Szpital jest już z powrotem pod kontrolą powiatu złotoryjskiego – starostwo kilka dni temu przejęło spółkę zarządzającą lecznicą i powołało nowego prezesa. Szpital na gwałt jednak potrzebuje pieniędzy, bo nie ma czym płacić dostawcom. Starosta wyciąga rękę do samorządów gminnych, ale te nie chcą wchodzić w spółkę z powiatem. Burmistrz Złotoryi co prawda obiecuje pomoc finansową, ale stawia warunki.
W czwartek 24 października powiat przejął aktem notarialnym udziały w spółce Szpital im. Andrzeja Wolańczyka w Złotoryi i stał się jej jedynym właścicielem. To zakończyło 3-letni mariaż złotoryjskiej lecznicy z Jackiem Nowakowskim, w opinii wielu – katastrofalny w skutkach. Jeszcze tego samego dnia zwołano nadzwyczajne walne zgromadzenie, którym jest zarząd powiatu. Powołało ono prezesa szpitalnej spółki. Został nim Wiktor Król – ten sam, który pojawił się na ostatniej sesji rady powiatu jako społeczny konsultant starosty w sprawie sytuacji finansowej szpitala i autorytarnie stwierdził, że spółka jest na skraju bankructwa i że w ciągu 3 miesięcy lecznica przestanie działać, czym zresztą wywołał szok na sali obrad (pisaliśmy o tym TUTAJ).
– Pan Wiktor Król to ekonomista i bankowiec, który dobrze zna się na finansach i zarządzaniu spółkami. Przez 12 lat zarządzał placówkami opieki zdrowotnej – podkreśla starosta Wiesław Świerczyński.
Król jest z Kamiennej Góry i kierował m.in. tamtejszymi szpitalami: Dolnośląskim Centrum Rehabilitacji, a wcześniej Powiatowym Centrum Zdrowia. W 2014 r. startował też bez powodzenia w wyborach na burmistrza Kamiennej Góry. Złotoryjskim szpitalem będzie zarządzał jednoosobowo, choć starosta bierze też poważnie pod uwagę, że poza prezesem będzie też zatrudniony dyrektor placówki.
– Prezes potrzebuje 3 miesięcy na opracowanie strategii restrukturyzacji naszego szpitala – dodaje Świerczyński.
Prawdopodobnie jednak kluczowe decyzje dotyczące finansów Król będzie musiał podjąć już wcześniej, bo sytuacja szpitala przy ul. Hożej jest bardzo nieciekawa. Szacuje się, że wymagalnych zobowiązań, czyli faktur po terminie, jest ok. 1 mln zł, a do końca roku wzrosną o kolejnych 500 tys. Na dzień dobry potrzeba więc na uratowanie płynności spółki jakieś 2 mln zł.
Powiat, który ma 23 mln złotych zadłużenia i pozastawianą pod kredyty większą część swoich budynków, takich pieniędzy nie jest w stanie zdobyć w ciągu najbliższych miesięcy. Dlatego z nadzieją patrzy w kierunku samorządów gminnych. Dzień przed powołaniem Króla na prezesa odbył się w starostwie konwent wójtów i burmistrzów, na którym Świerczyński przekazał, że bez pomocy gmin szpitala prawdopodobnie nie uda się uratować. Z naszych informacji wynika, że od trudnej sytuacji lecznicy zdecydowanie odciął się tylko burmistrz Wojcieszowa. Reszta wójtów i burmistrzów nie powiedziała „nie”, ale najpierw chce zobaczyć program restrukturyzacji. Dlatego nowy prezes szpitala ma się spotkać w najbliższych tygodniach z radami poszczególnych gmin i przedstawić im swoją wizję rozwoju i potrzeby. Pierwsze takie spotkanie planowane jest w Pielgrzymce.
Podczas środowego konwentu starosta zaproponował gminom wejście z udziałami do spółki i dokapitalizowanie w ten sposób szpitala. Ten pomysł nie bardzo się jednak podoba samorządowcom – także burmistrzowi Złotoryi, na którą władze powiatu liczą najbardziej w sprawie ratowania szpitala. – Żaden z wójtów nie chce wchodzić w spółkę. Argument przeciw jest taki, że bylibyśmy jednoznacznie kojarzeni jako współwłaściciele szpitala i pretensje społeczne za ewentualne niepowodzenia byłyby adresowane również do miasta. Dziś właścicielem jest powiat i tak powinno na razie zostać – tłumaczy Robert Pawłowski. W złotoryjskim ratuszu zdecydowanym przeciwnikiem wchodzenia w spółkę jest skarbnik Grażyna Soja. – W razie straty finansowej miasto będzie musiało ją pokryć do poziomu swojego udziału, a to jest niegospodarność, bo to nie jest zadanie własne gminy. Za to grozi prokurator – podkreślała na ostatniej komisji budżetu rady miejskiej, na której omawiana była kwestia pomocy ze strony miasta dla powiatu.
Z blisko 17,5 tys. świadczeń zdrowotnych, które szpital udzielił mieszkańcom powiatu od stycznia do czerwca tego roku, 46 proc. dotyczyło złotoryjan. 20 proc. pacjentów to mieszkańcy gminy Świerzawa, 15 proc. – gminy wiejskiej Złotoryi, prawie 10 proc. Pielgrzymki, ponad 8 proc. Zagrodna i tylko 1,3 proc. Wojcieszowa. Dlatego burmistrz Pawłowski uważa, że miasto nie może uciekać od pomocy szpitalowi, mimo że to jednostka należąca do powiatu i mimo że w przeszłości wielokrotnie wspierało starostwo w ratowaniu lecznicy, choćby kupując od powiatu nieruchomości czy umarzając podatek od nieruchomości z odsetkami.
– Powiedzmy sobie szczerze: miasto nie nawarzyło tego piwa. Nie wyobrażam sobie jednak Złotoryi bez szpitala. Wiem, że są takie miasta jak Chojnów, które są przykładem tego, że bez szpitala można się obejść. Ale dla Złotoryi to cofnięcie cywilizacyjne – uważa Robert Pawłowski.
Burmistrz zamiast spółki zaproponował staroście 3 inne formy, w jakich miasto mogłoby wspomóc powiat. Po pierwsze – gmina miejska jest gotowa odkupić od powiatu którąś z powiatowych nieruchomości leżących na terenie miasta, np. dawną strażnicę PSP czy budynek, w którym mieści się notariusz. – To byłby konkretny zastrzyk pieniędzy dla starostwa. Trzeba jasno powiedzieć, że my nie potrzebujemy na gwałtu rety tych nieruchomości, jednak z naszej strony byłby gest i poświęcenie, bo musielibyśmy zrezygnować z jakiegoś innego swojego zadania lub zadłużyć się. Ale to dobre rozwiązanie dla interesu miasta, bo nie dajemy pieniędzy za darmo – argumentuje Pawłowski.
Po drugie – gmina miejska mogłaby odciążyć powiatowy budżet i przejąć któreś z zadań, jakie wykonuje w tej chwili powiat, np. utrzymywać ul. Krzywoustego – jedyną drogę pod zarządem starostwa na terenie Złotoryi. I po trzecie – miasto jest skłonne zwracać powiatowi w formie dotacji podatek od nieruchomości (a następnie przekształcać go powoli w udziały w szpitalnej spółce).
Starosta do dwóch pierwszych propozycji ratusza podchodzi sceptycznie i traktuje je jako „ostateczność”.– Co to za pomoc, że miasto kupi od nas nieruchomość? Wyzbędziemy się po prostu majątku, więc to żadna pomoc. A jeśli chodzi o ul. Krzywoustego, to i tak będziemy musieli być może przekazać ją miastu, gdy przejmiemy drogi wojewódzkie. Jedyna ratująca nas propozycja to zwrot podatku od nieruchomości – zaznacza Świerczyński.
Starosta widzi jeszcze czwarte rozwiązanie: przeniesienie do budynku szpitala miejskiej przychodni i wniesienie jej przez miasto do spółki. Burmistrz podchodzi jednak do tego pomysłu bardzo asekuracyjnie, gdyż władze miasta są świadome, że ryzyko niepowodzenia planu ratunkowego szpitala jest bardzo duże. Na komisji budżetowej Pawłowski mówił też, że o ile ma szacunek dla Świerczyńskiego za to, że podjął się sprzątania bałaganu, który narobił poprzedni zarząd powiatu, to jednak wcale nie ufa radzie powiatu.
– Pomysł z przychodnią w budynku szpitala był aktualny 4 lata temu, gdy dyrektorem był Mariusz Misiuna, miał sprecyzowane plany, a sam szpital był w lepszym stanie. Nasza przychodnia kokosów nie przynosi, ona się bilansuje, ale nie jest w stanie być motorem napędowym dla ratowania szpitala. To tak jakby zaprząc malucha, żeby ciągnął ciężarówkę – tłumaczy Pawłowski. – Poza tym w dzisiejszej radzie powiatu zasiadają ci sami ludzie, którzy 3 lata temu beztrosko podnieśli rękę za tym, żeby ten szpital oddać w dzierżawę – przepraszam, że zacytuję, bo to są słowa pana starosty ówczesnego – „gównianej spółce”. Jak teraz możemy mieć zaufanie do tych osób, które tam są? Skąd mamy wiedzieć, czy znowu w podobnie trudnym momencie nie zachowają się tak samo i zamiast odważnie podjąć bolesne decyzje restrukturyzacyjne nie oddalą od siebie kolejnego problemu? – pyta retorycznie burmistrz.
A problemów, zdaniem Pawłowskiego, będzie tylko coraz więcej. – O ile zdążyłem się zorientować, że nowy prezes jest dobrym analitykiem, wie jaki kierunek obrać i zapewne poradzi sobie od strony technicznej z zarządzaniem szpitalem, to nie jestem pewien, czy sobie podoła problemom społecznym w szpitalu. A tam jest makabryczna sytuacja: organizacja jest w rozkładzie, a ludzie są u kresu wytrzymałości, bo przez kilka lat byli eksploatowani ponad miarę. Z drugiej strony załoga musi się wykazać cierpliwością, bo jeśli teraz zapuka do drzwi starosty i powie: dajcie nam podwyżki, wypłaćcie zaległe świadczenia socjalne już dziś, to położy cały projekt ratowania szpitala – dodaje burmistrz.
Ostrożnie do sprawy pomocy finansowej dla powiatu podchodzą też radni miejscy, którzy oczekują zabezpieczenia miejskich pieniędzy, by nie poszły na zmarnowanie. Na komisji w ratuszu mówili m.in. o przedstawieniu przez powiat planu naprawczego. – Przez dwie kadencje jako radny powiatu nie mogłem się takiego planu doprosić jednego i drugiego zarządu. Niech najpierw dadzą coś od siebie, jeśli mamy się zaangażować finansowo – zażądał Paweł Okręglicki.
Burmistrz też zresztą nie kryje, że powiat musi ponieść jakieś ofiary ze swojej strony, jeśli oczekuje pomocy od miasta. – To nie będzie tak, że my sypniemy kasą, a w starostwie wszystko pozostanie po staremu. Oczekujemy poświęcenia ze strony władz powiatu. Powiat czeka głęboka restrukturyzacja, będzie musiał przyciąć na wydatkach, by był w stanie spłacać zadłużenie bez pobierania od szpitala złodziejskiego czynszu dzierżawnego, którego stawka jest mocno zawyżona. Moim zdaniem w powiecie są jeszcze rezerwy finansowe – twierdzi Pawłowski.
Od kilku lat w złotoryjskim starostwie mówi się o utworzeniu czegoś w rodzaju centrum usług wspólnych dla jednostek powiatowych, które pozwoliłoby wprowadzić oszczędności w administracji. Mówi i nic poza tym, choć starosta twierdzi, że pracuje nad tym od pół roku. – Nie jest to łatwy temat. Utworzyłem już wydział rozwoju w starostwie, zakończyliśmy bardzo trudną sprawę przejęcia szpitala, więc teraz zarząd skupi się zintegrowaniu usług prawnych i informatycznych w administracji powiatowej – zapewnia Wiesław Świerczyński.