mierzy sukces imprezy liczbą uczestników. – Rok temu, gdy robiliśmy u nas w gminie Bike Maraton po raz pierwszy, przyjechało 850 zawodników, dziś jest ich prawie 1100. To znaczy, że podoba im się tutaj i chcą przyjeżdżać na nasze trasy – uśmiecha się gospodarz zawodów.
A przyjeżdżają często całymi rodzinami. Bo na Bike Maratonie ścigać się może nie tylko młodzież i dorośli, ale również dzieci, dla których organizowana jest „pętelka juniorska”. Emocje są na niej nie mniejsze niż u rodziców.
Dla Wilkowa i całej gminy wiejskiej Złotoryi Bike Maraton to wydarzenie, jakiego nie było tutaj od wielu lat. Jak podkreśla wójt, ma wymiar nie tylko sportowy, ale i znaczenie gospodarcze dla całego regionu złotoryjskiego. – Taka impreza napędza turystykę. Od 2 tygodni obserwujemy zwiększony ruch w gastronomii, w ten weekend kolarze wypełnili hotele i agroturystyki. To prawda, że są pewne niedogodności dla mieszkańców, przede wszystkim na drogach, ale myślę, że raz w roku to zniosą i wybaczą nam. To najtańsza forma promocji gminy, myślę że ludzie to rozumieją. Zresztą sporo z nich przyszło dziś na start i metę, by kibicować zawodnikom – dodaje samorządowiec.
Dziś druga część kolarskiego weekendu w Złotoryi, czyli szosowy klasyk – Złota Wstęga Kaczawy, która pojedzie m.in. przez Wików, Leszczynę, Sichów, Bogaczów i Pomocne. Start zaplanowano na kilka minut przed godz. 11 w złotoryjskim Rynku.